Będzie przystanek?
20 listopada 2009
Już trzy lata mieszkańcy osiedla Zielone Zacisze walczą o budowę przystanku autobusowego na ul. Wincentego w stronę Bródna.
- Po raz kolejny udałam się do urzędu dzielnicy, by porozmawiać na temat przystanku. Naszych próśb wysłuchał wiceburmistrz Janusz Janik, który postanowił poprzeć inicjatywę. Napisał do Zarządu Dróg Miejskich i Zarządu Transportu Miejskiego pismo z prośbą o przystanek dla nas. Rozmawiając wcześniej z radnymi dzielnicy nic nie osiągnęliśmy. Apel o przystanek przeleżał w urzędniczym biurku. Co ciekawe, dotarliśmy do dokumentu, w którym inżynier ruchu m.st. Warszawy wyraża zgodę na przystanek we wskazanej lokalizacji. Domyślam się, że pismo było znane urzędnikom od dawna, ale żaden z nich o tym głośno nie mówił - bo po co. Czy wreszcie burmistrz coś wskóra? - zastanawia się pani Krystyna, inicjatorka całej akcji.
- Po tym jak remont ulicy Wincentego został odłożony, doszedłem do wniosku, że nie można dłużej zwlekać z przystankiem. Jest on tu konieczny. Nie jest to skomplikowana procedura, tym bardziej że mieszkańcy chcą tylko zwykły słupek przystankowy. Nie wiąże się to z wielkimi kosztami - zakupem wiat czy budowa-niem zatoki autobusowej. Myślę, że ZDM i ZTM powinny się dogadać. Moim zda-niem nie mają żadnych argumentów przeciwko ustawieniu tam przystanku - kwituje wiceburmistrz Janusz Janik.
Do ZTM i ZDM nie dotarło jeszcze pismo burmistrza.
- Popieramy budowę tego przystanku. Realizacja tej inwestycji zależy jednak od zarządcy drogi, czyli ZDM - informuje Konrad Klimczak, rzecznik ZTM
- Utworzenie przystanku należy do ZTM. My możemy jedynie wyrazić zgodę na jego budowę - mówi z kolei rzecznik ZDM Adam Sobieraj.
Już wcześniej między ZDM a ZTM trwała przepychanka i zrzucanie odpowie-dzialności. Jak widać nic w tej kwestii się nie zmieniło.
- To najdłużej ciągnąca się sprawa, jaką próbowałam załatwić. Trzy lata to lek-ka przesada. Czas skończyć z tą biurokracją i spychaniem odpowiedzialności na różne instytucje - komentuje pani Krystyna.
nc
Nasz komentarz
Proszę pani, to nie ja. To ona. Piaskownica. A w piaskownicy dorośli urzędnicy.