Znikające podwórka na Bemowie
30 września 2013
Przestrzeń osiedli Bemowa III kojarzyła się kiedyś ze spokojem, bezpieczeństwem oraz przestronnymi i dobrze wyposażonymi placami zabaw. Niestety dobra renoma "wojskowego dystryktu" należy już do zamierzchłej przeszłości. Zarządy wspólnot mieszkaniowych ulic Apenińskiej i Pirenejskiej zdają się nie czynić absolutnie nic, by zagospodarować otaczające je tereny na użytek swojej społeczności.
Z ogólnodostępnych do tej pory podwórek, zaspokajających potrzeby znacznie więcej niż jednego bloku mieszkalnego, poznikała cała infrastruktura placów zabaw. Huśtawki, drabinki oraz zjeżdżalnie zostały całkowicie rozebrane i prawdopodobnie zezłomowane. Piaskownice przekształcono w miejskie kuwety, tudzież rabaty mlecza i ostu. A ławki? Gdyby przypadkiem wasza babcia poczuła się słabo, na próżno szukałaby jakiejkolwiek na tych osiedlach. Musiałaby odnaleźć wytchnienie na betonowej płaszczyźnie chodnika.
Latarnie są, ale nie świecą
Naturalnie, można powiedzieć, że cała wspomniana infrastruktura podwórkowa reprezentowała zamierzchłe czasy PRL-u, nieprzystające do współczesności oraz nie spełniała unijnych norm. Jednakże mieszkańcy kontrargumentując odpowiedzą, że wychowały się na nich całe pokolenia dzieciaków i... lepszy taki plac zabaw niż żaden. Administracja żadnego z budynków nie poczuwa się do obowiązku pielęgnacji zieleni, która niedoglądana rozbuchała się do granic możliwości. Niezadowolenie jest tym większe, że administracja żadnego z budynków nie poczuwa się do obowiązku pielęgnacji obecnej tam zieleni, która niedoglądana rozbuchała się do granic możliwości. Gdzieniegdzie przypomina naddnieprzański step, gdzie indziej zaś knieje Puszczy Kampinoskiej. W dodatku nocą absolutnie nieoświetlone przestrzenie zieloności wydają się zabobonnym mieszkańcom Bemowa na tyle nieprzychylne, iż wolą je dla bezpieczeństwa omijać z daleka. Bynajmniej. Latarnie stoją jak stały - tyle tylko, że nie świecą.
Tu rodzą się przyjaźnie
Są jednak i zadowoleni. Podwórka te upodobali sobie studenci pobliskiego WAT-u i amatorzy procentów. Z niezwykłym zamiłowaniem co wieczór powracają i urządzają tam libacje alkoholowe, które standardowo kończą się rozbijaniem butelek. W kontekście załatwiania pod oknami swoich potrzeb fizjologicznych, narzekanie na śmiecenie wydaje się być mniej znaczące. Co więcej, wszystko to zadziwia tym bardziej, że kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się posterunek policji.
Ktoś mógłby zapytać: "Po co ta cała awantura o podwórka? Przecież każdy ma swoje cztery ściany". Otóż owe podwórka spełniają istotną funkcję socjologiczną. W ich to obrębie nawiązują się wartościowe przyjaźnie dziecięce i budują dobre relacje międzysąsiedzkie. Cztery ściany własnego mieszkania nie mogą być dla mieszkańców więzieniem. Wiedzą o tym chociażby deweloperzy stawiający w tej okolicy swe nowe inwestycje.
Mieszkańcy ulic Apenińskiej i Pirenejskiej zasługują na to, by - podobnie jak mieszkańcy osiedli zamkniętych - móc usiąść na ławce i wysłać dzieci na plac zabaw. Zasługują na bezpieczeństwo i spokój. Dlaczego więc grubo od ponad roku są ich pozbawiani?
Małgorzata Siarkiewicz