Prawdziwy jubiler nie ma włosów
4 lutego 2013
"Zakorzenieni na Woli" to cykl prezentujący ludzi, którzy z okolicą związani są od lat. Tu żyją i pracują, nierzadko wykonując zapomniane od dawna zawody. W tym wydaniu - pan Waldemar Konopienis i jego zakład jubilerski mieszczący się w pawilonie przy ul. Ciołka 35, tuż przy ul. Obozowej.
Równolegle pan Waldemar rozwijał inną pasję: sport - ćwiczył boks, kulturystykę i podnosił ciężary. Dzięki sprawności fizycznej dostał pracę w straży pożarnej, jednak ciężki wypadek spowodował, że powrócił do swojego pierwszego, spokojnego zawodu.
- Moje córki są do mnie podobne, chociaż zupełnie inne od siebie. Jedna interesuje się sportem, druga jest bardziej stateczna, spokojna. Z obu jestem dzisiaj bardzo dumny. I po uszy zakochany w swoich wnukach!
Prawdziwy jubiler nie ma włosów
Po czym poznać dobrego jubilera? Oczywiście po mocno przerzedzonej czuprynie. Jak twierdzi pan Waldemar Konopienis, jeśli ktoś długo pracuje w tym zawodzie, z pewnością straci większość włosów. Kwasy i opiłki metali nieodwracalnie uszkadzają bowiem cebulki. Takich prawdziwych jubilerów (na szczęście?) jest już dziś niewielu.
- Pracowałem w różnych zakładach jubilerskich, głównie na Woli i w centrum. Potem wykupiłem lokal przy Ciołka. Teraz wszystko się zmieniło. Mało jest ręcznej roboty jubilerskiej, głównie wyroby fabryczne, ale to już nie ta sama jakość.
Mimo wszystko praca jest. - Mam dużo zleceń, również z zagranicy. Ostatnio dostałem do oprawienia w złoto rzeźby francuskiego artysty przedstawiające Jana Pawła II. Oprawiałem też szable dzika, grandle, czyli kły jelenia - pokazuje eksponaty jubiler. - Tutaj splot królewski w ośmiokącie... Jakoś udało się przetrwać te wszystkie zmiany, pewnie też dzięki żonie, która mnie wspiera całe życie.
Katarzyna Zawadzka