Nie chcę wpadać w samozachwyt
1 grudnia 2011
"Echo" rozmawia z Jarosławem Dąbrowskim, burmistrzem Bemowa.
- Z bardzo wielu oczywiście tak, choć nie wszystko się w 100% udało. Żałuję chociażby tego, że do tej pory nie udało się przekonać władz miasta, PKP i innych decydentów do budowy trzech stacji przy torach kolejowych położonych na granicy Woli i Bemowa, co umożliwiłoby uruchomienie bardzo atrakcyjnego dla mieszkańców połączenia Szybkiej Kolei Miejskiej do stacji metra Warszawa-Gdańska. Przypomnę, że chodzi o przystanki Powązkowska, Wola Park i Fort Wola. To moja osobista porażka. Bardzo się w ten projekt zaangażowałem, ale jeszcze się nie udało. Broni nie składam. Uważam, że można znaleźć formułę prawną do zainwestowania na terenie PKP przez inne podmioty. Można też poprzez Ministerstwo Infrastruktury zmobilizować kolej do szybszych działań. Na ten cel da się pozyskać pieniądze z Unii. Wszystko zależy wyłącznie od dobrej woli i konsekwentnego działania. Jestem zwolennikiem rozwoju komunikacji szynowej. Warszawa od czasów carskich ma obwodnicę kolejową, z której nie korzysta. Minęły dwie dekady, odkąd pomysł wykorzystania torów PKP w komunikacji miejskiej był poważnie rozważany przez stołeczny samorząd. I nic się nie zmieniło. To smutne.
- Czy drugą porażką jest metro? Pięć lat temu mówił Pan, że dzięki przyspieszeniu na Euro, metro na Bemowie może być już w 2012 roku. Dziś wiemy, że nic z tych planów nie wyszło, a miasto nie chce nawet słyszeć o wybudowaniu w drugim etapie metra przynajmniej do ratusza przy Powstańców Śląskich. Ostatnio ogłosiło kompromis "po trzy stacje w każdym kierunku". Do Bemowa brakuje dwóch przystanków.
- W tej sprawie też nie składamy broni i stajemy na głowie, aby w drugim etapie budowy krańcową stacją były Górce, co znacznie przybliży metro mieszkańcom całego Bemowa. Po zbudowaniu brakującego odcinka torów tramwajowych wzdłuż Powstańców Śląskich będą mogli do metra dojechać z każdej strony dzielnicy. Brakujący odcinek torów tramwajowych będzie gotowy w drugiej połowie przyszłego roku. Przekonanie władz miasta w sprawie metra nie będzie łatwe, ale walczymy.
- Miasto jednak nie zawsze słucha głosu dzielnic. Ma własne koncepcje, które realizuje, jak choćby buspas na Górczewskiej. Nie jest Pan fanem tego rozwiązania...
- Zarząd Transportu Miejskiego właśnie ogłosił, że wprowadza buspas na Górczewskiej. Nie jestem przeciwnikiem uprzywilejowania komunikacji miejskiej, jednak odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z rozwiązaniem wprowadzanym na siłę. Jeśli wynika to wyłącznie z chęci poprawiania statystyki ZTM w tworzeniu kolejnych bus-
pasów - to bardzo źle. Ta sprawa jest właśnie bardzo gorąco dyskutowana przez mieszkańców. Będziemy bardzo uważnie obserwować, co się zmieni na Górczewskiej. Wkrótce zapytam ZTM, ile zyskały autobusy. Bardzo stanowczo zareagujemy, jeśli okaże się, że autobusy niewiele zyskały, zaś samochody osobowe stoją w większych korkach. Wprowadzanie takich rozwiązań powinno być poprzedzone szerokimi konsultacjami społecznymi.
- To może porozmawiajmy o konsultacjach. Bemowo ostatnio je prowadzi, ale też w sposób bardzo ograniczony. Są to spotkania z mieszkańcami i dotyczą sublokalnych spraw, jak choćby przebicia Sterniczej. Nie pyta Pan mieszkańców na przykład o to, czy godzą się na likwidację nauki pływania w klasach drugich, bo wolą bawić się w sylwestra pod ratuszem.
- W tym roku musimy mocno oszczędzać i długo zastanawiałem się nad tym, czy nie zrezygnować z zabawy sylwestrowej.
Decyzja w sprawie pływania drugoklasistów została przez nas podjęta zbyt pochopnie. Przyznaję, że był to błąd, który wkrótce naprawimy. Chodzi o kwotę 40 tys. zł. Znajdziemy te pieniądze w naszym budżecie.
Wracając zaś do konsultacji społecznych - zgadzam się, że mieszkańców trzeba pytać znacznie więcej i częściej. Konsultacje przeprowadzone w sprawie Sterniczej pokazały, że wbrew obiegowej opinii, która wydawała się głosem większości, mieszkańcy opowiedzieli się przeciwko przebijaniu ulicy. Przed konsultacjami wiele razy w urzędzie były delegacje żądające przebicia Sterniczej. Ponieważ zdarzało nam się również spotkać z głosami sprzeciwu, zaprosiliśmy kilkaset osób z najbliższej okolicy na konsultacje. Był tłum. Ludzie pokłócili się między sobą. Ostatecznie okazało się, że większość nie chce żadnych zmian, choć ja osobiście uważam, że ta ulica powinna zostać przebita, bo poprawiłoby to znacząco poruszanie się samochodem w tym rejonie. Część mieszkańców obraziła się na mnie, że poddałem to pod głosowanie. Mnie też zaskoczył jego wynik, ale taka jest wola większości.
- Zaczęliśmy naszą rozmowę od porażek, a jak Pan ocenia swoje pięć lat?
- Oceniam dobrze. Gdy obejmowałem urząd, była to inna dzielnica. Dzięki zespołowi, który udało stworzyć się w urzędzie, zmieniliśmy i nadal zmieniamy oblicze Bemowa. Przypomnę, że kluczowymi sprawami zajmują się ludzie bardzo młodzi, którzy pięć lat temu zostali rzuceni na głęboką wodę i świetnie sobie poradzili. Nie ma w Warszawie drugiej dzielnicy, która w takim tempie poradziła sobie z lawinowym wzrostem liczby dzieci przedszkolnych. Teraz musimy zmierzyć się z tym, że maluchy rosną i idą do szkół. To jest megapoważny problem. Obecnie w podstawówkach mamy 4908 dzieci, a w 2014 - biorąc pod uwagę wyłącznie rodziny zameldowane - ta liczba wzrośnie do 8165 uczniów. To prawie dwa razy więcej. W przyszłym roku zakończymy adaptację szkoły na Irzykowskiego oraz remont filii szkoły na Szadkowskiego. W dalszej perspektywie myślimy o rozbudowie podstawówki na Oławskiej. No i najważniejsze - zbudujemy nową szkołę na Zachodzącego Słońca. Pozostałe inwestycje są na razie w mojej głowie. Rewolucji w oświacie nie chcę, odrzucam pomysły wożenia dzieci na Arkuszową na Młocinach, ale nie będę bał się trudnych decyzji, jak np. zamknięcie zbędnego gimnazjum. Poradzimy sobie ze szkołami tak samo, jak daliśmy radę z przedszkolami. Jestem przekonany, że skuteczne działania w sprawie przedszkoli, stały się podwaliną mojego sukcesu wyborczego.
- Był to niewątpliwie rekord wszech czasów w Warszawie. Wierzyć mi się nie chciało, gdy oglądałem Pana wynik.
- Mnie do dziś jest trudno w to uwierzyć. Przecież ja nie chodzę codziennie spotykać się i rozmawiać z mieszkańcami w moim okręgu wyborczym, bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Nie chodziłem od drzwi do drzwi z ulotką, a jednak wynik był szokujący.
- Czy na pewno dzielnica poradzi sobie z budowami i rozbudowami szkół? Przedszkola budował Pan w lepszych czasach. Teraz finanse miasta to straszna mizeria. Jest kryzys.
- Zastanawiam się, jak odpowiedzieć na to pytanie, aby nie wpaść w pułapkę, ale jednocześnie też nie w samozachwyt. Budżet Bemowa w przyszłym roku będzie najlepszy w historii - 230 mln zł, o 16 mln więcej niż obecnie.
- A jednak wciąż pojawiają się głosy, że zabraknie na pensje dla nauczycieli albo że będą inne cięcia w oświacie.
- Takie pogłoski są nieprawdziwe. W zeszłym roku brakowało nam na oświatę 13 mln zł i jakoś sobie poradziliśmy. Tak samo będzie w tym roku i w latach kolejnych. Budżet jest rekordowy, ale rośnie skala zadań, więc musimy oszczędzać.
- Dziś mówi Pan o oszczędzaniu i kryzysie, a jeszcze w zeszłym roku władze obiecywały aquapark na Górczewskiej w sąsiedztwie osiedla Przyjaźń.
- Niestety, ten pomysł nie zostanie zrealizowany. Staraliśmy się o teren, ale prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz podjęła inną decyzję i działkę otrzymała Akademia Pedagogiki Specjalnej. Rozmawialiśmy z władzami uczelni, ale oczekują one innej funkcji osiedla. Chcą, aby było to nadal wyłącznie miasteczko studenckie. Uczelnia chce budować nowe akademiki. Udało się wynegocjować miejsce dla skweru sportów miejskich, który powstanie za rok. Nie popadam jednak w melancholię, bo fajnie jest mieszkać w dzielnicy studenckiej. Młodzież ożywi naszą dzielnicę, a to jest moje marzenie. Brakuje mi ducha Bemowa, a dwudziestoparolatkowie takiego ducha tchną w stare blokowiska. Chciałbym, aby za parę lat wozili swoich zagranicznych kolegów po Bemowie bez żadnych kompleksów, aby nie wstydzili się przed nimi tej okolicy. Wierzę, że dzięki młodzieży, która zamieszka w nowych akademikach Bemowo będzie bardziej europejskie.
- A aquapark?
- Są alternatywne lokalizacje, ale za wcześnie o nich mówić. Jednym z pomysłów była działka na Lazurowej, ale ostatecznie postanowiliśmy przeznaczyć ją na przychodnię, która jest znacznie bardziej potrzebna. Teren formalnie nie jest jeszcze nasz, ale pani prezydent już otrzymała wniosek w tej sprawie. Przychodnię trzeba zbudować, bo inaczej służba zdrowia za kilka lat się rozleci. Za pięć lat statystyczny mieszkaniec Bemowa osiągnie wiek, w którym kontakty z lekarzami są znacznie częstsze. Obecnie istniejące przychodnie były budowane dla 60 tys. mieszkańców. Dziś jest nas dwa razy więcej.
- Czy pomysł zbudowania urzędu skarbowego na Górczewskiej też upadnie?
- Nie, na ten cel na szczęście udało nam się "wyszarpać" działkę na rogu Górczewskiej i Konarskiego. Nieoficjalnie wiem, że Izba Skarbowa w najbliższych latach znajdzie pieniądze na jego budowę.
- Miejsca w gazecie jest za mało, by podsumować pięć lat, więc na inne tematy porozmawiamy przy najbliższych okazjach. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Krzysztof Katner