Wypadek dziecka w przedszkolu: ojciec zapowiada walkę z systemem
24 czerwca 2014
Dwa lata temu, sześcioletni wówczas Tomek, chodzący do Przedszkola nr 103 na Targówku, przewrócił się i złamał rękę. Kilka następnych godzin spędził w przedszkolu - nie wezwano lekarza, a płaczące dziecko pozbawiono fachowej pomocy. Nauczycielki twierdzą, że nie zauważyły, aby z maluchem działo się coś złego. Czy był to tylko nieszczęśliwy wypadek i zbieg niezbyt fortunnych okoliczności, czy niedopełnienie obowiązków przedszkolanek? Ojciec chłopca jest przekonany, że to drugie. Walczy o sprawiedliwość.
Sprawa trafiła nawet do prokuratury. Jak wynika z protokołu, jedna z nauczycielek obejrzawszy dziecko dokładnie i stwierdziwszy, że nic mu nie jest, pozwoliła chłopcu dalej bawić się, sprawdzając jednocześnie co jakiś czas jego rękę. Z jej relacji wynika, że nie była ona spuchnięta, zsiniała czy otarta, a z zachowania dziecka nie było wynikało, że dzieje się coś złego.
Popłakiwał i pojękiwał
Inną wersję podała jedna z matek, która od swojej córki usłyszała, że ręka Tomka spuchła i bardzo bolała.
- Pani, która podaje posiłki, powiedziała do niego, żeby "przestał ryczeć, bo od tego głowa boli". Spytałam córkę, czy przyszedł do Tomka lekarz albo pielęgniarka, żeby go zbadać. Zaprzeczyła. Powiedziałam, że skoro ręka spuchła, to pewnie jest złamana i Tomek będzie nosił gips. W trakcie, gdy córka ubierała się do wyjścia, do szatni przyszedł Tomek i odbierający go starszy brat. Widziałam, że Tomek popłakiwał i pojękiwał z bólu - podaje w protokole jedna z matek.
- W dniu 16 listopada 2012 roku asesor prokuratury skontaktował się z tą panią, wskazaną na mój wniosek, zaprosił na 21.11.2012 r. na przesłuchanie w sprawie nieudzielenia pomocy i tego samego dnia, tj. 16.11.2012 r., umorzył dochodzenie - podkreśla Głębocki.
Prokuratura umorzyła sprawę o nieudzielenie pomocy. Zarząd Targówka, który sprawuje nadzór nad placówką, również ją zbagatelizował. Jak wynika z dzielnicowego pisma, którym dysponuje Eugeniusz Głębocki - w dniu zdarzenia personel przedszkola nie zauważył niepokojących objawów wskazujących na zaistnienie wypadku, dlatego nie wdrożono procedury powypadkowej.
Kto jest winien?
Kolejną sprawą, na którą zwraca uwagę ojciec Tomka, jest modyfikacja protokołu powypadkowego. Twierdzi, że dano mu do wypełnienia druk, który, jak powiedziała mu jedna z nauczycielek, "zwykle preferują rodzice" - pracownice przedszkola po prostu wykasowały część rubryk. Taka modyfikacja nie jest jednak dozwolona z punktu widzenia obowiązujących przepisów.
- Nie było w nim słowa o ustaleniu przyczyn wypadku. A ma to znaczenie faktyczne i prawne, czy przyczyna ta leżała wyłącznie po stronie dziecka - wskutek jego nieostrożnego zachowania, czy też po stronie osób odpowiedzialnych za jego bezpieczeństwo - wskutek zaniedbań w wykonywaniu swoich obowiązków, związanych z nadzorem nad powierzonymi ich opiece uczniami. Pani, która podaje posiłki, powiedziała do niego, żeby "przestał ryczeć, bo od tego głowa boli". Spytałam córkę, czy przyszedł do Tomka lekarz albo pielęgniarka, żeby go zbadać. Zaprzeczyła - opowiadała w prokuraturze jedna z matek. Dyrektor przedszkola w sytuacji, gdy odpowiedzialność za wypadek leży po stronie osób odpowiedzialnych za opiekę uczniów, może nie być zainteresowana tym, aby w protokole powypadkowym ujęta była przyczyna wskazująca na naruszenie zasad i przepisów bhp przez pracowników przedszkola - stwierdza Eugeniusz Głębocki.
Uchybień nie stwierdzono
Kontrolę w przedszkolu przeprowadziło też Kuratorium Oświaty w Warszawie.
- Na podstawie przeprowadzonych czynności nie stwierdzono uchybień ze strony pracowników przedszkola, zaniedbania czy nienależytego wykonania zadań w odniesieniu do obowiązującej procedury bezpieczeństwa dzieci w przedszkolu. Ponadto na wniosek rodzica przeprowadzono w tej sprawie czynności wyjaśniające. Z informacji uzyskanej od dyrektora tego przedszkola i pisemnych oświadczeń trzech nauczycielek wynika, że upadek dziecka w dniu 22 czerwca 2012 r. i obserwacja jego zachowania po zdarzeniu nie wskazywały na konieczność interwencji czynników zewnętrznych - wyjaśnia rzecznik Kuratorium Oświaty w Warszawie Andrzej Kulmatycki.
Zapowiada dalszą walkę
Również zarząd dzielnicy uważa sprawę za zamkniętą. - Minęły dwa lata, odszkodowanie zostało wypłacone i sprawa jest zakończona. Podczas postępowania w prokuraturze nie dopatrzono się podstaw do stwierdzenia popełnienia przestępstwa - mówi rzecznik Targówka Rafał Lasota.
Eugeniusz Głębocki zapowiada, że będzie walczył dalej. Mówi, że ma na to jeszcze dziesięć lat, aby sprawa nie przedawniła się. Jak podkreśla, chodzi mu o to, żeby nie wolno było lekceważyć tego, że dzieci, które ulegają wypadkom w przedszkolu, nie zawsze mogą liczyć na pomoc dorosłych.
- Moja determinacja i zaangażowanie doprowadziły mnie do bardzo smutnej refleksji, jak bezwzględni i cyniczni mogą być "dorośli" wobec bezbronnych dzieci - dlatego będę dążył, aby sprawa została wyjaśniona w sposób właściwy, w interesie prawa i dobra dzieci - dodaje pan Eugeniusz. - Skoro ten burmistrz nie chce zająć się sprawą, to poczekam na jego zmianę i poproszę o to kolejnego burmistrza. Zamierzam też skierować pozew o zadośćuczynienie za ten wypadek. Być może wystąpię też o uznanie czynności prawnej za nieważną (chodzi o sporządzenie protokołu powypadkowego z naruszeniem prawa - dop. red.).
ak