Będzie akcja zrywania plakatów na Młocinach
6 czerwca 2013
"Zaginął piesek, czeka zrozpaczona wnuczka". Dla większości z nas takie ogłoszenia są dopuszczalne. Ale "pożyczki w 15 minut", "remonty za bezcen", "szkoła jazdy dla opornych"? - Trzeba skończyć z tą samowolą wieszania plakatów, gdzie tylko popadnie! Jak spadnie deszcz, wszystko się odkleja. I jak to potem wygląda? Cała dzielnica upstrzona jest skrawkami ogłoszeń - denerwuje się Zbigniew Klukowski, przewodniczący Samorządu Mieszkańców Młocin.
- Przymierzamy się do akcji zrywania takich plakatów. Apelujemy, by wieszający przy swoim ogłoszeniu podawali daty, kiedy będą je usuwać. Jeśli takiej adnotacji nie będzie, zostanie zerwane. Tablice powinny zostać ustawione w najbardziej ruchliwych miejscach. Na przykład obok przystanków autobusowych - mówi Zbigniew Klukowski. Sytuację tolerujemy tylko do czasu. Często te ogłoszenia to kawałki tektury okręcone drutami. Przyjdzie deszcz, zawieje silniejszy wiatr i potem walają się te kawały tektury, a z drzew i latarni zwisają pokręcone druty. Zwrócimy się do urzędu dzielnicy o ustawienie tablic, gdzie byłoby miejsce na takie ogłoszenia. Powinny zostać ustawione w najbardziej ruchliwych miejscach. Na przykład obok przystanków autobusowych - mówi przedstawiciel Samorządu.
Jak wspomnieliśmy, główna tablica ogłoszeniowa urzędu dzielnicy ustawiona jest przy rogu Dzierżoniowskiej oraz Trylogii. Przydałyby się także przy szkole na ul. Balaton, czy w narożniku UKSW. Także przy Heroldów, a po drugiej stronie - na Młocinach Wschodnich - przy Farysa i to nawet ze dwie. Z przystanków - najbardziej przy Żubrowej.
- Te plakaty wiszą na wszystkich słupach elektrycznych i lampach. To plaga naszej okolicy - narzeka Klukowski.
- Jeżeli plakaty czy ogłoszenia są wieszane w miejscach publicznych, bez zgody zarządcy terenu, to podlega to sankcjom. Problem jednak w tym, że wyłącznie wtedy, kiedy "sprawca" zostanie przyłapany na gorącym uczynku. Mówi o tym artykuł 63 kodeksu do spraw wykroczeń. Przewidziana jest grzywna w wysokości od 20 do 500 zł, a nawet ograniczenie wolności. To ostatnie w przypadku, gdyby przyłapany odmówił przyjęcia mandatu - tłumaczy Katarzyna Dobrowolska z biura prasowego straży miejskiej.
mac