Żebrze pod urzędem, codziennie z innym dzieckiem
12 listopada 2012
Niedaleko urzędu dzielnicy przesiaduje Rom i prosi o datki. Codziennie z innym dzieckiem. - Widać go z okien urzędu przy Kondratowicza. Nikogo to nie dziwi? - pyta czytelniczka.
Rom krąży najczęściej w okolicach sklepu Rossmanna oraz Biedronki. Nie przychodzi codziennie. Jak to często bywa - pojawia się z dzieckiem, bo jak wiadomo nic tak nie rozmiękcza serc jak nieletni w potrzebie.
- Widziałam go kilkakrotnie, jak znikał w bloku dokładnie naprzeciwko urzędu dzielnicy. Nawet śmiałam się z koleżanką, że działa "na zlecenie" urzędu. Widywałam go z dzieckiem kilkuletnim, ale także kilkunastoletnią dziewczynką. Teraz bywał rzadziej, bo zmieniła się pora roku.
Większość jego pobratymców "pracuje" w zorganizowanych grupach. Mimo że ludzie patrzą na nich niechętnie, potrafią w ciągu dnia zarobić przeciętnie 150 zł, z czego część odprowadzana jest do szefostwa "gangu". Żebracy są w wielu krajach. To nie tylko nasz problem.
- Samo żebranie nie jest karalne, o ile żebrzący nie jest agresywny i nie narusza przestrzeni osobistej innych, za którą możemy przyjąć odległość 50 cm. Gdyby jednak dorosły nakłaniał do żebrania osobę nieletnią, czyli nie mającą ukończonych 18 lat, to wtedy można go obciążyć grzywną nawet do 500 zł - mówi Katarzyna Dobrowolska z biura prasowego straży miejskiej. - Będziemy przyglądać się temu miejscu ze zdwojoną uwagą. Ale dopóki nie dzieje się nic, co w oczywisty sposób nie wskazuje na nakłanianie osoby małoletniej do uprawiania procederu, jesteśmy ograniczeni przepisami. A jeżeli dziecko jest akurat tam, a nie w szkole? Na to można znaleźć wiele wyjaśnień - dodaje.
mac