10 złotych dziennie na szachy w dzielnicy
8 maja 2009
Tyle przeznacza białołęcki wydział sportu na imprezy, treningi i zgrupowania szkoleniowe wszystkich organizacji w tej dyscyplinie sportu.
* * *
Jest Pan trenerem szachowym...
- A także sędzią klasy państwowej, działaczem i zawodnikiem. Arbitrem nieco "zaśniedziałym" - imprez międzynarodowych już nie posędziuję, ale na Białołękę jeszcze wystarczę. Za to moi uczniowie, arbitrzy z licencjami FIDE - międzynarodo-wej federacji szachowej, sędziują w mistrzostwach świata i Europy.
Wróćmy jednak na Białołękę, gdzie podobno "diabeł mówi dobranoc".
- Ten stereotyp przyszło mi zwalczać, odkąd jako nowy mieszkaniec postawi-łem sobie za cel, by Białołęka była w przodującej szachowej trójce dzielnic stolicy. Chyba z powodzeniem, skoro podczas "eksperymentu" - Mistrzostw Mazowsza Ju-niorów przy Modlińskiej, sala konferencyjna ratusza pękała w szwach!
Narzeka Pan na brak pieniędzy. Czy szachy muszą aż tyle kosztować?
- Nie! Jesteśmy chyba najtańszą dyscypliną sportu - nie potrzebujemy ani wiel-kich boisk ani drogiego sprzętu, trening dla grupy optymalnej wielkości 10-15 osób z powodzeniem zmieści się w sali lekcyjnej. Z sędziowaniem Mistrzostw Mazowsza Juniorów (10 grup wiekowych!) poradziliśmy sobie we troje. Za friko - moi wspa-niali współpracownicy, oczywiście mieszkańcy Białołęki: Anna Nożyńska (nauczy-cielka w SP 112) i Adam Skwarnicki (inżynier w RWE) wraz ze mną przeznaczyli honoraria na nagrody rzeczowe dla dzieciaków. Z Białołęki każdy coś taszczył z uśmiechem: piłkę, książkę, mp3, zegar szachowy, rakietki...
Uff! Wystarczy tej wyliczanki. A co dał wydział sportu?
- Hmm... Przygotował dyplomy, a wydział promocji dał smyczki na komórki...
Kilka tygodni temu odebraliśmy sporo telefonów od białołęckich sportowców z pretensjami na obcinanie dotacji dla klubów, niektórym w ogóle nie dano ani grosza. Jak potraktowano szachy?
- Ciągnie mnie Pani za język... No dobrze! Góra urodziła mysz...
Czyli?
- Czekaliśmy wyjątkowo długo na rozstrzygnięcie konkursu, tak jakby stos zło-ta był do podziału. A potem każdy liczył, o ile mniej w porównaniu z rokiem ubieg-łym dostał.
A szachy?
- Jedyna dotowana sekcja szachowa - w PKS "Agape" dostała 3 tys. zł zamiast 8, czyli 37,5% ubiegłorocznej dotacji.
A na co wam są potrzebne takie kwoty?
- Na całoroczne szkolenie.
Może urzędnicy uznali, że nie odnosicie sukcesów, więc nie warto w was inwestować?
- Co roku ktoś z naszych juniorów kwalifikuje się do finałów mistrzostw Polski juniorów, PKS "Agape" jest w pierwszej czwórce klubów stolicy w Warszawskiej Olimpiadzie Młodzieży w szachach, za sukcesy w XX Jubileuszowej Parafiadzie Mię-dzynarodowej (w tym za trzy złote medale szachowych juniorów) otrzymaliśmy list gratulacyjny od JE Biskupa Henryka Hosera, nasi pierwszoklasiści wyprzedzili całą szkółkę renomowanej Polonii w Turnieju Nadziei, reprezentacja SP 342 (w kom-plecie PKS "Agape") jest na szóstym miejscu wśród szkół Mazowsza. A medale z mistrzostw Mazowsza? Tę listę można ciągnąć...
Może Pana nie lubią. Urzędnicy, jak kogoś nie lubią, to mają w zwyczaju zabierać pieniądze.
- Chodzi o spór o pryncypia: dla pracowników wydziału sportu Białołęki - wbrew Ministerstwu Sportu, sportem nie jesteśmy. Pani Ewa Bożęcka (wpływowy członek komisji konkursowej) powiedziała, że szachy to "taka gra kameralna". To cofa nas w lata sześćdziesiąte, gdy szachy jako "gra świetlicowa" były zrównane z chińczykiem i skaczącymi czapeczkami! Szachy były w programie Igrzysk Olimpij-skich już w Paryżu w 1924 r.
Sam Pan powiedział, że zmieścicie się w jednej klasie.
- Ale nie wszyscy! Szachy są w pierwszej czwórce dyscyplin sportu w Polsce pod względem liczby licencjonowanych zawodników...
A na Białołęce?
- Ustawiła się kolejka szkół, które chcą mieć zajęcia szachowe. Tylko przy Strumykowej jest ponad 60 chętnych. Bardzo liczyliśmy na miejski program "Spor-towy Talent", ale i tu są oszczędności. Na razie grupa jest tylko w SP 118 przy Leszczynowej i w SP 112 przy Berensona (tam prowadzi zajęcia pani Nożyńska pod egidą UKS "Taktyk"). Na zasadzie wolontariatu pracuję jeszcze w trzech szkołach.
Tegoroczną dotację z dzielnicy chcieliście ponoć przeznaczyć m.in. na zakup zegarów elektro-nicznych. Kupicie je?
- W przeciwieństwie do dzielnicy, zakup 30 elektronicznych zegarów szacho-wych, które są niezbędne zgodnie z nowymi przepisami, umożliwiło nam miejskie biuro sportu. W ubiegłym roku mistrzostwa Mazowsza rozegraliśmy na mechanicz-nych zegarach po uzyskaniu specjalnej zgody prezesa Mazowieckiego Związku Szachowego.
Jak wyobraża Pan sobie funkcjonowanie praktycznie bez dotacji?
- No cóż... Przypomnę, co powiedział Koń w "Folwarku zwierzęcym" na wieść, że "wszystkie zwierzęta są równe, ale świnie są równiejsze". Trzeba będzie więcej pracować.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiali Barbara Kiliszek i Jakub Janicki
Od redakcji
Maciej Brudziński nie jest jedyną osobą, która zgłosiła do "Echa" zastrzeżenia w sprawie tegorocznego konkursu dotacyjnego dla organizacji pozarządowych na za-dania sportowe. Odebraliśmy sygnały o zbyt długim oczekiwaniu na rozstrzygnięcie konkursu, o niesprawiedliwym podziale środków, o zmniejszaniu dotacji w porów-naniu z rokiem ubiegłym, wreszcie uwagi tych, którym w ogóle odebrano pieniądze na imprezy gromadzące wielu mieszkańców. Tak się stało choćby z imprezami ka-jakowymi Fundacji Ave, które w zeszłym roku zgromadziły kilkaset uczestników. W nieoficjalnych rozmowach z dziennikarzami "Echa" urzędnicy (w tym wysokiego szczebla) nie ukrywali, że to kara za dociekliwość radnego Bartłomieja Włodkow-skiego, prezesa fundacji. Cóż! Pozostaje życzyć radnemu jeszcze większej siły w walce z urzędniczym betonem.