Szlakiem legionowskich barów: Gruba Kaśka trzyma poziom?
28 kwietnia 2016
Kontynuujemy nasz przegląd i subiektywny ranking miejsc, gdzie można w Legionowie tanio i smacznie zjeść. Dziś propozycja kolejna - Gruba Kaśka na Norwida.
- Chcieliśmy dać podobnym do nas osobom możliwość zjedzenia czegoś szybkiego, naszego, polskiego, za niewielkie pieniądze. Naszą specjalnością stały się barszcz ukraiński, kotlety mielone i tradycyjne niedzielne obiady z rosołem i kotletem schabowym - mówi pani Katarzyna.
I tak właśnie jest. Trafiają się eksperymenty, choć dominuje jednak swojskość. Polskie dania, codzienne menu nie jest może zbyt bogate, ale każdego dnia się trochę zmienia. Jeśli jednego dnia jest np. pomidorowa z makaronem i szpinakowa to następnego - jarzynowa i barszcz czerwony. Jednego dnia możemy spośród "drugich dań" wybrać między kotletem ziemniaczanym z sosem pieczarkowym, pulpetami w sosie białym i pieczonym udkiem kurczaka, a następnego do wyboru dostaniemy z kolei szynkę w sosie czosnkowym, wątróbkę z cebulą, bitki w sosie własnym albo pierogi. Stale są ziemniaki w różnych postaciach, kasza pęczak, kapusta zasmażana, rozmaite surówki, a na deser obowiązkowy kompot - codziennie inny. O daniach, jakie akurat są w karcie, personel informuje codziennie na facebookowym profilu baru.
Obsługa miła, choć w "godzinach szczytu", gdy się ustawi kolejka, robi się trochę jak na taśmie. Bar ma grono zagorzałych wielbicieli. Przyciągają zdecydowanie ceny: dwudaniowy obiad z kompotem za 9,90 zł to prawdziwy ewenement. A porcje zupełnie przyzwoite.
Inna sprawa, że kucharz w Grubej Kaśce jest mocno nierówny. Trafiły mi się pierogi ruskie, których mogłaby pozazdrościć nawet renomowana restauracja, a wyśmienitych pierożków sycylijskich (z suszonymi pomidorami i serem ricotta) o mało nie przypłaciłem depresją stając na wadze. Barszcz zawsze jest świetny, doprawiony, pachnący świeżością. Ale bywają dni, że kucharzowi do mielonych sypnie się tyle pieprzu, jakby chciał wykonać wyrok na Smoku Wawelskim. Dla odmiany pomidorowa - niedoprawiona jak kaszka dla niemowlaka. Zdarzyło mi się tu zjeść jeden z najbardziej żylastych schabowych w życiu, a mdłej polędwiczki w sosie chrzanowym też najlepiej nie wspominam, podobnie jak rozwodnionego żurku. Ale każdy może mieć złe dni. Bo też pamiętam z kolei klopsy tak dobre, że chciałem się wpisać do księgi pamiątkowej, a karkówki z cebulą musiałem zjeść dwie porcje.
Generalnie więc mimo wahań formy, "Gruba Kaśka" trzyma poziom. I najważniejsze trzyma też ceny. Także w otwartym w październiku ubiegłego roku drugim lokalu, przy Rycerskiej.
Nasza ocena: 5/6.
Wojciech Kałużyński