Park Szymańskiego dewastowany
31 sierpnia 2011
Przywykliśmy narzekać na brak inwestycji, opóźnienia w ich wykonaniu czy niedociągnięcia, jakie powstają w trakcie. Czasem jednak sami potrafimy zniszczyć to, co już udało się osiągnąć. Najlepszym przykładem na to jest wolski park im. Szymańskiego. Częściowo zmodernizowany już zachęcił wandali do bezmyślnego niszczenia tego, na co wydaliśmy mnóstwo pieniędzy.
Niestety, problem jest i to niemały, co potwierdza urząd dzielnicy.
- Dewastowanie urządzeń w parkach i na placach zabaw na Woli jest problemem znanym - mówi Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka urzędu dzielnicy.
- Dzielnica myśli o monitoringu, to jednak wiąże się z dużymi kosztami, podobnie jak zatrudnienie ochrony, niemniej i takie rozwiązanie jest brane pod uwagę. Nie rozumiem ludzi, którym chce się niszczyć nowe, ładne, funkcjonalne ławki, czy zabawki dla dzieci na placach zabaw - zwłaszcza, jeśli są to mieszkańcy Woli - wszak ich rodziny z tych urządzeń korzystają. Zależy nam na zmianie wizerunku Woli, by była dzielnicą przyjazną, zadbaną i nowoczesną, ale bez udziału mieszkańców to się nie uda. Wszystko można popsuć, zieleń zniszczyć, wyrwać krzewy i znowu będzie brzydko i ponuro - dodaje rzeczniczka. Podkreśla też, że w całej sprawie nie chodzi o monitoring, ani o postawienie na każdym rogu policjanta czy patrolu straży miejskiej, żeby pilnowali, czy psy są wyprowadzane na smyczy. To od nas zależy, czy nowy park będzie nam długo i dobrze służyć. - Kolejne pieniądze, zamiast na zabezpieczenia, lepiej chyba wydać na kolejne pożyteczne i oczekiwane przez mieszkańców inwestycje jak park czy ogrodzony wybieg dla psów? - pyta retorycznie rzeczniczka.
Ślepi?
Policja nie widzi problemu. - Żadnych interwencji w parku Szymańskiego w ostatnim czasie nie odnotowaliśmy - mówi Joanna Banaszewska z wolskiej policji.Może problem leży właśnie w takim podejściu stróżów prawa do swoich obowiązków? Tak rozległy kompleks parkowy powinin być patrolowany regularnie i starannie. Policja najwyraźniej nie widzi jednak podstaw do samodzielnych interwencji, zasłaniając się brakiem kontaktu od mieszkańców. Wygodne. A efekty widać gołym okiem.
Anna Sadowska