Trzy powody, dla których rząd nie chce stanu klęski żywiołowej
8 kwietnia 2020
Nie "wojsko na ulicach i zamknięte portale internetowe", ale kary łagodniejsze od obecnych i brak wątpliwości prawnych - tym jest w rzeczywistości stan, którego nie chce wprowadzić rząd.
- Czy wiemy, jakie są konsekwencje wprowadzenia stanu nadzwyczajnego? Wojsko na ulicach, pozamykane portale internetowe, rozgłośnie radiowe - powiedziała w rozmowie z Radiem Zet minister rozwoju Jadwiga Emilewicz, wywołując w internecie sporą panikę. Prawnicy nie pozostawiają na tej wypowiedzi suchej nitki.
Zgodnie z obowiązującą konstytucją na terytorium Polski można wprowadzić jeden z trzech stanów nadzwyczajnych: wojenny, wyjątkowy lub klęski żywiołowej. Do stanów nadzwyczajnych nie zalicza się natomiast stanu zagrożenia epidemicznego, który obowiązywał w ubiegłym miesiącu, oraz trwającego właśnie stanu epidemii.
Zwyczajne-niezwyczajne
Wbrew pozorom to nie jest rozróżnienie wyłącznie językowe, ale pociągające za sobą poważne konsekwencje. Wydawać by się mogło, że konstytucyjny stan nadzwyczajny (np. klęski żywiołowej) powinien być bardziej restrykcyjny od "stanu zwyczajnego" (np. epidemii). W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie.
- Poziom represyjności kar pieniężnych w stanie epidemii jest kilkukrotnie wyższy od represji przewidzianych w stanie wyjątkowym i stanie klęski żywiołowej - zauważa na blogu Dogmaty Karnisty dr Mikołaj Małecki. - Są one o wiele bardziej dolegliwe także z uwagi na rygor natychmiastowej wykonalności.
Zbyt surowe kary
Najbardziej jaskrawym przykładem jest zakaz przemieszczania się, za złamanie którego obecnie, decyzją rządu, grozi kara administracyjna w wysokości do 30 tys. zł. W stanie klęski żywiołowej prawo przewiduje areszt lub grzywnę do 5000 zł. Odpowiednio niższe są w nim także kary za łamanie zakazu zgromadzeń czy też wejście na teren zakazany.
- Sytuacja jest postawiona na głowie - pisze dr Małecki. - Jeśli stan epidemii jest z perspektywy prawnej "zwyczajnym" trybem funkcjonowania państwa, to aktualnie obowiązujące kary pieniężne łamią konstytucyjną zasadę proporcjonalnej, racjonalnej, celowej i koniecznej represji. Nie można nas karać tak surowymi karami z rygorem natychmiastowej wykonalności.
Albo klęska, albo wybory
6 kwietnia odchodzący ze stanowiska wicepremier Jarosław Gowin przypomniał, że ogłoszenie stanu klęski żywiołowej wiązałoby się z wypłatą odszkodowań dla firm, którym uniemożliwiono lub utrudniono działanie. Ponieważ mamy tylko stan epidemii, pracodawcy i pracownicy mogą liczyć najwyżej na przygotowywane w pośpiechu "tarcze antykryzysowe".
Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej oznaczałoby także konieczność przeniesienia wyborów prezydenckich. Zgodnie z prawem w ciągu 90 dni od jego odwołania nie można organizować żadnych wyborów ani referendów.
Podsumowując: wprowadzając stan epidemii zamiast stanu klęski żywiołowej rząd upiekł na jednym ogniu trzy pieczenie. Po pierwsze, nakłada znacznie surowsze kary, więc ma większą kontrolę nad obywatelami. Po drugie, nie musi rekompensować firmom gigantycznych strat za obostrzenia, które sam wprowadził. Po trzecie, nie musi przekładać wyborów prezydenckich.
(dg)