Obiady w szkołach będą droższe
27 stycznia 2012
Kiedy w ramach oszczędności w zeszłym roku stołówki w wolskich podstawówkach oddano w ajencję, momentalnie cena obiadu z 4,50-5 zł podskoczyła do 6-7 zł. Dzielnica chwali się, że dzięki temu w ciągu roku zaoszczędzi prawie 2 mln zł. I choć wówczas dyrektorzy szkół na Bemowie powiedzieli stanowcze "nie" takiej formie szukania oszczędności, wszystko wskazuje na to, że pozytywna rekomendacja władz dzielnicy zmieni ich zdanie.
Droższy obiad to mniej kupujących
Korzyści z ajencji to pieniądze z wynajmu, rezygnacja z pensji dla pracowników i kosztów związanych z utrzymaniem, konserwacją i modernizacją sprzętu w stołówce. Ostateczną decyzję o przekształceniu stołówek szkolnych dzielnica pozostawia dyrekcjom poszczególnych szkół.
- W mojej szkole obiad kosztuje 4 zł. Dziennie wydajemy około 600 posiłków. Gdybym wprowadził ajenta, a cena obiadu podskoczyłaby dwukrotnie, to wydawalibyśmy tylko 200-300 posiłków dziennie, gdyż połowa rodziców zrezygnowałaby z ich kupna. Ajent nie zarobiłby wiele - szacował Włodzimierz Skarzyński, dyrektor placówki nr 321 przy Szadkowskiego 3. - Uważam, że każde dziecko powinno móc zjeść w szkole ciepły posiłek. To, że są trudności budżetowe, nie może oznaczać oszczędzania na dobru dzieci - kwitował pomysł dzielnicy dyrektor. Podobnego zdana była wówczas Krystyna Ożyńska, dyrektorka podstawówki nr 301 przy Brygadzistów 18. - Moja szkoła mieści się na terenie blokowiska. Problemem jest tu bezrobocie i patologia. To trudny rejon. Oddanie stołówki w ajencję podniosłoby cenę obiadu. Już teraz udzielamy pomocy socjalnej wielu uczniom, bo środowisko jest tu dość ubogie. Dlatego sądzę, że taka forma szukania oszczędności dla szkoły to zły pomysł - twierdziła.
Szkoła państwowa jak prywatna firma
Władze dzielnicy nie ukrywają, że wolskie doświadczenia przyczyniły się do tego, aby i na Bemowie wdrożyć pomysł z oddaniem w ajencję stołówek szkolnych. Zapewniają, że drastyczną podwyżkę ceny obiadu ograniczy niezawyżona opłata czynszu za najem kuchni. Albert Stoma, wiceburmistrz odpowiedzialnego za sprawy oświaty przekonuje, że zmiana filozofii finansowania placówek oświatowych polegać będzie na przekazaniu większej swobody dyrektorom. - Dokładnie chodzi o to, że każda szkoła będzie otrzymywała swój roczny budżet w wysokości zależnej od liczby uczniów (1 uczeń = stała kwota dotacji). Od tej pory to zadaniem dyrektora, jako menadżera placówki, będzie takie gospodarowanie funduszami, aby zapewnić jak najlepszą jakość nauczania - twierdzi wiceburmistrz Stoma. - Generalną tendencją rynkową w firmach czy instytucjach jest zlecanie kolejnych rodzajów usług wyspecjalizowanym podmiotom zamiast samodzielnego zatrudniania etatowych pracowników. Podobna sytuacja jest ze stołówkami szkolnymi. Bardziej ekonomicznym, a wcale nie gorszym rozwiązaniem będzie więc naszym zdaniem przekazanie kuchni wyłonionym w konkursach ajentom. Kluczowe będzie tutaj silne zaangażowanie rodziców w ten proces, aby ajenci spełniali oczekiwania ich dzieci. Na etapie konkursu możliwe jest zarówno określenie docelowej ceny obiadu czy rodzajów posiłków. Dzielnica zarekomenduje szkołom zwrócenie szczególnej uwagi na preferowanie zdrowej żywności a jednocześnie smacznej dla dzieci. Co najważniejsze, pieniądze zaoszczędzone na etatach pozostaną w szkole i dyrektor będzie mógł je przeznaczyć np. na dodatkowe zajęcia pozalekcyjne czy zakup pomocy dydaktycznych.
Czy teoria sprawdzi się w życiu? Czas pokaże.
Anna Przerwa