Psychokosmetyka
27 kwietnia 2007
Wygląd zewnętrzny jest pierwszym komunikatem, jaki wysyłamy do innych w sposób świadomy lub nie zdając sobie z tego sprawy. Podobno wystarczy 30 sekund, aby wstępnie ocenić drugiego człowieka, zanim ten zdąży cokolwiek wypowiedzieć.
To między innymi z tego powodu tak dużą wagę przykłada się do wizerunku. Istnie-je wiele poradników i szkoleń pouczających, jak sprawić dobre wrażenie, jak pro-fesjonalnie wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej, jak oczarować na pierwszej rand-ce, jak wyglądać młodziej i atrakcyjniej. Dzięki tym poradom i gotowym wzorcom manipulujemy własnym wizerunkiem, zakładamy maskę, odgrywamy role, ale co tak naprawdę dzieje się w nas? Gdzie w tym wszystkim jesteśmy my sami? Czy potrafimy zaakceptować się takimi, jakimi jesteśmy, czy też co rano zwracamy się do swej stworzonej na zewnętrzne potrzeby postaci?
Poszukiwań siebie samego nie ułatwiają media promując ideał kobiety nie pod-legającej ziemskim prawom fizyki i biologii: to wiecznie młoda bogini, o idealnych kształtach, gładkiej cerze, lśniących włosach i białych równych zębach. Przekaz jest jasny: kobieta im jest starsza, tym sprawiać ma wrażenie młodszej, im więcej ma dzieci, tym bardziej ma epatować płaskim brzuchem i sterczącym biustem, im ma pełniejsze kształty, tym większa u niej wiedza na temat diet, głodówek i popular-nych klubów fitness, im bardziej nieśmiała, tym więcej ukończonych kursów aser-tywności i autoprezentacji.
Oprócz tego lansowanego trendu kobiety bez skazy, istnieje jego zupełne prze-ciwieństwo: kobieta z wyboru niedoskonała, negująca pozytywne osiągnięcia kos-metyki, dietetyki czy fitnessu. Tą grupę również cechuje pewna skrajność, bowiem nadmierne dążenie do wolności od tego co trendy, powoduje narzucenie sobie pseudointelektualnego rygoru. Tu nie wolno przejmować się nadwagą czy niedowa-gą, tłustymi włosami czy obgryzionymi paznokciami. Ubranie może być niedopra-sowane, buty ubłocone a dżinsy są na porządku dziennym w teatrze czy operze.
Czytanie pism kobiecych, oglądanie serialu "M jak Miłość" po prostu nie ucho-dzi, nie mówiąc już o wizycie u kosmetyczki czy pedicurzystki.
A przecież chodzi o zachowanie równowagi, przyzwolenie na bycie sobą, spojrzenie na piękno, które nas zamieszkuje. Akceptacja nie oznacza bierności, tak samo jak nie oznacza zakładania maski. "Ktoś, kto nie jest szczery, autentyczny - pisze Louise Proto - nie będzie wiedzieć, czy wysyłane do niego sygnały miłości przeznaczone są dla niego, czy dla maski, którą tak rozpaczliwie prezentuje oto-czeniu".
Od naszego ciała wymagamy, aby było funkcjonalne, aby się nie starzało, a jakże często katujemy je dietami cud, ultrafioletem, liftingami lub, wręcz przeciw-nie, odnosimy się do niego w sposób lekceważący, tak jakby w ogóle nie istniało. W obu przypadkach postępujemy jak, nie przymierzając, karczownicy lasów Ama-zonii; żyjemy chwilą obecną nie dbając o kondycję w dniu jutrzejszym. A przecież wystarczy zauważyć, że nasze ciało jest partnerem, z którym idziemy przez całe życie. Warto dbać o ten związek, stawiając w nim na czułość i szacunek. Warto nauczyć się swojego ciała, poznać je, a poprzez tę wiedzę nauczyć się czegoś o sobie.
Zapraszam
Kaszmir, ul. Potocka 4
tel. 0-22 832-02-35
Małgorzata Pepłońska