Nigdy tyle nie budowano
3 października 2011
"Echo" rozmawia z Marcinem Kierwińskim, wicemarszałkiem województwa mazowieckiego, kandydatem na posła z listy PO.
- Nie zgadzam się z opinią, że mamy do czynienia z marginalizacją roli dzielnic. Wręcz przeciwnie. W poprzedniej kadencji samorządu, zwłaszcza w latach 2007-2009 na inwestycje w warszawskich dzielnicach wydano rekordowe kwoty. Byłem wówczas szefem klubu radnych PO w radzie miasta i bardzo dobrze pamiętam, na co i jak dużo przeznaczaliśmy. Jeśli chodzi o decentralizację, to sukcesem tamtej kadencji jest to, że dzielnice pracują na własnym załączniku budżetowym. Wiele kompetencji zostało przekazanych burmistrzom.
- Za mało. Scentralizowana Warszawa nie wykorzystuje własnego potencjału. Na przykład potencjału radnych dzielnic, samorządów osiedlowych czy lokalnych organizacji pozarządowych. 10 lat temu uchwała rady gminy była prawem lokalnym, dziś jest podaniem do rady miasta. Czy to ma sens?
- Przede wszystkim jestem zdania, że poprzedni ustrój Warszawy nie był lepszy. Warszawa to jest jedno miasto, a podział na gminy, z których każda mogła prowadzić własną politykę, nie był dobry. Oczywiście dziś nie wszystko jest idealne. Wiele trzeba zmienić i udoskonalić, jednak zdecydowanie sprzeciwiam się tezie, że dziś jest gorzej niż przed zmianą ustroju Warszawy. Od pięciu lat dzięki sprawnej ekipie realizującej inwestycje, miasto rozwija się bardzo dynamicznie. Nigdy nie budowano tyle, co w ostatnich kilku latach. W grudniu zakończy się budowa mostu Północnego, miasto buduje II linię metra, drogi, szkoły, przedszkola.
- W minionych kadencjach samorządu też budowano metro, zbudowano dwa mosty, tunel Wisłostrady i zakończono wiele innych inwestycji. W tym samym czasie stołeczne gminy budowały drogi, ścieżki rowerowe, kanalizację, szkoły i przedszkola. Wówczas nie byliśmy członkiem Unii. Dziś most, metro i każda większa inwestycja miasta finansowana jest z pieniędzy unijnych. Zastanawiam się, czy miasto rozwijałoby się, gdyby nie wsparcie Europy?
- Zdolność do pozyskiwania i absorbowania środków unijnych świadczy o sprawności. Wszystkie inwestycje wspierane przez Unię są w dużej mierze współfinansowane z pieniędzy własnych miasta. Unia nigdy nie pokrywa 100% kosztów. Samo metro to gigantyczna inwestycja, zaś udział własny miasta jest potężnym obciążeniem budżetu, ale za kilka lat wszyscy warszawiacy odczują skok cywilizacyjny w postaci znacznie lepszych możliwości szybkiego poruszania się po mieście. Zgadzam się, że w latach 1989-2002 też wiele zrobiono, ale były wówczas zupełnie inne realia, inne czasy, inne ceny usług, a przede wszystkim nie było janosikowego. Dziś Warszawa płaci około miliarda złotych rocznie na rzecz innych gmin. Tyle kosztuje zbudowanie jednego mostu.
- O janosikowym nie dowiedzieliśmy się wczoraj. Politycy od kilku lat wiedzą, że sposób jego naliczania jest zły, a mimo to nie nastąpiły żadne zmiany. Dopiero zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy dało impuls wielu działaczom PO do publicznego występowania w tej sprawie.
- To uproszczenie. Nieprawdą jest, że osoby odpowiedzialne za los Warszawy i Mazowsza nie robiły nic w sprawie janosikowego. Na przykład prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz z radą Warszawy wystąpiła o zbadanie zgodności ustawy z Konstytucją. Podobnie zachował się Sejmik Województwa Mazowieckiego. Urząd Marszałkowski podjął mnóstwo działań na rzecz nagłośnienia tego problemu. Także ja osobiście zaangażowałem się w tę akcję.
- Realnych efektów jednak brak.
- Nie zgadzam się. Przecież do Laski Marszałkowskiej wpłynął projekt obywatelski. Będzie on podstawą do dyskusji na ten temat w przyszłym Sejmie. Popieram zmianę tej ustawy. Metod ograniczenia janosikowego może być kilka. Może to być np. zapis, że nie powinno ono przekroczyć 5% budżetu gminy. Można je wyliczać przy użyciu współczynnika zamożności, można kwotowo. Sposobów jest wiele, ale najważniejsze, żeby dyskusja na ten temat przyniosła efekt.
- Rozumiem, że Warszawa może na Pana liczyć w sprawie janosikowego, ale nie w kwestii nowelizacji ustroju miasta.
- Powtarzam, że nowelizacja ustawy o janosikowym to absolutna konieczność i poprę każde dobre rozwiązanie w tej sprawie, natomiast z ustrojem Warszawy jest inaczej. Nie jestem zwolennikiem kolejnej rewolucji. Pełna zgoda, że mechanizm ustroju stolicy musi podlegać ewolucji, należy poprawić funkcjonowanie dzielnic i wielu miejskich instytucji, ale zachowując władzę i odpowiedzialność w rękach prezydenta. Na pewno ważne jest umożliwienie dzielnicom łatwiejszego dysponowania pieniędzmi w ramach ich załączników budżetowych oraz zwiększenie wpływu burmistrzów na budżet ich dzielnic.
- To drobny krok naprzód, bo nadal burmistrz nie będzie gospodarzem dzielnicy w stu procentach. Burmistrzowie nie mogą np. korzystać z funduszy unijnych. Nowoczesna hala sportowa powstała w Legionowie, tam też będzie aquapark, podobnie jest w innych gminach podwarszawskich - mnóstwo inwestycji przy wsparciu unijnym. Nie znam przykładu takiej dużej inwestycji dzielnicowej realizowanej przy udziale pieniędzy unijnych.
- Duże inwestycje, które uzyskują dofinansowanie europejskie jako projekty kluczowe w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego realizowane są przez miasto. Sztandarowy przykład to budowa parkingów park&ride, modernizacja Modlińskiej, wiadukt na Powązkowskiej, budowa Nowolazurowej i wiele innych. Dobrym przykładem jest remont Teatru Powszechnego - służy mieszkańcom wszystkich dzielnic, podobnie jak nowe pociągi, kupione przez Koleje Mazowieckie. Poza tym dzielnice także aplikują o środki zarówno w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego, jak i Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki.
Nie jest możliwe porównanie jakiejkolwiek dzielnicy Warszawy choćby z Legionowem. Po pierwsze raz jeszcze powtórzę - Warszawa to jedno miasto. Miasto, które ma problemy 50 razy większe niż Legionowo, nie tylko dlatego, że jest wielokrotnie większa. Wystarczy wspomnieć dekret Bieruta, z konsekwencji którego stolica nie może się do dziś wykaraskać. Nawiązując jeszcze raz do pierwszego pytania, ponownie podkreślam, że samorządy dzielnicowe działają dobrze, lecz przeżywają kłopoty finansowe, tak jak całe miasto, a dowodem na to są lata 2007-2009, kiedy dzielnice rozwijały się znakomicie.
- Dziękuję za poświęcony czas i rozmowę.
Rozmawiał Krzysztof Katner