Taki luz tylko w BOK-u na van Gogha
21 stycznia 2013
Zabawa, relaks, ale też wszechstronny rozwój - to wszystko zapewniają dzieciom taneczne zajęcia w grupie "Luz", działającej w Białołęckim Ośrodku Kultury przy ul. van Gogha 1.
- Noga nogę goni, ruszamy, zatrzymujemy się, idziemy do środka, tupiemy! - 17-osobowa grupka dzieci bez sprzeciwu wykonuje polecenia Iwony Prugar-Fiedorowicz. Kowbojski taniec z minuty na minutę staje się coraz bardziej widowiskowy a zdjęte z głów kapelusze fruwają po sali. Na twarzach dzieciaków radość pomimo pojawiających się kropli potu. Patrząc na tę szczęśliwą gromadkę, aż trudno uwierzyć, że ich rówieśnicy wolą spędzać czas przed komputerem. A może zwyczajnie nie wiedzą, że na Białołęce można tak tańczyć?
- Tańczymy, występujemy i bawimy się. Jest naprawdę fajnie - mówi Marta Marat (ubiegłoroczna laureatka ogólnopolskiego konkursu wokalnego "Wygraj sukces"). - Wolę to od komputera - przekonuje jedna z najmłodszych tancerek - sześcioletnia Zosia.
Po męczącym kowbojskim tańcu jest pora na zabawy, które zarówno dzieciom, jak i instruktorce pozwolą złapać chwilkę oddechu. Pani Iwona zasiada przy pianinie, a jej podopieczni na matach na podłodze (wszyscy wpatrzeni w nią jak w obrazek).
- Wszyscy mają urodziny, wyciągamy ręce i trzymamy na nich tort ze świeczkami. Równo rączki, żeby tort nie spadł! Nabieramy powietrze, wymyślamy marzenie i zdmuchujemy świeczki - to zajęcia regulujące oddech. - Z tortu poleciały okruchy, je też trzeba zdmuchnąć, a potem językiem wyczyścić zęby.
Dalej pada pytanie: co to jest echo? Chętnych do udzielenia odpowiedzi jest sporo. Dzieciaki próbują wytłumaczyć coś, co przecież nawet dla dorosłych nie jest proste. Pojawia się jednak zaskakująca wypowiedź. - Echo to odbicie dźwiękowe - mówi Ewa. Zaskoczona pani rozwija temat i już po chwili jej podopieczni mają za zadanie powtarzać proste krótkie melodie. Zabawę kończy głosowanie na ulubiony taniec i piosenkę. W końcu wybór pada na "Dziewczynkę i strachy". Niesamowite widowisko - przerażona Marta pomiędzy strachami przekonująco odgrywa swoją rolę. Godzina mija nie wiadomo kiedy. Hasło "na dzisiaj to wszystko, rodzice czekają" wcale nie skłania dzieci do szybkiego wyjścia. Rozstanie z instruktorką nie przychodzi łatwo.
Zmiana na każdej płaszczyźnie
Iwona Prugar-Fiedorowicz, absolwentka Liceum Muzycznego im. K. Szymanowskiego w Warszawie, muzykologii na UW i Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie, zajęcia prowadzi w oparciu o program autorski oraz metodę C. Orffa (twórcze obcowanie z muzyką: ruch, taniec, mowa, dźwięk, gra na instrumentach), J. Dalcroze'a (m.in. interpretacja utworu muzycznego), pedagogikę zabawy oraz własne metody.
W Białołęckim Ośrodku Kultury pracuje już niemal sześć lat. Porzuciła muzykologię dla pracy z dziećmi. - To wspaniała praca. Żadna minuta nie jest stracona. Niesamowite jest patrzenie na dzieci, które często przychodzą tu zawstydzone i nieśmiałe, a już po kilku zajęciach jest wyraźna zmiana, rozwijają się na każdej płaszczyźnie - mówi instruktorka.
Swoją przygodę z tańcem i muzyką maluchy zaczynają najczęściej w "Luziku". Tam trafiają już dwulatki, które w wieku sześciu lat przechodzą do "Luzu". Ćwiczą i występują, chociażby na wielkiej scenie pod Pałacem Kultury w czasie Euro. Aktywnie brali też udział w tegorocznej Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy.
Anna Sadowska