"Wydarzenia w parafii św. Augustyna". Był cud czy nie?
7 października 2019
7 października 1959 roku pojawiły się pierwsze doniesienia o "Matce Bożej na wieży kościelnej". Potem wybuchł prawdziwy kryzys.
Cuda i inne nadnaturalne zjawiska interesowały warszawiaków od zawsze. W epoce renesansu powszechnie wierzono, że zmarły w 1505 roku Władysław z Gielniowa, bernardyn z klasztoru św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, lewitował podczas kazań. W barokowej Warszawie uważano, że dobrym sposobem na powstrzymanie groźnej zarazy jest zawieszenie na murach miasta obrazu Matki Bożej Łaskawej, który można dziś oglądać w kościele jezuitów na Starówce. Jeśli ktoś sądzi, że z biegiem stuleci wiara w cuda zmalała, zdecydowanie się myli.
Tysiące ciekawskich
Rok 1959 zapowiadał się w Warszawie na kolejny szary i nudny rok wczesnego PRL-u. "Ciekawie" zrobiło się w lipcu, gdy pewien elektryk dokonał w Sosnowcu nieudanego zamachu na Władysława Gomułkę i odwiedzającego Polskę Nikitę Chruszczowa, a nieco później rząd ogłosił poniedziałki dniami bezmięsnymi. W takich to realiach na Muranowie, w młodej dzielnicy zbudowanej na gruzach żydowskiego getta, doszło do wyjątkowo dziwnych wydarzeń.
7 października pierwsi warszawiacy zaczęli twierdzić, że na kuli, będącej podstawą wieńczącego wieżę kościoła św. Augustyna krzyża, ukazuje się postać kobiety, przypominającej Matkę Bożą z obrazów religijnych. Wkrótce tajemnicze zjawisko nazwano objawieniem Matki Bożej Muranowskiej, a na Nowolipki zaczęły ściągać tysiące wiernych. Wiarę w znak z nieba podsycał fakt, że kościół św. Augustyna przetrwał II wojnę światową, choć wszystkie budynki w jego otoczeniu zostały zrównane z ziemią. Wkrótce pojawiły się plotki, że Nowolipkami interesują się amerykańscy szpiedzy, a komuniści zaczęli poważnie obawiać się, że na Muranowie wybuchną zamieszki na tle politycznym. Zapadła decyzja o zamalowaniu pozłacanej kuli.
Legendarna kiepska jakość peerelowskich wyrobów potwierdziła się i wtedy, choć wierni chętnie uznali zmycie farby przez deszcz za kolejną boską interwencję. Nie pomogło stanowisko biskupów, którzy - być może za "namową" władz - oficjalnie odmówili rozpatrywania zjawiska w kategorii cudu. Pomogło dopiero zatrzymanie kilkuset osób, które uznano za element reakcyjny, planujący manifestacje przeciwko Gomułce.
Zjawisko nie wróciło
Sprawa wróciła w roku 1970, gdy gruchnęła plotka o powrocie objawień. Tym razem władze zareagowały bardzo szybko, wysyłając malarza na wieżę podczas jesiennej ulewy i obserwując postęp prac przez lornetki z okna komendy milicji. Dramatyczna akcja zakończyła się sukcesem, czyli oszpeceniem detalu zabytkowego kościoła. Antyobjawieniową farbę zdjęto po upadku komunizmu, ale zjawisko nie wróciło.
Cud był czy go nie było? Zdaniem sceptyków gra świateł na pozłacanej kuli miała związek ze światłem ulicznych latarń i jesienną pogodą. Kościół katolicki nigdy nie wypowiedział się pozytywnie o "cudzie na Nowolipkach". W 50. rocznicę wewnątrz świątyni wmurowano pamiątkową tablicę, w treści której dyplomatycznie użyto określenia "wydarzenia w parafii św. Augustyna".
(DB)
Na podstawie: Witold Dąbrowski, "Cud na Nowolipkach. Objawienie w kościele św. Augustyna w 1959 roku w Warszawie"