Kultura w ruinie. W każdej ruinie?
17 maja 2018
Co robić ze starymi kamienicami, których nikt nie chce kupić? Urzędnicy i pasjonaci zazwyczaj widzieliby w nich "cele kulturalne". Czy ma to sens?
Nosząca dziś adres al. "Solidarności" 145 wielka kamienica zdobiła Leszno od początku XX wieku, ale kilka lat temu z ozdoby przemieniła się w wyludnione straszydło z zamurowanymi wejściami. Jedynym ratunkiem dla zabytku wydawała się jego sprzedaż prywatnemu inwestorowi, który przemieniłby zrujnowaną kamienicę np. w apartamentowiec z rzędem sklepów na parterze.
- W dwóch przetargach nie udało się znaleźć chętnych do zakupu kamienicy - mówi Mariusz Gruza, rzecznik wolskiego ratusza. - Zakład Gospodarowania Nieruchomościami zrezygnował z próby sprzedaży i chciałby wyremontować budynek. Potrzeba ok. 10 mln zł. Obecnie nie ma na to pieniędzy.
Pytany, na co mogłaby zostać przeznaczona kamienica, Gruza odpowiada, że priorytetem jest remont a w przyszłości mogłoby się tam mieścić np. centrum kultury lub centrum aktywności lokalnej. Gdyby tak się stało, byłaby to kolejna wolska kamienica, przeznaczona na cele kulturalne.
Kultura w ruinie...
Kultura mogłaby zawitać także do ruiny przy Waliców 14, świetnie znanej warszawiakom dzięki charakterystycznemu muralowi z napisem "Kamień i co?". Zdaniem aktywistów ze stowarzyszenia o takiej właśnie nazwie pozostałości kamienicy mają potencjał stania się "ważnym centrum historycznym - instytucją promującą zarówno historię Woli, jak i całego miasta lub stać się miejscem pamięci o Władysławie Szlenglu, Menachemie Kipnisie oraz całej ludności żydowskiej, zamieszkującej niegdyś obszary Woli".
Mazowiecki konserwator zabytków prof. Jakub Lewicki niedawno wpisał Waliców 14 do rejestru zabytków. Ruina została uratowana przed zburzeniem, ale jednocześnie znacznie wzrosły koszty doprowadzenia jej do stanu używalności czy ewentualnej rekonstrukcji. Aby powstało centrum kultury, trzeba teraz wydać miliony z budżetu miasta. Wielokrotnie więcej niż na budowę nowego, znacznie nowocześniejszego ośrodka kultury.
...i w fabryce
Kolejny adres, pod którym ma być prowadzona działalność kulturalna, to Hrubieszowska 9. Niepozorna kamieniczka, będąca pozostałością po fabryce, została decyzją warszawskich radnych przeznaczona na "dom wsparcia dla powstańców warszawskich". W internecie łatwo można znaleźć komentarze warszawiaków, którzy zauważają przykry fakt: wiek ostatnich żyjących uczestników powstania jest tak zaawansowany, że otwarcia może doczekać naprawdę niewielu. Pojawiają się też inne wątpliwości. Czy jest sens wydawać pieniądze podatników na remont budynku, stojącego na drogiej działce przy stacji metra, gdy mamy w Warszawie niezliczoną liczbę prywatnych i publicznych miejsc do organizacji spotkań? Biorąc pod uwagę, jakim kultem jest otoczone powstanie warszawskie, nawet prywatne kawiarnie chętnie gościłyby weteranów. Samorząd mógłby wtedy częściowo pokrywać koszty organizacji spotkań. Radni miasta postanowili jednak wydać miliony na remont rudery.
Wola ma rekordowo dużo tzw. miejsc aktywności lokalnej. Jest ich aż trzynaście, znacznie więcej od najbardziej zaludnionych dzielnic. Mokotów ma osiem MAL-ów, Praga Południe - jeden, a Ursynów dwa. Samorządowcy oczywiście twierdzą, że wszystkie pękają w szwach, więc trzeba organizować jeszcze więcej "miejsc kultury" i zatrudniać kolejnych urzędników. Cóż innego mieliby powiedzieć? Przeprosić, że wydają nasze pieniądze niekoniecznie rozsądnie?
(dg)