Pytają mnie ludzie...
15 września 2006
... a i ja pytam samą siebie, czy będzie lepiej? A może "lepiej już było"? I jak to będzie z tymi wyborami? Komu wierzyć? Kto doradzi a nie oszuka?
Autorka była radną dzielnicy w latach 1994-2002 oraz przewodniczacą rady Targówka (1998-2000). |
Rzeczywiście, u decydentów słowa często nie idą w parze z ich czynami. Dla-tego pozostaje żywić nadzieję, że nasi duszpasterze polecając wiernym kandy-datów nie będą kierować się tylko wspomnianą broszurką.
Co jeszcze pamiętam?
W 2002 r. PiS-owskie władze miasta zapowiadały powstanie 2 tysięcy mieszkań do końca kadencji. Na razie buduje się około 200, na Targówku, we Włochach i w Ursusie. Kadencja kończy się za dwa miesiące, więc brakujące 1800 mieszkań może pojawić się wyłącznie w obietnicach następców prezydentów Kaczyńskiego i Kochalskiego.Kazimierz Marcinkiewicz obiecuje nowe mosty, drugą linię metra i autostradę poza miastem. Zamiast tego powinien zająć się realizacją obietnic, których nie dotrzymał jego poprzednik Lech Kaczyński. Najważniejsze obietnice z programu Kaczyńskiego z 2002 r., gdy starał się o funkcję prezydenta Warszawy, to: wspólny bilet dla aglomeracji warszawskiej, poprawa dojazdu do lotniska, unowocześnienie taboru tramwajowego i autobusowego, dokończenie prac nad systemem kierowania ruchem Cezar. Żadna z nich nie została zrealizowana.
Równie hojny, co w przedwyborczych obietnicach był prezydent (a potem jego komisarz), jedynie w wypłacaniu premii pracownikom ratusza (w znacznej mierze zatrudnionym za jego rządów i rekrutujących się z jego partyjnych kolegów). Na nagrody za rok 2005 przeznaczył 35 mln złotych. Dla porównania: na modernizację i remonty placówek oświatowych na Targówku, a więc przedszkoli i szkół, ratusz dał nam w tym roku 10% tej sumy, czyli 3,5 mln złotych.
Prezydent Kaczyński wstrzymując inwestycje publiczne, blokując inwestycje prywatne, przerywając procedury uchwalania planów zagospodarowania przes-trzennego i rezygnując z reprywatyzacji gruntów warszawskich praktycznie zatrzy-mał rozwój miasta. Tej zabójczej dla miasta polityce przyklaskiwali posłuszni bur-mistrzowie dzielnic pochodzący z partyjnego rozdania. Przez trzy i pół roku rządów PiS nie powstał w Warszawie żaden znaczący budynek ani ważna droga publiczna. Mimo to zadłużenie miasta podwoiło się. Zaciągane kredyty zostały roztrwonione, w dużej części na rozbudowaną administrację z nadmiarem dobrze płatnych, choć zbędnych stanowisk kierowniczych.
Niedawno pisałam, że wiadukty przy Trasie Toruńskiej grożą zawaleniem. Nad-zór budowlany zagroził zamknięciem ich dla ruchu z dniem 1 listopada, ponieważ dojść może do niewyobrażalnej w skutkach katastrofy budowlanej. Dopiero wobec groźby paraliżu komunikacyjnego naszej części miasta Zarząd Dróg Miejskich wziął się pilnie do roboty i podpisał umowę z Pułkiem Komunikacyjnym z Inowrocławia. To jest jak ironiczny chichot historii, że Trasa Toruńska, wybudowana przez Gierka, ratowana jest przy pomocy elementów konstrukcji rozebranego przed sześcioma laty mostu Syreny, wybudowanego na polecenie Jaruzelskiego. I, jak wtedy, tak i dziś, zrobią to żołnierze. W porównaniu z cenami firm zatrudnianych dotąd przez ratusz prace będą kosztowały naprawdę niewiele - 493 tys. zł.
Mosty powstawały w stolicy tylko za "komuny" oraz za rządów koalicji "soli-daruchów i komuchów" UW-SLD, pod prezydenturą osławionego Pawła Piskor-skiego. Patriotyczno-lustratorscy prezydenci PiS-u przez ostatnie dwa lata nie byli w stanie nawet konkursu na most Północny skutecznie rozpisać. Jako "Solidaruch" myślę o tym ze wstydem.
Agnieszka Kuncewicz