Oby ostatnie takie wybory
16 listopada 2010
Jak zawsze przy okazji wyborów słychać, powodowane głęboką troską, apele o pójście do urn. Ale czy wiemy, kogo wybieramy? Badania w Warszawie prowadzone kilka lat temu wskazały, że olbrzymia większość warszawiaków nie umie wymienić nazwiska nawet jednego radnego ze swego okręgu.
Kiedyś czytałem reportaż o pewnym osiedlu na Ursynowie, które chciało na kandydata do rady dzielnicy wystawić bardzo aktywnego własnego lokalnego dzia-łacza. W praktyce okazało się to niemożliwe. Muszą być pełne listy, komitety, trze-ba obsadzić inne okręgi, aby uzbierać wymagane minimum głosów w całej dziel-nicy. Oczywiście mogą powstać i powstają lokalne komitety, ale bardzo nielicznym udaje się przebić ze swoim posłaniem i skutecznie konkurować z kandydatami spod szyldów partyjnych. Dlatego z wielką nadzieją przyjąłem zapowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego, że zamierza zrealizować wysunięty już dziewięć lat te-mu przez PO postulat jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do sa-morządów lokalnych.
Przypomnijmy, że idea jednomandatowych okręgów oznacza niewielkie okręgi, głosowanie na jednego kandydata a nie na listę, czyli pewność, że mój głos nie przejdzie na innego (jak to się często dzieje przy głosowaniu na listy). Kandydata można lepiej poznać i skuteczniej rozliczyć. Partie, które będą wystawiać niekom-petentnych ludzi po prostu przegrają, bo sam szyld partyjny już nie wystarczy. Szanse będą mieli kandydaci niezależni, nawet startujący indywidualnie. Oby pre-zydent zdążył swoją zapowiedź przeprowadzić przed następnymi wyborami samo-rządowymi.
Nie będzie to zadanie proste. Pamiętam zmagania, jakie toczyłem w latach 90., aby prezydenci miast, wójtowie i burmistrzowie byli wybierani bezpośrednio przez obywateli, a nie przez rady. Uchwałę w tej sprawie przyjęli jednogłośnie prezydenci 11 wielkich miast zgromadzeni w Unii Metropolii Polskich, po czym zostali wezwani na dywaniki partyjne, gdzie musieli się gęsto tłumaczyć ze swej inicjatywy. Na szczęście w końcu ustawa przeszła i od 2002 roku mamy bezpośrednie wybory naj-wyższych przedstawicieli władz samorządowych z wyjątkiem marszałków woje-wództw. Dzięki temu w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Rzeszowie i setkach innych miast mamy wielu niepartyjnych kandydatów na prezydentów i bur-mistrzów, z których część ma poważne szanse na wybór. Po prostu są znani, ludzie wiedzą kogo i dlaczego wybierają.
Oby tak było z wyborem radnych wszystkich szczebli od następnych wyborów samorządowych. Rozszerzenie możliwości konkurowania o głosy wyborców nie mo-że zaszkodzić demokracji. A tymczasem, mimo wszystko, wzywam do obywatel-skiego obowiązku.
Marcin Święcicki
poseł (1989-1991 / 1993-1997 / 2011-), były prezydent Warszawy (1994-1999) i minister współpracy gospodarczej z zagranicą (1989-1991)