20 lat żeglugi. Urodzinowe wspomnienia i życzenia
9 czerwca 2017
Verne pisał o dwudziestu tysiącach mil, myślę jednak, że Białołęcki Ośrodek Kultury w ciągu minionych dwudziestu lat przebył drogę znacznie dłuższą niż kapitan Nemo. I chociaż nie była to wyprawa podmorska, to na pewno równie barwna, ekscytująca i momentami niemalże fantastyczna! - wspomina Bartłomiej Włodkowski.
Dwie siedziby, czterech dyrektorów, tysiące spektakli teatralnych, setki koncertów, lekko licząc ponad sto pięćdziesiąt tysięcy godzin zajęć z edukacji kulturalnej...
Dwudziestka! Pierwsze okrągłe, dorosłe urodziny. Fajny wiek.
To moment, kiedy jest się jeszcze bardzo młodym, szalonym, odważnym, ale ma się już sporo doświadczeń za sobą, świadomość swoich umiejętności i wiedzę w czym się jest dobrym.
Jazz, piknik w parku i Wegełęka. Wyjątkowe urodziny BOK
Wielkimi krokami nadchodzi zacny jubileusz. Gwiazdą będzie wielki artysta. W czerwcu Białołęcki Ośrodek Kultury obchodzić będzie 20-lecie istnienia. Na przestrzeni tych lat z jego oferty skorzystało ponad 600 tys. osób.
Mamro - teatralni pasjonaci, wizytówka BOK-u
"Wychowanie rodziców wymaga dużo czasu i jest tym trudniejsze, im są inteligentniejsi", "Mężczyzna jest jak wilk bez obroży, a kobieta czyni z niego łańcuchowego psa" - te i inne "życiowe prawdy" można usłyszeć na scenie Białołęckiego Ośrodka Kultury w wykonaniu młodych aktorów teatru Mamro.
"Luzik" - bo dzieci kochają śpiewać i tańczyć
W przyszłości chcą śpiewać, grać i tańczyć. Wiedzą to już dziś, choć mają dopiero po kilka lat. Młodzi wielbiciele muzyki będą spotykać się na zajęciach muzycznych w sali tanecznej Białołęckiego Ośrodka Kultury.
Otwarcie BOK Głębocka 66. "Sąsiedzkie, pozbawione zadęcia"
Wschodnia Białołęka przestała być "kulturalną pustynią". 9 września została otwarta nowa sala widowiskowa Białołęckiego Ośrodka Kultury przy ul. Głębockiej 66. Dzień uświetnił zespół "Zakopower", który wystąpił na dachu BOK oraz Hirek Wrona, który za konsolą DJ-a zabawiał gości muzyką.
Mocny start. Kino, teatr i dobra muzyka na Białołęce
Nowy rok w Kinie na BOK-u będzie obfitował w intrygujące obrazy, polskie produkcje oraz wiele atrakcji dla najmłodszych. Na teatralnych deskach Białołęki zagoszczą kolejne premiery, a przy Głębockiej wystąpi jeden z wschodzących talentów polskiej sceny muzycznej.
Teatr lub koncert dla rodziców, animator dla dzieci
Od lutego w Białołęckim Ośrodku Kultury, podczas wybranych wydarzeń i koncertów, będzie można bezpłatnie pozostawić dzieci pod opieką animatorów . Ten projekt nazywa się "Wychodzę z rodzicami"
A do tego to, co w kulturze najważniejsze a niepoliczalne: emocje, poruszenia i wzruszenia.
Dziecko Tomasza
Pamiętam modułową scenę, montowaną z reguły na weekendowe wydarzenia w sali konferencyjnej ratusza samodzielnej wówczas gminy Warszawa-Białołęka. Właśnie to miejsce było przez 8 lat sercem GOK-u. To nie pomyłka: GOK-u, nie BOK-u. Nasza "kulturalna Mekka" powstała bowiem w pamiętnym 1997 roku na mocy uchwały radnych z 21 marca jako Gminny Ośrodek Kultury (jako datę rozpoczęcia działalności wskazano 1 lipca).
O tym, jak bardzo placówka była potrzebna świadczy fakt, że w pikniku otwarcia, który odbył się 13 września, wzięło udział ponad 1,5 tysiąca osób! A były to czasy, gdy ostatnie bloki Tarchomina kończyły się na ulicy Pajdaka, a na miejscu osiedla Derby hulał wiatr i rosło zboże. Od czasów zamknięcia ponad dwadzieścia lat wcześniej kina Chemik przy Polfie Tarchomin, a potem kina Ustronie przy ulicy Klasyków, białołęczanie nie mieli - poza bibliotekami - instytucji kulturalnej z prawdziwego zdarzenia.
Mam w domu prawdziwy eksponat muzealny - kubek z charakterystycznym logo: pędzel, paleta farb i litery "GOK". Przygotowaliśmy go w 2001 roku dla uczestników pierwszej edycji bożonarodzeniowego festiwalu "Betlejem u Avetek", któremu Gminny Ośrodek Kultury użyczył schronienia. Stylistyka znaku graficznego była dość przaśna, typowa dla końca lat 90., kiedy takie rzeczy robiło się w Paincie, a bywało, że po prostu w Wordzie. Drugi zapamiętany przeze mnie "gadżet" z tamtych "dziecięcych lat" to potwornie ciężkie, ale dobrze spełniające swoją rolę fragmenty szyn kolejowych, które służyły jako... stabilizatory sceny tudzież blokada drzwi. Co ciekawe, widziałem je również dużo później na nowej scenie Białołęckiego Ośrodka Kultury.
Oprócz sali widowiskowej, będącej de facto salą obrad (a obecnie coraz częściej areną spektakularnych kłótni radnych), ośrodek dysponował bodaj sześcioma niedużymi pomieszczeniami, mieszczącymi się po obydwu stronach długiego korytarza na pierwszym piętrze w prawym skrzydle ratusza. 200 metrów kwadratowych powierzchni biurowej, zaaranżowanej na potrzeby artystyczne. I choć to wszystko z dzisiejszej perspektywy klimatyzowanych sal przy van Gogha czy Głębockiej wydaje się dość toporne, to stała za tym prawdziwa pasja i niezwykłe zaangażowanie.
Zresztą świadczy o tym rozmach działania. Oprócz prowadzenia sekcji, rozmaitych konkursów, tylko w pierwszym sezonie wystąpili - Jerzy Kryszak, "Tercet czyli Kwartet", Ryszard Rynkowski, Grzegorz i Patrycja Markowscy, Zdzisława Sośnicka, Cezary Pazura, Adrianna Biedrzyńska, Zespół Pieśni i Tańca "Śląsk", "Skaldowie", Zespół "Pod Budą". Sporo, jak na młodą instytucję bez profesjonalnego zaplecza.
A na czele - Tomasz Służewski, "ojciec - dyrektor", patron sali widowiskowej w obiekcie przy Van Gogha. To on o GOK-u, który w związku ze zmianą ustroju Warszawy i utratą samodzielności przez gminę w 2012 roku stał się BOK-iem (mylonym często z Bielańskim Ośrodkiem Kultury), mógłby opowiedzieć najwięcej. Podczas naszych spotkań co i razu padały "smaczki", których wtedy niestety nie zapamiętywałem. O ludziach, o zdarzeniach, o relacjach ze zwierzchnikami... Albo o bójce, do jakiej o mało co nie doszło podczas plenerowego koncertu z okazji 5-lecia gminy. Co ciekawe scysję mieli wywołać słuchacze chrześcijańskich kapel "Armia" i "Tymoteusz".
Tomasz obiecywał, że kiedyś spisze wspomnienia. Śmialiśmy się, że będzie to istne trzęsienie ziemi, bo Służewski nie był łatwym człowiekiem. Nierzadko w relacjach i z pracownikami, i z burmistrzami, i z radnymi stawiał sprawy na ostrzu noża, wybuchał, nie przebierał w słowach, czasem walczył jak lew, ale nie można było odmówić mu braku zaangażowania, nieprzeciętnej inteligencji i artystycznej, nowatorskiej wizji, której konsekwentnie bronił. Podobnie jak niezależności Ośrodka od wszelkich układów i nacisków politycznych. Na przykład niedługo przed śmiercią odmówił zatrudnienia osoby "z politycznego nadania"... To właśnie wtedy mówił - wcale nie z goryczą - że BOK to jego dziecko, dla którego poświęcił swoje miłości, stabilizację rodzinną, i - jak się okazało - także zdrowie.
Zagłębie teatralne
Ów styl Tomasza potwierdza też znamienny fakt, że kiedy jako dwudziestolatek zgłosiłem się do niego z pomysłem zorganizowania kilkudniowego, ogólnopolskiego bożonarodzeniowego festiwalu teatralno-muzycznego dla kilku tysięcy osób - nie wyśmiał mnie. Choć miał do tego pełne prawo. Nie miałem wówczas praktycznie żadnego doświadczenia, Fundacja Ave jeszcze nie istniała, a wszystko miało się odbywać w oparciu o wolontariat dzieci-chórzystów i ich rodziców. Służewski dokładnie wypytywał o szczegóły, zadawał podchwytliwe pytania i coraz bardziej się uśmiechał. Lubił takie szaleństwa i jeśli widział autentyczne zaangażowanie - ryzykował. Bo był prawdziwym Artystą. Kpił czasem z dyrektorów placówek kultury, którzy zdawali się być bardziej buchalterami. Pamiętam, gdy podczas jednej z edycji "Betlejem u Avetek" teatr niepełnosprawnych przy minimum środków artystycznych zaprezentował sztukę na najwyższym poziomie, Służewski cały rozentuzjazmowany aż "chodził": nazywał spektakl "odkryciem", rzucał pomysłami zrealizowania filmu o grupie, planował kolejne występy.
Nic dziwnego, bo nade wszystko kochał teatr. Od czasów, gdy chcąc zdobyć uczucia pewnej pięknej koleżanki - jako licealista - założył w bródnowskim kościele Matki Bożej Różańcowej Teatr 13. Z miłości do dziewczyny nic nie wyszło, ale pojawiło się równie gorące uczucie do sceny. Posada dyrektora ośrodka kultury z jednej strony miała zapewnić jego ukochanemu teatrowi bezpieczny dach nad głową - po latach tułaczki od kościoła, poprzez domy kultury "Świt" i "Zacisze" - a drugiej dać szansę na eksperyment twórczy i stworzenie placówki, jakiej w Warszawie nie było.
Miał swój styl: do pracy przychodził zwykle w południe, do wieczora załatwiał sprawy, a następnie nocami prowadził próby "Trzynastki". Do domu wracał, kiedy inni wstawali do pracy. Musiał mierzyć się z zawiścią. Pamiętam interpelacje nieżyczliwych radnych, którzy wytykali "nocne zabawy" dyrektora.
Ale cel osiągnął. W 2011 roku BOK stał się rozpoznawalnym w całej Polsce "zagłębiem teatralnym". Służewski stworzył warunki do rozwoju kilku teatrów, próbujących w różnych konwencjach i celujących w innego odbiorcę - wymieńmy chociażby "Kompanię Teatralną Mamro", Teatr "Pora na Seniora", dziecięce "Stonkę" i "Stoneczkę", czy gimnazjalny "Teatr Działań Twórczych". Ważne, że nie była to wizja oderwana od rzeczywistości. Wejściówki na większość spektakli trzeba było rezerwować z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, a inscenizacje zdobywały czołowe miejsca na festiwalach teatralnych. Już w 2000 roku z inspiracji Służewskiego BOK zorganizował "Garderobę Białołęki", która rychło stała się jednym z najważniejszych krajowych festiwali teatrów alternatywnych. 18. edycja imprezy odbyła się w marcu.
Segment teatralny mógł się rozwinąć dzięki oddanej do użytku w 2005 roku nowej siedzibie przy ulicy van Gogha. Sala widowiskowa dawała nowe możliwości, ale i przyniosła wiele rozczarowań. Okazało się, że pomysł władz na połączenie w jednym budynku szkoły i placówki kultury (na wzór rozwiązań francuskich) powodował szereg ograniczeń i napięć. Pamiętam konflikty z dyrekcją zespołu szkół o prozaiczne sprawy, jak liczba petów znajdujących się w koszach na śmieci po weekendowych imprezach BOK-u i absurdalne komisyjne "odbiory korytarza" z udziałem przedstawiciela szkoły po wspólnych imprezach Fundacji Ave i BOK. Przeżyliśmy też zamykanie przed uczestnikami imprez toalet na parterze budynku, formalnie należących do szkoły. Ale jak widać, historia lubi się powtarzać, bo - o, ironio! - sala przy Głębockiej powstała - ze względów finansowych - w identycznej formule.
Żyjąc teatrem, Służewski nie zaniedbywał innych dziedzin. Nawet festyny i imprezy sylwestrowe "pod chmurką", z których po cichu kpił, organizował na najwyższym poziomie z udziałem gwiazd z pierwszych stron gazet. Natomiast bardzo zależało mu na edukacji kulturalnej. Proponował nauczycielom z białołęckich szkół i przedszkoli warsztaty animacyjne i zorganizował system finansowego wsparcia dla działań kulturalnych w placówkach oświatowych.
Nie można zapomnieć, że to BOK był inspiratorem i wydawcą dwóch edycji książki "Historia Białołęki i jej dzień dzisiejszy", która wciąż jest jedyną i prawdziwie kultową pozycją varsavianistyczną dla tej części Warszawy. Dzięki tej inicjatywie udało się zebrać wiele unikatowych wspomnień od osób, które już nie żyją.
W ostatnich latach życia Służewski stworzył "Art BOK" (pierwotnie "PlayBOK"), nieistniejący już miesięcznik, który miał ambicje znacząco wykraczające poza format lokalnego informatora kulturalnego. Bezpłatna gazeta relacjonowała najważniejsze wydarzenia kulturalne w Warszawie, sporo miejsca poświęcała historii, wreszcie - zachęcała mieszkańców z "zamkniętych osiedli" do aktywności i współtworzenia oferty BOK.
Dlatego też w 2006 roku powołano Radę Programową BOK, która skupiła aktywnych społeczników. Niewątpliwym sukcesem tej grupy było zainicjowanie Dni Białołęki, które powiązano z rocznicą zwycięskiej Bitwy pod Białołęką z czasów Powstania Listopadowego. Miały one prawdziwie oddolny, integracyjny charakter, a poszczególne punkty programu przygotowywały nieliczne wówczas organizacje pozarządowe. W moim odczuciu znacznie bardziej istotny był ów "ferment intelektualny" i przeciągające się do późnej nocy twórcze spory na temat kultury i społeczeństwa - także w kontekście misji i oferty BOK - które toczyliśmy pod wodzą Tomasza z Krzysiem Madejem, Jarkiem Filipowiczem, Maciejem Brudzińskim, Basią Nykowską, Ewą Sawicką, Alicją Czyżnikowską, Jurkiem Sznajderem i wieloma innymi osobami.
Lokalna filharmonia
Po nagłej śmierci Tomasza Służewskiego Rada Programowa nie spotkała się już ani razu. Nowa dyrektor Anna Barańska-Wróblewska, altowiolistka i szefowa Orkiestry "Romantica", zapisała się w pamięci mieszkańców przede wszystkim jako organizatorka widowiskowych koncertów muzyki operetkowej. Liczba prezentacji muzyki klasycznej pretendowała BOK do miana "lokalnej filharmonii", co odpowiadało wizji Jacka Kaznowskiego, ówczesnego burmistrza Białołęki i wielkiego melomana. Udało się wówczas przyciągnąć do ośrodka wielu lokalnych artystów. To niewątpliwy sukces.
Nowa dyrektor zmieniła też logo BOK-u z pomarańczowego na różowe. Paradoksalnie jednak jej rządy nie skończyły się różowo. Skonfliktowana z częścią pracowników i władzami dzielnicy, odeszła przed upływem kadencji.
BOK lokalny
Kolejny dyrektor Krzysztof Mikołajewski postawił na lokalność. Pamiętam wątpliwości pracowników, działaczy, urzędników czy pomysł wyjścia z działaniami artystycznymi na blokowiska Tarchomina nie będzie klapą. Ale dyrektor był nieugięty. Nie bał się uruchomić Barakowozu Artystycznego i plenerowych wakacyjnych zajęć dla dzieci w parku Picassa - nagrodzonych zresztą w Warszawskim Konkursie Edukacji Kulturalnej. Zainicjował podwórkowe animacje kulturalne, a na tarasie artystyczną kawiarenkę, otworzył wreszcie przy ul. Głębockiej miejsce spotkań sąsiedzkich "3 pokoje z kuchnią".
Nie wszystkie pomysły zaiskrzyły, ale uruchomione procesy zaczęły uświadamiać, że kultura nie może być postrzegana wyłącznie przez pryzmat liczby odbiorców wydarzenia artystycznego; że równie ważny, a może najważniejszy jest kontekst społeczny. Kultura powinna integrować i pobudzać, rozwijać postawy obywatelskie, zmieniać postrzeganie świata, wreszcie - zmieniać jakość życia.
Ważnym momentem w historii BOK było otwarcie - z udziałem wiceprezydenta Warszawy Michała Olszewskiego - sali kinowej. I choć jest to kino raczej niszowe, to ze względu na kameralny i niekomercyjny charakter ma wielu sympatyków, o czym można przeczytać w facebookowych postach.
Rówieśnica
To właśnie szefowa kina Na Boku z czasów Mikołajewskiego, Karolina Adelt-Paprocka, w 2015 roku została kolejną dyrektorką placówki. Niewiele starsza od BOK-u. Energiczna i pełna werwy. Słucha ludzi i nie boi się wyzwań. Wymowny jest fakt, iż na scenie Ośrodka pojawia się coraz więcej gwiazd światowego formatu. A organizacje pozarządowe i mieszkańcy mają szansę realizować swoje pomysły z wykorzystaniem potencjału BOK w ramach organizowanego dwa razy w roku konkursu. To ważne i transparentne rozwiązanie - nowatorskie w skali całego miasta!
Mało kto wie, że dyrektor Karolina, której w 2016 roku przypadł w udziale zaszczyt otwarcia filii BOK-u przy ulicy Głębockiej z imponujących rozmiarów salą, jedną z nowocześniejszych w Warszawie, przez wiele miesięcy wcześniej, jeszcze jako animatorka kina, zajmowała się wszelkimi uzgodnieniami technicznymi i negocjowała z wykonawcami najkorzystniejsze rozwiązania. Palec Opatrzności?
O swojej placówce często mówi "firma". Na początku mnie to drażniło. BOK ma przecież misję, to instytucja wyjątkowa, która nie powinna ulegać rynkowym modom. Ale im dłużej przy różnych okazjach słuchałem o "firmie", coraz bardziej rozumiałem, że to wyraz nieprzeciętnego przywiązania Karoliny do BOK. I troska: o markę, o poziom, o wizerunek, o rozwój... A najbardziej mnie wzruszyło, kiedy kilkanaście dni po urodzeniu drugiej córeczki, była już w pracy, by spotkać się ze swoim zespołem.
Mam wrażenie, że dyrektor Karolina, jako młoda (podwójna) mama, świetnie "Tomaszowe dziecko" odchowa, a także z pietyzmem zachowa wszystko, co przez lata stanowiło o wyjątkowości białołęckiej placówki. I tego serdecznie Jej, BOK-owi i Mieszkańcom Warszawy życzę.
Bartłomiej Włodkowski
Autor jest białołęckim aktywistą i popularyzatorem historii, prezesem Fundacji Ave