Przez prawie 30 lat była zakonnicą. Taką pensję dostała za lata ciężkiej pracy
Jolanta przez 29 lat była członkinią zgromadzenia sióstr Franciszkanek Maryi. Po latach walki z depresją i brakiem wsparcia ze strony przełożonych, postanowiła odejść z zakonu i rozpocząć nowe życie. Onet przytacza jej wspomnienia o życiu w zamknięciu i wyjaśnia, dlaczego zdecydowała się opuścić zgromadzenie.
Jolanta przez kilka lat dojrzewała do myśli o opuszczeniu zakonu. W zgromadzeniu obowiązywały surowe zasady życia w ubóstwie i podporządkowania się przełożonym, które starała się respektować, ale to nie wystarczyło.
Brak artykułów pierwszej potrzeby
Z czasem zaczęły się nawarstwiać problemy, które wpłynęły na jej zdrowie psychiczne. Kobieta wspomina sytuacje, w których musiała wielokrotnie prosić o podstawowe rzeczy, takie jak podpaski czy szczoteczka do zębów - niestety jej prośby były ignorowane.
"Dostałam okres i trzy dni musiałam prosić siostrę przełożoną o podpaski, mówiła: »Dobrze, dobrze, później, nie teraz«, bo nie miała czasu i nic z tego nie wynikało. W końcu pożyczyłam od innej siostry" - wspomina i dodaje, że szczoteczkę do zębów musiała wyjąć z kosza na śmieci, bo nowej nie dostała.
Praca ponad siły
Jolanta, podobnie jak inne zakonnice, była obarczona licznymi obowiązkami. Pracowała jako dyrektorka przedszkola, ale nocami pełniła także dyżury w domu dziecka, co sprawiało, że prawie nie miała czasu na odpoczynek. Wynagrodzenie za swoją pracę otrzymała dopiero w momencie opuszczenia zgromadzenia - w formie wyprawki składającej się z trzech pensji.
Za lata pracy otrzymała 11 tys. zł, czyli równowartość trzech miesięcznych wynagrodzeń, które wcześniej trafiały wyłącznie do wspólnoty. Kwota ta okazała się niewystarczająca na samodzielny start w nowym życiu.
Została kierowcą taksówki
Po odejściu z zakonu Jolanta próbowała odnaleźć się w świeckim świecie. Zatrudniła się w prywatnym przedszkolu, jednak szybko pojawiły się trudności. Dyrektorka placówki miała obawy związane z krzyżykiem noszonym przez Jolantę, sugerując, że może to prowadzić do indoktrynacji dzieci. Mimo zapewnień, że jej intencją nie jest wpływanie na przekonania maluchów, Jolanta ostatecznie musiała zrezygnować z pracy z powodu wyczerpania psychicznego.
Kobieta przyznaje, że nigdy nie korzystała z pomocy psychologa - głównie z powodów finansowych. Zmagała się z długami, zaciągała chwilówki, by móc przetrwać. Obecnie pracuje jako kierowca taksówki, co pozwala jej na względną stabilizację, choć sytuacja wciąż daleka jest od komfortowej.
Źródło: www.onet.pl