Szlakiem legionowskich barów: Przodownik
7 kwietnia 2016
W naszym barowym przeglądzie dziś propozycja nietypowa, bo raczej dla tych, którzy lubią niedrogo coś wypić, a przekąsić niejako przy okazji - Przodownik na Jagiellońskiej.
Rozpoznawalny jest przede wszystkim jednak z racji ostentacyjnej stylizacji wystroju lokalu na nostalgiczny skansen peerelowskich gadżetów. Wszystko tutaj - od nazwy, poprzez szyld, a na wystroju skończywszy - ma peerelowski sznyt, także ten wyjęty z propagandowych haseł. Wszystko z przymrużeniem oka, choć wywieszane obok wejścia czerwone szturmówki niektórych mocno denerwowały. Ostatnio w "Przodowniku" sporo się dzieje. Kiedyś organizowane tu były koncerty. Dziś wieczory upływają pod znakiem stand-upu. Gościło tu sporo znanych twarzy specjalizujących się w tym gatunku rozśmieszania. W środku niby peerelowska rupieciarnia, niby mini-muzeum, ceratowe obrusy, talerze z nadrukiem PSS-u, ale jednak widać, że to tylko stylizacja, swego rodzaju poza. Kusząca, bo kojarząca się ze swojskim klimatem dawnych knajpek wódeczkowych odesłanych do lamusa historii.
To, że "Przodownik" nastawia się raczej na wieczorne rozrywki, widać choćby po godzinach otwarcia - codziennie od 17 do ostatniego klienta. Specjalność zakładu - piwo, przeważnie z browarów regionalnych. Ale jest też wódka, drinki, co nieco dla miłośników win albo burbonów. Wybór może nie za duży, ale konkretny. A co ważniejsze w umiarkowanych cenach. A co dla zgłodniałych? Przede wszystkim przekąski. Widać, że tu wiedzą, co to zagrycha. Śledzik w oleju naprawdę klasa. Tatar - podany ze znawstwem, bez nuworyszowskiej szopki znanej ze snobistycznych knajp. Ogórek obowiązkowy oczywiście też jest. Niedrogo: mały śledzik już od 3 zł, duży za 6 zł. Zresztą prawie wszystkie zakąski tyle kosztują. Także przysmak świętokrzyski, czyli smażone w głębokim oleju prażynki. Ale nie tylko zakąskami żyje człowiek. Więc można zjeść i coś konkretniejszego. Wybór niewielki i "firmowo" prosty - kiełbasa z dodatkami za 12 zł - dobra, bo świeża. Ale naprawdę warto tu było zjeść świetne naleśniki, np. z dynią. Ostatnio zniknęły z menu, ale mają ponoć niebawem wrócić. Do peerelowskiego klimatu brakuje tylko sałatki jarzynowej z obowiązkowym jajeczkiem udekorowanym majonezem.
Ciekawe, że lokal ma swoich stałych bywalców głównie wśród ludzi młodych. To oni tworzą swoisty koloryt tego miejsca, choć widziałem tu też zbłąkanych biznesmenów pod krawatami. Ostatnio w "Przodowniku" sporo się dzieje. Kiedyś organizowane tu były koncerty. Dziś wieczory upływają pod znakiem stand-upu. Gościło tu sporo znanych twarzy specjalizujących się w tym gatunku rozśmieszania. Proszę zatem wybaczyć drobny wyłom. Choć więc najeść się w "Przodowniku" można średnio, za to spędzić wieczór naprawdę ciekawie. A takich miejsc w mieście wciąż jest mało.
Moja ocena: 4/6
Wojciech Kałużyński