REKLAMA

Wawer

samorząd »

 

Wiceburmistrz Łukasz Jeziorski: Mam nowe wyzwanie.

  26 czerwca 2013

alt='Wiceburmistrz Łukasz Jeziorski: Mam nowe wyzwanie.'
Wiceburmistrz Łukasz Jeziorski w zaciszu swego gabinetu

Niebawem miną dwa miesiące od objęcia stanowiska wiceburmistrza Wawra przez Łukasza Jeziorskiego. Jak nowy gospodarz ocenia swoje "gospodarstwo" z perspektywy kilku tygodni? Z którymi tematami chce rozprawić się najszybciej? Za co lubi Wawer i w kim mógłby się zakochać - o tym wszystkim mówi w rozmowie z naszą gazetą.

REKLAMA

Obejmował Pan swoje stanowisko w trochę nietypowych okolicznościach, bo wiceburmistrz Zaboklicki trochę zaskoczył wszystkich swoją decyzją o rezygnacji. Czy to była trudna decyzja dla Pana?

- Była trudna, bo nie spodziewałem się rezygnacji mojego poprzednika i też byłem nią zaskoczony. Sam nigdy nie aspirowałem do takich stanowisk. Gdy jednak zostałem zgłoszony jako kandydat, to uznałem, że należy podjąć to wyzwanie. Zostałem obdarzony pewnym zaufaniem, więc nie mogłem powiedzieć "nie", tym bardziej że znam urząd, znam dzielnicę i znam część problemów, które tutaj są. Mam nadzieję, że wiele z nich uda mi się rozwiązać.

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

I nie żal było Panu odchodzić z wawerskiego OSiR-u? Nie tęskno dziś Panu do starego miejsca pracy?

Bardzo dobrze mi się tam pracowało, tym bardziej że od samego początku w sensie administracyjnym współtworzyłem ten ośrodek - razem z Januszem Olędzkim, wówczas naczelnikiem wydziału sportu a obecnie dyrektorem wawerskiego OSiR-u. Włożyliśmy wiele serca, by przygotować i uruchomić basen w Aninie. Już po pierwszym roku działania OSiR-u widać było, że idzie to w dobrym kierunku, że to bardzo prężnie działająca jednostka. Bardzo dużo się tam nauczyłem. Była to niezła szkoła zarządzania, więc z dużym sentymentem wspominam tą pracę, a zwłaszcza załogę i szefa. Teraz mam nowe wyzwanie i trzeba przewartościować swoje cele życiowe.

REKLAMA

Nie ma Pan obaw, że obejmując stanowisko wiceburmistrza na nieco ponad rok przed wyborami samorządowymi, nie uda się Panu zbyt wielu spraw załatwić do końca kadencji? Ocena wyborców może być surowa.

Ja się zawsze czułem i czuję nadal urzędnikiem. Pracowałem w tym urzędzie ponad 10 lat, a z samorządem wawerskim jestem związany od ponad 12 lat. Czy pracowałem w wydziale prawnym, czy byłem naczelnikiem wydziału organizacyjnego, czy później w OSiR-ze - wszystkie moje działania były ukierunkowane na to, by pomagać mieszkańcom. Od tego jest urząd. To jest służebna rola i tak to zawsze odczuwałem, tak byłem tego nauczony, a miałem znakomitego nauczyciela w osobie świętej pamięci Oresta Pęgierskiego. Dążę do tego, aby każde działanie odbijało się pozytywnym echem dla mieszkańców, choć oczywiście nie wszystko się udaje i nigdy tak nie będzie, że wszyscy będą zadowoleni.

REKLAMA

A jak z perspektywy blisko dwóch miesięcy ocenia Pan swoje "gospodarstwo"? Którymi sprawami trzeba się najpilniej zająć, a których spraw nie uda się załatwić?

Nie zakładam od razu, że coś się nie uda. Staram się doprowadzić rozpoczęte sprawy do końca, ale też zająć się nowymi tematami, które się pojawiają. Przez te dwa lata w OSiR-ze nie traciłem kontaktu z urzędem. Wawer da się lubić, pomimo dużych problemów z infrastrukturą drogową i wodno-kanalizacyjną. Interesowałem się prowadzonymi sprawami, czytałem prasę lokalną, z większością naczelników i pracowników się znam, więc nie było problemu z przekazywaniem spraw. To co jest najbardziej problematyczne w moim obszarze działania, to sprawy odwodnienia w trzech osiedlach, które tego najpilniej wymagają, czyli Aleksandrowie, Nadwiślu i Zbójnej Górze. Właśnie ogłosiliśmy przetarg na wykonanie dokumentacji projektowej i liczymy na to, że firmy które się zgłoszą, będą chciały to zadanie wykonać jak najszybciej. Mam też nadzieję, że w Wawerskiej Strefie Kultury uda się stworzyć działania, które spełnią oczekiwania mieszkańców.

Wiemy już, że z urzędem jest Pan związany od wielu lat, ale z Wawrem jako dzielnicą raczej krótko?

To prawda. Urodziłem się Warszawie i całe życie mieszkałem na Pradze Południe. Od ponad roku jednak mieszkam w Radości. Moja żona i teściowie są z Wawra. To nie jedyne moje związki z dzielnicą. W młodości jako harcerz przyjeżdżałem do Centrum Zdrowia Dziecka pomagać chorym dzieciom odrabiać lekcje. Mam tutaj mnóstwo znajomych z lat dzieciństwa i szkoły podstawowej. Jeździliśmy na rowerze po Górce Delmacha, na górce przy kościele w Aninie uczyliśmy się jeździć na nartach. Więc mam z Wawrem bliskie związki rodzinne, przyjacielskie i zawodowe.

Więc może Pan powiedzieć, że Wawer da się lubić?

Jak najbardziej, pomimo dużych problemów z infrastrukturą drogową i wodno-kanalizacyjną. A za co da się lubić? Za bliskość natury, za to, że nie ma fabryk, które trują powietrze. Jesteśmy w pewnym sensie dużymi płucami Warszawy - to na naszym terenie jest duża część Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, gdzie znajduje się mnóstwo miejsc do aktywnego, ale i biernego wypoczynku. Mamy świetne trasy rowerowe i biegowe odwiedzane przez setki ludzi. Dla mnie Wawer to jest cisza i spokój. Tutaj naprawdę można odpocząć. Tu nawet są inne relacje z sąsiadami - bardziej pozytywne, a to dzięki specyficznej, niskiej zabudowie. Nie jest anonimowo, jak w blokach. Za to właśnie ja i moi znajomi lubimy Wawer.

Oprócz Wawra, co innego Pan jeszcze lubi? Jaki jest wiceburmistrz Jeziorski prywatnie? Jak spędza czas wolny?

Gram w squasha, jeżdżę czasem na rowerze, no i zaczynam przygotowywać się do biegania, ale tak bardziej sportowo niż rekreacyjnie. Ale spokojnie, to bardziej rywalizacja w gronie znajomych, niż przygotowania do startów w zawodach. W domu z kolei wolny czas, jeśli już go mam, staram się spędzać na spacerach z żoną, na zabawach z moim pięcioletnim synem, który jest w takim wieku, że chce ze mną wszystko robić - w garażu, w ogrodzie, chce mi we wszystkim pomagać. Dla chłopca w tym wieku tata jest wielkim autorytetem.

A kim chciał być mały Łukasz Jeziorski? Jakie miał dziecięce marzenia?

Moi wszyscy koledzy chcieli być albo strażakami, albo policjantami. A ja od najmłodszych lat chciałem... projektować samochody. Nawet wysyłałem swoje prace do Teleranka i miałem nawet jakieś wyróżnienia w konkursach organizowanych przez ten program. Uwielbiałem rysować, projektować. Zawsze mnie to fascynowało i fascynowała mnie motoryzacja. I tak jest do dzisiaj. I chociaż niczego nie żałuję w swoim życiu, to gdyby cofnął się czas i mógłbym ponownie wybierać, to kto wie, jakie byłyby moje decyzje?

Trudno w takiej sytuacji miłośnika motoryzacji nie spytać o samochód marzeń? Ktoś chce zrobić Panu prezent i nie musi się Pan ograniczać, więc wybiera Pan...?

Gdybym nie pracował w urzędzie i ktoś chciałby mi zrobić prezent (głośny śmiech), to na pewno byłoby to coś z włoskiej szkoły designu, czyli np. Maserati Quattroporte lub wchodzący na rynek nowy model Maserati Ghibli. To samochód, w którym się można zakochać.

Życzę zatem, aby ta miłość została kiedyś odwzajemniona, a marzenie się spełniło. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję.

Rozmawiał Sławomir Bączyński

 

REKLAMA

Komentarze (3)

# Alfa Romeo

27.06.2013 08:01

Marzenie motoryzacyjne to włoska szkoła, a rzeczywistość to bardzo stateczny niczym się nie wyróżniający, golf :)

# viceburmistrz

27.06.2013 09:39

Niestety tylko "bardzo stateczny niczym się nie wyróżniający, golf "- ale tylko taki samochód mogła mi kupić żona.

# sektorvip

29.07.2016 21:26

osoba, która zachowuje się bezczelnie, ordynarnie, nie przestrzega podstawowych norm CHAM

REKLAMA

więcej na forum

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Wstąp do księgarni

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuWawer

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break