Kuchnia bogów. Oceniamy Curry House
5 maja 2016
Za sprawą niewielkiej restauracji Bielany mają jedyne w mieście pachnące skrzyżowanie. Na rogu Żeromskiego i al. Reymonta stale unosi się intensywny zapach curry.
Tak jak dania kuchni indyjskiej często wyglądają nieciekawie, ale kryją niezwykły smak, tak Curry House wewnątrz wygląda zupełnie inaczej, niż z daleka. Przytulne, niewielkie wnętrze ozdobione figurami hinduistycznych bogów nie pozostawia złudzeń, że jesteśmy w klimacie indyjskim. Podobnie jak uśmiechnięta obsługa mówiąca z charakterystycznym akcentem i menu pełne potraw ze słowami "tandoori", "paneer", "palak" i "naan" w nazwie. Niektóre z potraw oznaczone są dodatkowo listkami (dania wegetariańskie) lub papryczkami, zwiastującymi - co każdy fan kuchni indyjskiej wie - piekło w gębie.
Do testów wybraliśmy kurczaki - jednego prosto z Madrasu, drugiego w maśle - oraz kawałki sera z pieca (paneer tikka), naan z czosnkiem i ryż pulao, a do picia mango lassi. Smak potraw i napojów można określić jako perfekcyjny. Kucharz nie żałuje przypraw, a smak jest fantastyczny i silny: słodki ryż jest naprawdę słodki, a masala naprawdę pikantna. Kurczak w maśle, według menu "słodki", jest ostry. Kurczak Madras, oznaczony jedną skromną papryczką - bardzo ostry. Dla miłośników piekielnego chili restauracja ma w zanadrzu vindaloo z kurczaka, należące do najostrzejszych potraw na świecie.
Wykorzystująca mnóstwo przypraw kuchnia indyjska należy niestety do jednych z najdroższych. Na wizytę w Curry House warto przygotować po 50 zł na każdą osobę. W porównaniu z innymi restauracjami na Bielanach ceny są wysokie, ale porcje duże. Warto.
(dg)