Śmieci pod kontrolą. Więc czemu jest brudno?
19 czerwca 2009
Śmieci tu, śmieci tam - nieodłączny towarzysz polskiej kultury. Nie bez kozery mówi się, że ktoś jest na własnych śmieciach, zamiata śmieci pod dywan - przysłów o śmieciach jest sporo, co świadczy tylko o tym, że z odpadkami jakoś się zżyliśmy.
Porządku w Warszawie pilnuje Zarząd Oczyszczania Miasta. Zleca firmom zew-nętrznym wywóz śmieci i kontrolę segregacji odpadów. Prowadzi kontrole posiada-nia umów na wywóz odpadów przez mieszkańców. - Wspólne ekopatrole ZOM i straży miejskiej odwiedzają właścicieli posesji, administracje i zarządców terenów w celu skontrolowania posiadania umowy na wywóz nieczystości oraz rachunków dokumentujących uregulowanie zapłaty, a więc faktyczną realizację tychże umów - mówi Iwona Fryczyńska, rzeczniczka ZOM. - Podstawowym celem kontroli umów na wywóz nieczystości posegregowanych jest poprawa porządku na terenie miasta po-przez zapobieganie podrzucaniu odpadów do cudzych śmietników, koszy ulicznych, pojemników do segregacji, lasów i parków. I oczywiście - także upowszechnienie selektywnej zbiórki odpadów. Kontrolami objęte są wszystkie dzielnice. Statystyki z roku na rok są coraz bardziej obiecujące.
Statystyki to słupki i cyferki, ale czy odzwierciedlają rzeczywisty obraz zaśmie-conego miasta? O ile bowiem Śródmieście i główne ulicy dzielnic wyglądają przy-zwoicie, to już na podwórkach i w bocznych ulicach widoki nie są tak atrakcyjne. O lasach lepiej nie wspominać. Jak wyglądają efekty kontroli?
Do maja ekopatrole ZOM we współpracy ze strażą miejską przeprowadziły po-nad cztery tysiące kontroli na terenie całej Warszawy - głównie na Pradze Południe, Białołęce i w Wawrze.
- Nieruchomości, na których stwierdzono nieprawidłowości podlegają powtórnej kontroli. Jeśli nie ma poprawy, strażnicy miejscy pouczają bądź wypisują mandaty - twierdzi Iwona Fryczyńska. - Liczba nieprawidłowości maleje, szczególnie od kie-dy kontrole prowadzone są także w soboty i w godzinach popołudniowych.
Doprawdy? Kontrole ZOM nie są w żaden sposób miarodajne - można mieć umowę na wywóz raz w miesiącu, a śmieci pozbywać się co tydzień w okolicznych lasach. A wszystko jest formalnie w porządku. Umowa jest? Jest. Rachunki są? Są. Zapłacone? Zapłacone. I wszystko gra. W teorii.
Można mieć różowy worek do recyklingu, a do głównego pojemnika wrzucać papier i plastik, gdy worek się zapełni. Tak zresztą postępuje większość. Po co płacić za więcej worków, skoro można tylko za jeden. Kontrola przecież nie zagląda do śmietnika. A powinna. Dopóki nie przyjdzie do nas delikwent w długich gumo-wych rękawicach i nie wyciągnie z naszego kosza papieru, który powinien być w ró-żowym worku, to kontrole przeprowadzane na zlecenie miasta będą przynosiły efekt czysto teoretyczny. A śmieci dookoła nas będzie nadal tyle samo. Właśnie weszła w życie ustawa zakazująca wyrzucania starych baterii do zwykłych śmietni-ków. Można za to dostać nawet 5 tys. mandatu, ale bez gościa w gumowych ręka-wicach, który zanurzy rękę w nasze śmieci - ustawa też będzie "literacką twórczoś-cią parlamentu".
Uchwalony kilka lat temu przez radnych Warszawy regulamin utrzymania czys-tości nie spełnia zadania. Czysto nie jest. Może czas, by znów poważnie zastanowić się nad wprowadzeniem podatku śmieciowego. To prawdopodobnie jedyny sposób na to, by wokół nas było czysto.
Podatek śmieciowy obejmowałby wywożenie śmieci od wszystkich mieszkań-ców, sprzątanie ulic i lasów. W pierwszych latach na pewno byłby bardzo wysoki, ale z czasem lasy stałyby się czyste, bo nie byłoby powodów, aby pozbywać się w nich śmieci. Jest też jeden ważny aspekt - taki podatek musiałyby wprowadzić są-siednie gminy, i to na jak największym terenie, aby śmieci z Łomianek czy Czosno-wa nie trafiały do lasów na Bielany. Najlepszym rozwiązaniem byłaby ustawa sej-mowa obejmująca cały kraj. Prace nad takimi przepisami były prowadzone cztery lata temu. Podatek śmieciowy miał obowiązywać od 2007 roku. Niestety nic z tego nie wyszło.
wt, oko