Roztańczony piątek może wrócić pod dach
10 października 2015
Otwarty w maju Parku Zdrowia stał się ulubionym miejscem wielu starszych mieszkańców Legionowa. Frekwencja wakacyjnych wieczorów tanecznych przeszła najśmielsze oczekiwania. Dancingi miały się odbywać tylko w sezonie letnim, ale zyskały taką popularność, że seniorzy zwrócili się do prezydenta z prośbą o kontynuację projektu.
Rzeczywiście, alejką zbliżają się dwie nobliwe seniorki. Wystrojone, zadbane. Orkiestra stroi instrumenty. W parku robi się coraz gwarniej, czuć atmosferę swoistego święta. Rozmowy, śmiechy, powitania. Są małżeństwa, pary, samotni. Czasem z rodzinami. Marcin przywiózł babcię na wózku. Pani Halina nie zatańczy, ale piątkowe zabawy uwielbia. Pan Marian, dziarski siedemdziesięciolatek z sumiastym wąsem wodzi wzrokiem za kilkoma paniami spacerującymi alejką: - Zobacz, na tę w kwiaciastej spódnicy. Caryca! - wskazuje na efektownie ufryzowaną mniej więcej sześćdziesięcioletnią panią z wydatnym biustem. - Całe dnie w domu siedzę, rzadko ktoś do mnie zajrzy, to chociaż raz na dwa tygodnie znajomych spotkam, popatrzę sobie, jak się ludzie bawią. To mi weselej. A co mi zostało z tego życia. Niech by mnie tylko spróbowali tu nie przywieźć. To bym im umarła i tyle. - Eee, niech babcia nie gada głupot, babcia setki dożyje... - wtrąca Marcin. Pani Halina z udawanym oburzeniem: - Tak źle mi życzysz? Przecież to już za pięć lat...
Wreszcie zaczyna się. Pary ruszają w tany, w rytm warszawskiego tanga. Pan Marian szarmancko kłania się siedzącej na ławce Carycy. Całuje dłoń. Ta z uśmiechem daje się zaprosić. Wzorzysty szal powiewa w rytm tanecznych kroków. Caryca ma na imię Krystyna. Jest wdową, mąż zmarł dwadzieścia lat temu. Lubi zabawy w parku. Przychodzi z koleżankami, potańczyć, porozmawiać, pośmiać się. Pan Jerzy i pani Jadwiga właśnie tutaj się poznali, na pierwszym wieczorku. Od tego czasu spotykają się znacznie częściej niż co drugi piątek. - Wie pan, ten park, to jest wreszcie nasze miejsce. A te wieczorki to już w ogóle najlepszy pomysł. Uwielbiam tańczyć, ale na co dzień nie ma gdzie. A tu wreszcie się wybawię - mówi pani Jadwiga. - Ale tylko ze mną - wtrąca pan Jurek. - Jak dzisiaj ten łysy poprosi cię do tańca, to dam mu w pysk!
Przekrój wiekowy jest różny - od "seniorów juniorów" po pięćdziesiątce do seniorów w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Wszystkim inicjatywa się podoba, wszyscy się bawią. Pani Maria wróciła właśnie z sanatorium.
- Tam też był wieczorek taneczny. Ale tutaj lepiej. Bo tam prawie sami narciarze - imituje ruch ni to biegacza narciarskiego, ni to zniedołężniałego powłóczenia nogami. - A tu proszę. kawalerowie może nie najmłodsi, ale dla niejednego można by jeszcze i nawet zgrzeszyć.
Orkiestra gra walczyka. Na parkowym parkiecie pod chmurką wciąż sporo par. - Zziajałem się trochę - mówi pan Marian przysiadając na ławeczce. - Ale tylko ten jeden taniec odpuszczam.
Zabawa trwa. Tańce, piwo, rozmowy. Wieczór chłodny, ale nikt się nie przejmuje. Z czasem grono roztańczonych seniorów nieco rzednie, ale sporo najwytrwalszych i tak czeka do końca, do 22, żeby zobaczyć, kto zostanie parą wieczoru, co stało się już tradycją piątkowych potańcówek. Laureaci dostają upominki i impreza powoli się kończy. Spotkają się jeszcze tylko raz - 16 października, później podobno przeniosą się pod dach. Póki co nie wiadomo który. Jest też pomysł, roztańczone piątki zmieniły się w roztańczone soboty.
(wk)