Słodcy dealerzy. Czym handluje się przy podstawówkach?
28 października 2015
Od naszego Czytelnika dostaliśmy list, który zamieszczamy poniżej.
Nie tylko szkoła 314 walczyła miesiącami o "wyrzucenie" ze sklepiku szkolnego śmieciowego jedzenia, walczyły o to szkoły w całej Polsce. Wreszcie ktoś "na górze" zrozumiał, że produkty spożywane przez dzieci mają wpływ nie tylko na ich aktualny stan zdrowia i rozwój, ale także na całe przyszłe życie. W szkole 314 udało się wyrzucić z półek sklepiku szkolnego batony czekoladowe, chrupki, cukierki, gumy, pączki i inne "ulubione" przekąski uczniów.
Kiedy wygoniliśmy cukier ze szkoły, tuż pod budynkiem placówki dwóch młodych ludzi rozstawiło kramik z watą cukrową! Na każdej przerwie pod kramikiem ustawiała się kolejka chętnych - przede wszystkim tych młodszych, ale nie brakowało też starszych uczniów. Interwencja dyrektorki nie przyniosła skutku, młodzi "biznesmeni" po kilku minutach znowu kręcili watę. Poinformowana przez szkołę straż miejska nie podjęła żadnych czynności. Dopiero moja stanowcza reakcja doprowadziła do tego, że pod szkołą pojawiła się straż miejska i patrol policji. Okazało się, że człowiek sprzedający watę nie dysponuje zezwoleniem na handel obwoźny, nie ma zarejestrowanej działalności, brakuje mu pozwolenia na korzystanie z działki spółdzielczej, a nawet dokumentów osobistych! Pomimo tego, że kramik przywiózł autem, nie posiadał również prawa jazdy. Kłamał twierdząc, że zgodę na korzystanie z trawnika otrzymał od właściciela baru wietnamskiego.
Handlarz został sprawdzony przez policję - czy nie jest osobą poszukiwaną oraz pouczony przez straż miejską, że jeżeli ponownie podejmie próbę sprzedaży waty pod szkołą, zostanie ukarany mandatem w wysokości 500 zł. Młody człowiek odgrażał się, że znajdzie mnie i odpowiednio się zrewanżuje. Tłumaczył, że nikomu krzywdy nie robi, w końcu sprzedaje tylko czysty cukier bez żadnych konserwantów... Na odchodne rzucił, że nie będzie na siłę "robił interesów" pod szkołą 314, bo na Białołęce jest tyle innych szkół, gdzie z pewnością nie będzie takich "crazy menów" jak ja, którzy przeszkodzą mu w zarabianiu pieniędzy.
Mam nadzieję, że jeżeli pojawi się pod innymi podstawówkami, to znajdą się osoby, które - podobnie jak ja - zniechęcą go do tego "biznesu". Tym bardziej, że jest to działalność nielegalna i pozbawiona jakichkolwiek skrupułów wobec najmłodszych, którzy nie do końca zdają sobie sprawę ze szkodliwości jedzenia takich produktów.
Waldemar