Manhattan - dla kogo powstaje nowa Wola?
26 lutego 2016
Wola staje się powoli warszawskim Manhattanem. Co nowe oblicze dzielnicy oznacza dla jej mieszkańców?
Ciasny Manhattan
To właśnie na nowojorskim Manhattanie zrodził się pomysł budowy małych apartamentów dla singli na starcie korporacyjnej kariery. I takie mieszkanka buduje się dziś na Woli. Minikawalerki stają się modne. W Wolska Kwadrat przy Gizów, która będzie ukończona w przyszłym roku, najmniejsze apartamenciki mają 14 m2, największe 31 m2. Kosztują od 9 do 10,5 tys. za metr kwadratowy. Deweloper, firma Dantex reklamuje je jako idealne lokum na start dla osób zaczynających samodzielne życie. Chętnych nie brakuje. Niektórzy kupują je po to, by rzeczywiście mieć ciasne, ale własne cztery kąciki z kabiną w rogu. Inni na wynajem, a deweloper gwarantuje lokatorów na pięć lat oferując stopę zwrotu w wysokości 7 procent rocznie. Buduje się też ekskluzywne mieszkania dla tych, którzy są już "urządzeni". Oni kuszeni są podziemnymi parkingami, wypasionym standardem, widokiem na miasto, reprezentacyjnymi dekoracjami. Zarówno te w niskiej zabudowie w okolicach Łuckiej, Krochmalnej, Żelaznej, w bajkowej 19 Dzielnicy przy Kolejowej, jak i te w drapaczach jak Łucka City, czy Cosmopolitan przy pl. Grzybowskim kosztują krocie. Szarych zjadaczy chleba na takie mieszkania nie stać. Podobnie jak na mieszkania w nowych apartamentach na Jana Kazimierza i planowanych osiedlach na Odolanach.
Dla kogo nowa Wola?
Czy Wola stanie się więc dzielnicą biurowców, banków, ekskluzywnych apartamentów i "białych kołnierzyków"? Niektórzy się tego obawiają. Już dzisiaj się zdarza, że pod budowę wieżowców burzone są budynki. Nie tylko rudery, ale i całkiem nowe obiekty, jak choćby wybudowany w latach 90. i przewidziany w najbliższym czasie do rozbiórki blok przy Pereca. Jednym nowy symbol Woli - drapacz chmur - źle się kojarzy, tęsknią bowiem za starą, szemraną swojskością. Inni krytykują chaos w zabudowywaniu dzielnicy wysokościowcami, jeszcze inni obawiają się, że za budową nowych osiedli i apartamentów nie nadąży infrastruktura:
- Na Woli rozgrywa się dziś totalna partyzantka urbanistyczna. Deweloperzy wykupili wszystkie działki i niedługo na Odolanach będzie mieszkać 30 tysięcy osób a nie ma żadnej szkoły, przedszkola, żłobka, parku - mówi mieszkający na Woli od kilkunastu lat pan Piotr.
- Wola z wieżowcami owszem podoba mi się - szkoda tylko, że bez żadnego planu urbanistycznego i porządnej przestrzeni publicznej - komentuje z kolei studentka Kasia.
Są też tacy, którym nowa Wola się podoba: - To jest wreszcie zabudowa, która przypomina normalne duże miasto w Europie - cieszy się pracujący w jednym z biurowców Marcin. Wieżowce symbolizujące nowy wolski Manhattan są przedmiotem sporu nie tylko mieszkańców, ale i urbanistów.
- Wysokościowce powstają na Woli tam, gdzie komuś udało się kupić działkę, załatwić pozwolenia i zgromadzić środki na budowę. Takie przypadkowe zagospodarowywanie wolnych działek to jakiś koszmar - komentuje były naczelny stołeczny architekt Michał Borowski.
Nie sama zabudowa, nie same wieżowce są groźne, wręcz przeciwnie. Groźny wydaje się fakt, że zmiany są szybkie, chaotyczne, nie łączą się z planem rewitalizacji zaniedbanych uliczek, ocalenia tego, co warte ocalenia, zachowania klimatu nie do podrobienia. Chaotyczna zabudowa wśród hektarów zmarnowanej ziemi, nagła inwazja nowych mieszkańców zamkniętych w luksusowych gettach może przynieść dzielnicy więcej szkód niż korzyści, szczególnie dla starych mieszkańców, którzy chcą na Woli nie tylko zarabiać i spać, ale także normalnie żyć.
(wk)