Miał być pyszny obiad, ale nic z tego nie wyszło. Bo obiad odleciał. Dziki kot żyjący na podwórku przy Ciołka chciał upolować upasionego gołębia. Oto zew natury dalekiego kuzyna tygrysów, lwów i lampartów.
REKLAMA
Każdy lubi podjeść. Niestety, kiedy jest się dziko żyjącym kotem, o solidny posiłek trudno. Czasem starsze panie rzucą jakiś ochłap, nasypią suchej karmy. Coś wygrzebie się ze śmietnika, ktoś nie doje kebaba z Obozowej albo jakaś myszka się zagapi i zakończy swój żywot jako obiad. Dlatego warto spróbować zaczaić się na tłustego gołębia, który cały czas coś skubie i tylko przybiera na masie. Wszak kot domowy jest dalekim - ale jednak - kuzynem dzikich, mięsożernych wielkich kotów. Dlatego choć dachowiec nie jest królem zwierząt, a gołąb zebrą, to i tak trzeba przystąpić do ataku.
Pręgowany kocur czai się w trawie. Dokładnie widzi każdy ruch gołębi, które siedzą na studzience kanalizacyjnej i popijają wodę z kałuży. Kroczek do przodu. Jeszcze jeden. Może nie zauważy, tłuste ptaszysko. Jeszcze jeden kroczek. Dachowiec spłaszcza się możliwie najmocniej. Niestety, nie ma szans. Podwórkowy trawnik to nie sawanna.