Niebezpieczny leasing
9 marca 2002
Firmy leasingowe zazwyczaj bardzo dokładnie badają kondycję finansową swoich klientów. Mało natomiast mówią o swojej własnej.
- Otrzymałem zawiadomienie o ogłoszeniu upadłości firmy, w której leasingowałem samochód ciężarowy o dużej wartości - mówi pan Piotr, który zastrzega sobie anonimowość, ponieważ czeka go jeszcze sprawa sądowa z leasingodawcą. - Zaproponowano mi wykupienie samochodu za jego wartość rynkową. Niestety nie było mnie stać na taki luksus, więc musiałem zwrócić samochód syndykowi. Proponowałem jedynie wykupienie na raty, byłem w stanie w pół roku go spłacić. Minęło już znacznie więcej czasu i z tego co wiem, mój samochód nadal stoi w komisie.
Pan Piotr nie kryje żalu, że syndyk nie umiał podejś do klientów w sposób bardziej elastyczny. - Przecież to nie moja wina, że firma zbankrutowała, ja płaciłem zgodnie z umową - mówi.
Na tym jednak nie koniec kłopotów pana Piotra. Wkrótce po oddaniu samochodu dostał wezwanie do zapłaty sumy kilkunastu tysięcy za tzw. ponadnormatywne zużycie samochodu. Syndyk powołał się na jeden z punktów umowy, który mówi, że leasingobiorca ma używać samochodu zgodnie z przyjętymi normami i że zapłaci leasingodawcy karę umowną, jeżeli pojazd będzie używany nienależycie.
- Przecież ja nim tylko jeździłem, nie rozumiem dlaczego syndyk uznał, że na liczniku jest za dużo kilometrów, a opony są za bardzo starte i policzył mi karę za zmniejszenie wartości rynkowej samochodu. Nie dość, że nie stałem się zgodnie z umową właścicielem samochodu po upływie okresu umowy, to jeszcze mam płacić karę, tylko dlatego, że pan syndyk musi zaspokoić roszczenia wierzycieli zbankrutowanej firmy - żali się pan Piotr i dodaje, że w całej tej sytuacji syndyk działa tak, jakby nie zależało mu na szybkim zakończeniu sprawy. - Przecież mógł mi pójść na rękę i pozwolić wykupić samochód w sześciu ratach. Już miałby problem z głowy, a tak nie dość, że nie sprzedał samochodu, to będzie się ze mną procesował o pieniądze, bo ja odmówiłem zapłaty, chociaż użył jako szantażu weksla, który złożyłem w firmie leasingowej w dniu zawierania umowy.
Pan Piotr prosił, aby przed jego sprawą nie kontaktować się z syndykiem. Tak też uczyniliśmy, dlatego nie możemy podać nazwy zbankrutowanej firmy i nazwiska syndyka.
Niech ta sytuacja będzie przestrogą dla wszystkich, którzy w najbliższym czasie planują leasing samochodu. Uważajcie Państwo z kim podpisujecie umowę. Żądajcie gwarancji płynności i wypłacalności firmy. Możecie też sprawdzić w sądzie, czy w rejestrze firmy nie figurują zobowiązania wobec ZUS, Skarbu Państwa lub inne komornicze.
Być może ten i podobne przypadki skłonią leasingodawców do dobrowolnego "wyspowiadania się" przed przyszłymi klientami. Zapewne pomoże im to w wybraniu odpowiedniego partnera.
Marta Wiśniewska