"Bazarek jak Bangladesz". Czas na zmiany?
25 marca 2019
Od lat wzdłuż ul. Powstańców Śląskich na odcinku między Wrocławską a Radiową funkcjonuje targowisko TarBem. W opinii wielu kupujących stan techniczny i wizualny tego miejsca już od dawna pozostawia wiele do życzenia, szpecąc całą okolicę. Czy w najbliższym czasie coś się zmieni?
- W 2011 roku napisaliście artykuł o targowisku TarBem na Bemowie. Od tego czasu nic się nie zmieniło, bazarek wygląda jak "Bangladesz", nie spełnia żadnych norm sanitarnych a poruszanie się po nim jest w zasadzie niebezpieczne dla zdrowia - pisze w e-mailu do redakcji pan Waldemar. I faktycznie, przed ośmioma laty ówczesne władze dzielnicy deklarowały duże zmiany na bazarku. - Zależy nam na ucywilizowaniu targowiska poprzez budowę estetycznych pawilonów handlowo-usługowych - powiedział ówczesny wiceburmistrz Krzysztof Zygrzak. Uporządkowanie bazaru przy Wrocławskiej miało być perspektywą nieodległego czasu. Jednak pomimo upływu lat nic się tu nie dzieje. Nieruchomość stanowi własność miasta i jest wydzierżawiana spółce TarBem.
Metamorfozy bazarku nie będzie?
Obecnie przechadzając się po bazarze da się zauważyć sporą rotację najemców pawilonów handlowych, wiele jest też pustostanów, a w ostatnich latach swoje interesy prowadzi tam coraz większa liczba cudzoziemców. Kupców, którzy prowadzą swoją działalność tam od samego początku, a więc od 1991 roku, pozostało około 30. Targowisko w ciągu ostatnich lat mocno uległo skurczeniu. Z ponad 250 pawilonów handlowych zostało około 140, mimo to bazarek nadal cieszy się zainteresowaniem mieszkańców, zwłaszcza starszego pokolenia. Z pewnością sporym atutem tego miejsca są zawsze świeże warzywa i owoce. Formuła bazaru jeszcze się nie wyczerpała, czy więc dzielnica zamierza ucywilizować ten teren?
- Piłeczka jest po stronie kupców, którzy zarządzają terenem. Oni chyba sami z sobą nie potrafią się dogadać i znaleźć sensownego rozwiązania. Na pewno nie chciałbym, żeby samorząd, czy my jako radni dzielnicy, jakoś mocno ingerował w ich działalność i narzucał im zmiany. To mogłoby wywołać niepotrzebne konflikty - komentuje radny Łukasz Lorentowicz.
Kto się odważy?
- To nie jest nasza zła wola, że targ tak wygląda. My też się wstydzimy i na bieżąco poprawiamy co się da. Jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie zainwestuje tu swoich większych pieniędzy, jeśli miasto zawiera z nami krótkoterminowe, bo tylko trzyletnie, umowy dzierżawy. Dziś jesteśmy, a jutro nas nie ma, więc kto zaryzykuje? - retorycznie pyta prokurent i założyciel kupieckiej spółki TarBem. - Umowę dzierżawy tego terenu mamy tylko do września i nie wiemy, jak nowe władze dzielnicy zapatrują się na naszą działalność. Przy odrobinie dobrej woli, nawet przy deklaracji partycypacji w kosztach, moglibyśmy wspólnie zmienić estetykę tego miejsca. Byłoby to z korzyścią dla wszystkich. W końcu rocznie z tytułu dzierżawy budżet miasta zarabia na nas 720 tys. zł, a to nie wszystkie dochody, bo jeszcze kupcy płacą podatki z tytułu prowadzonej tu działalności. To są olbrzymie pieniądze, które zasilają kasę dzielnicy. Czemu więc i do nas nie miałyby po części wrócić? - zastanawia się Stanisław Przemka. Jak dodaje, liczy na udane rozmowy z nowymi władzami dzielnicy.
- W aktualnych planach inwestycyjnych dzielnicy nie ma zadań związanych z tym miejscem - ucina wszelkie spekulacje na temat chęci rewitalizacji bazarku przez bemowski samorząd Małgorzata Kink, rzeczniczka bemowskiego ratusza
(DB)