Łoś skonał na ogrodzeniu. "Można było go uratować"
17 września 2019
Do tragicznej w skutkach sytuacji doszło na Białołęce. Łoś próbował przeskoczyć ogrodzenie jednej z posesji przy ul. Ostródzkiej i zawisł na płocie. Mimo szybkiej reakcji mieszkańca zwierzęcia nie ratowano.
- Spacerując z żoną ulicą Ostródzką zauważyłem, że na wysokości posesji nr 57 przez ulicę przebiegł łoś. Biegł na drogę od strony Decathlonu i zatrzymał się przy ogrodzeniu. Następnie, bez rozbiegu, odbijając się praktycznie z miejsca, usiłował przeskoczyć ponad dwumetrowy płot ogrodzonej posesji, wykonany z kutego żelaza, zakończony od góry grotami. Prawie mu się to udało. "Prawie" jednak w tym przypadku robi dużą różnicę. Zwierzę nadziało się na płot w okolicach stawu biodrowego. Nie od razu groty wbiły mu się w ciało, ze względu na dość łagodne ich zakończenie, w postaci metalowych kulek. Łoś zaczął wierzgać, licząc na to, że uda mu się dokończyć niefortunny skok. Choć nie było to bezpieczne, gdyż można było oberwać racicą w głowę, podbiegłem do niego, próbując pomóc mu wydostać się z pułapki - relacjonuje Sławomir Grabias.
Łosia dobito, choć uważam, że mógł żyć. Ale tak łatwiej - opowiada mieszkaniec. - Niestety, wierzgając łoś tylko pogorszył sytuację. Tępo zakończone końcówki płotu wbiły mu się w podbrzusze. Zwierzę wiło się z bólu i ryczało, a ja niestety nie byłem w stanie mu pomóc. Natychmiast zadzwoniłem na 112 informując o zdarzeniu i prosząc o jak najszybszą pomoc. Po kilku minutach podobny telefon wykonałem do jakiejś organizacji Animal Rescue, dzwoniąc na przypadkowy nr znaleziony na szybko w internecie, zaraz potem na straż miejską. Łoś czekał pół godziny na pomoc, wisząc na płocie i szamocząc się od czasu do czasu. Byłem przekonany, że uda mu się przeżyć, że przyjadą odpowiednie służby i uwolnią go z pułapki. Po ponad 30 minutach przyjechał samochód straży miejskiej, a chwilę potem terenowy pojazd z logo Lasów Państwowych i zielony lanos, z którego wyszedł mężczyzna z długą strzykawką, aplikując jej zawartość w udo cierpiącego zwierzęcia. Chwilę potem przyjechały na sygnale dwa wozy strażackie. Kiedy łoś przestał wierzgać, przy pomocy specjalnej liny i HDS strażacy zdjęli łosia z płotu, po czym stwierdzili, iż zwierzę nie żyje. Prawdopodobnie zostało uśmiercone przez weterynarza. Nie ukrywam, że jestem zawiedziony. Sądziłem, że służby będą chciały ratować łosia, który jest przecież pod ochroną. Szczególnie liczyłem na tę organizację opieki nad zwierzętami. A tymczasem łosia dobito, choć uważam, że mógł żyć. Ale tak łatwiej. Cóż, widocznie jest w tym jakiś głębszy sens, którego nie rozumiem. Podobnie jak stawiania ogrodzeń zakończonych sztyletami w dzielnicy, która słynie z lasów, a nawet z rezerwatu. Wiadomo, że są tutaj dzikie zwierzęta, które zapuszczają się w głąb osiedli. To nie jest pierwszy i zapewne nie ostatni taki przypadek na Białołęce, kiedy łoś wykrwawia się na ogrodzeniu, ale zapewniam, że obserwowanie z bliska jak wielkie, piękne zwierzę nadziewa się na płot powoli konając, to nie to samo, co czytanie o tym w gazecie - dodał mieszkaniec Białołęki.
Częsty widok
Nie jest to pierwszy przypadek, gdy na ulicach Białołęki pojawił się łoś. Jak informuje straż miejska, tylko w dniach 9-15 września zgłoszeń dotyczących tego zwierzęcia było 10, zaś od 1 stycznia 2017 roku strażnicy interweniowali w sprawie: 153 łosi, 77 lisów oraz 134 saren. Jednocześnie straż miejska zachęca do przekazywania wszelkich informacji o dzikich zwierzętach bezpośrednio pod numerami 986 lub 112.
(mk)