Recyklomaty dobre, mieszkańcy źli? Kosztowały grube pieniądze, ciągle się psują
12 marca 2021
Ustawiane za grube pieniądze maszyny, zastępujące zwykłe kosze na plastik, ciągle się psują. Według wiceprezydenta Olszewskiego dlatego, że... niektórzy warszawiacy "nie umieją czytać".
Zbierasz plastikowe butelki przez kilka tygodni, pakujesz je do wielkiej torby, instalujesz na smartfonie aplikację, jedziesz do najbliższego butelkomatu, a następnie wrzucasz śmieci jeden po drugim, na koniec odbierając w aplikacji punkty dające zniżkę do kina albo na kawę, albo... niczego nie odbierasz, bo maszyna nie działa - według warszawskich urzędników taki system to znakomity pomysł, ale warszawiacy nie umieją z niego korzystać.
Recyklomaty w Warszawie
Pierwsze dwa butelkomaty stanęły w 2019 roku na pl. Bankowym i Ząbkowskiej. Oba zepsuły się po kilku tygodniach, po czym zostały zdemontowane. Dziś podobnych maszyn jest coraz więcej, ale warszawski ratusz do dziś nie wyjaśnił, w czym są one lepsze od zwyczajnych koszy na plastik. Jeden butelkomat potrafi kosztować nawet 100 tys. zł a zebrane odpady trafiają w dokładnie to samo miejsce, co wyrzucone do zwykłego pojemnika przy bloku.
Nie umiemy czytać?
Warszawiacy chcący skorzystać z maszyn regularnie donoszą, że są one całkowicie wyłączone albo się zacinają. Urzędnicy na razie nie wyciągają wniosku, że butelkomatowa moda, którą próbują narzucić mieszkańcom, jest kompletnie bez sensu, kosztuje bardzo drogo, a same maszyny są przyszłymi... elektrośmieciami. Póki co o blokowanie urządzeń mają pretensje... do osób, które próbują z nich skorzystać.
- Kolejny raz naprawiliśmy recyklomat na Ochocie i działał całe... 6 godzin! - pisze wiceprezydent Michał Olszewski. - A poprzednio służył dobę. Nie, maszyna nie zawiodła. Drogi użytkowniku, jeśli nie potrafisz czytać wskazówek z instrukcji, zadzwoń do nas, pomożemy. Tylko nie niszcz!
(dg)