Wojenni kochankowie. Cień od wschodu, tom 3
autor: | Katarzyna Maludy |
wydawnictwo: | Replika |
seria: | Cień od wschodu |
wydanie: | Poznań |
nowość: | 26 sierpnia 2025 |
forma: | książka, okładka miękka ze skrzydełkami |
wymiary: | 145 × 205 mm |
liczba stron: | 364 |
ISBN: | 978-83-6856004-6 |
Pierwsza wojna światowa i rewolucja bolszewicka wywracają świat do góry nogami, przekreślają plany bohaterów, nieraz wymagają od nich zmian, o jakich wcześniej nawet by nie pomyśleli.
Opowieść o miłości Irenki Kossakowskiej i Jędrka Ojrzanowskiego, których losy splotły się z tragicznymi wydarzeniami XX wieku. Ich wyjazd do Petersburga za marzeniami i w poszukiwaniu szczęśliwej przyszłości został zakłócony przez I wojnę światową oraz rewolucję w Rosji. Młodzi i zakochani musieli borykać się z nieszczęściem, cierpieniem, okrucieństwem i śmiercią. Czy mimo tego doczekają się swojego szczęśliwego zakończenia?
Wielka historia niezmiennie wpływa na losy bohaterów trylogii Cień od wschodu. Stawia ich przed trudnymi wyborami życiowymi albo pozbawia możliwości decydowania o sobie. Fascynuje, przeraża, daje do myślenia i sprawia, że od lektury trudno się oderwać. To ponadczasowa opowieść, która niemal krzyczy do współczesnego czytelnika: Przeszłość to też Ty! Polecam!
Beata Igielska,
Książkowzięci
Warszawa, wiosna 1914 roku
Panna Irena szła ulicą krokiem sztywnym i powolnym,
a mimo tego każdemu jej ruchowi towarzyszył metaliczny
chrzęst. Zatrważało ją to, więc rozglądała się wokół z trudnym
do ukrycia przerażeniem. Kropelka potu ściekała jej po
plecach, choć dzień był wiosennie orzeźwiający. Przechodnie
przyglądali się jej z lekkim zdziwieniem. Szła Nowowiejską
i minęła już nowy budynek Politechniki. Tu zawsze było
gwarno, ale w jednolicie umundurowanym tłumie studentów
czuła się jeszcze w miarę bezpiecznie. Niestety zbliżała się do
wielkiego ceglanego gmaszyska, w którym mieściły się koszary.
Tu ludzi było mniej, ale to jej wcale nie uspokajało. Wśród rzadkich
przechodniów dziwny chrzęst wydał się donośniejszy, jakby
odbijał się echem od czerwonych ścian, więc stawiała kroki
jeszcze ostrożniej.
- Czy panienka dobrze się czuje?
Aż drgnęła przerażona. Stał przed nią starszy, niewysoki mężczyzna.
Gdyby okoliczności były inne, Irenka określiłaby go
jako sympatycznego pana, bo siwizna, schludność ubioru, życzliwy
uśmiech i autentyczna troska w głosie wzbudzały zaufanie.
Ale nie dzisiaj!
- Dziękuję, dobrze - odpowiedziała tonem, który miał go
zniechęcić do dalszej konwersacji, jednak nie przyspieszyła kroku
ze względu na ten cholerny chrzęst.
- Może wezwę dorożkę?
Irena posłała mu najbardziej zniechęcające spojrzenie, na
jakie ją było stać, ale starszy pan ciągle patrzył na nią z życzli-
wym uśmiechem.
- Odczep się! - warknęła zrozpaczona.
- Przepraszam - odparł, uchylił melonika i rzeczywiście
się odczepił.
A ona, bardziej przestraszona niż przed chwilą, jeszcze ostrożniej
powędrowała w stronę Filtrów. To, co miało być romantyczną
przygodą, wyrazem szlachetności jej ducha, stało się
koszmarem. Obejrzała się. Starszy pan patrzył w jej stronę, więc
energiczniej poruszyła trzymaną w dłoni parasolką, usilnie starając
się, by część jej ciała od pasa w dół nie wydawała więcej
tego metalicznego chrzęstu. To było pierwsze poważne zadanie,
a ona już czuła się kompletnie wyczerpana i niezdolna do
niczego.
Jeśli mnie złapią, będą przesłuchiwać, może nawet torturować
- monologowała w duchu - a ja już się tak boję, że pewnie
bym tego nie zniosła!
Nie wiedziała, że w swoim strachu bardzo była podobna
do swojej babki, Klary z Kadyszewiczów Kossakowskiej,
która wiele lat temu i w zupełnie innej sytuacji także
umierała ze strachu, szukając angażu do teatru. Zresztą, na-
wet gdyby o tym wiedziała, niewiele by jej to pomogło. I tak
czuła się skończonym tchórzem. A przecież marzyła, by dokonywać
wielkich czynów, by całym życiem służyć sprawie,
by odpokutować krzywdy, które jej przodkowie wyrządzili
ludowi, by wreszcie spłacić dług, który ona sama
u tego ludu zaciągnęła, bo żyła przecież dotąd w dobrobycie
i otoczona miłością, kiedy wokół było tyle nędzy i niedoli.
Jeszcze kawałek - pomyślała, widząc już bramę do Filtrów.
Tam miała uwolnić się od swojej niebezpiecznej przesyłki.
Przeznaczona ona była dla towarzysza Konieczka, którego powinna
znaleźć w warsztacie gdzieś niedaleko wejściowej bramy.
W Filtrach czuła się jak w domu. Jej dziadek, inżynier Maurycy
Kossakowski, zajmował tu ważne stanowisko w zarządzie, dlatego
i ją znali tu wszyscy od prostego wartownika począwszy, na
prezesie zarządu kończąc.
Ledwie jednak zdążyła poczuć coś na kształt ulgi, że ten koszmarny
spacer się wreszcie skończy, zauważyła, że troczek podtrzymujący
lewą nogawkę tej części garderoby, której nazwy
grzeczne panienki nigdy nie wymawiają, lekko się rozluźnił,
a w chwilę potem naboje tam ukryte z grzechotem wysypały się
na trotuar.
- Pieprzone majtki! - zdążyła jeszcze szepnąć w rozpaczy, zanim
wpadła w panikę .
Skoczyła do najbliższej bramy. Podwórko! Wdrapała się na
śmietnik, z niego na murek. Za murkiem zeskoczyła na następną
posesję. Wtoczyła się pod jakiś krzak i obejrzała pozdzierane
do krwi kolana. Otoczył ją delikatny zapach jaśminu i ostry
smród wychodka. Miała szczęście. Ten maleńki, obrzydliwie
cuchnący budyneczek ją zasłonił. Na podwórku jakaś dziewczynina
wydzierała się niezbyt czystym głosem:
Na Czerniakowskiej, Ludnej, na Woli
W ciemnych spelunkach, gdzie życie wre
Hej tam, w kompanii, często do woli
Noc całą Mańka bawiła się...
Spokój... Nikt nie widział...
Nieprawda. Widział! Stróż kamienicy przy ulicy Nowowiejskiej,
przed którą panna Irena zgubiła ze dwa tuziny nabojów
do nowego pistoletu Ruby kaliber 7,6 mm, nazywał się Leon
Walaszek i, wychodząc ze swojego mieszkania w suterynie, zdążył
jeszcze zobaczyć uciekającą w panice jakąś pannę. Wyszedł
przed bramę i spostrzegł rozrzuconą na chodniku amunicję.
Rozejrzał się. Nadchodząca para ludzi w średnim wieku jeszcze
niczego nie zauważyła. Dwa ruchy miotłą i kompromitujące
znalezisko znalazło się na wielkiej szufli. Znowu coś się będzie
działo w jego nudnym życiu. Z rozrzewnieniem wspomniał sobie
nie tak dawne przecież wydarzenia, kiedy przez Warszawę
przeszły ogromne demonstracje, pamiętał barykady z przewróconych
tramwajów, a przede wszystkim to poczucie siły. Wreszcie
burżuje musieli się liczyć z ludem! I on był wtedy całkiem
jeszcze młody!
- Panienko! - Podreptał w głąb podwórka. Tutaj się musiała
gdzieś ukryć. - Panienko!
Zajrzał za śmietnik i kibel, oganiając się przed rojem much.
Nigdzie więcej nie mogła się schować! Nadstawił ucha, może jakiś
szmer ją zdradzi. Ale nie, zza muru, z sąsiedniego podwórka
dolatywały go tylko strzępy ballady o czarnej Mańce.
Lecz raz poznała ulicy syna,
Co żył wśród nocy z noża lub też kradł.
I pokochała dzika go dziewczyna,
Bez niego dla niej już nie istniał świat.
- A co tam Leon tak stoi i stoi, a robota się sama nie zrobi! -
dobiegł go głos właścicielki kamienicy. Wychylała się z kuchennego
okna na drugim piętrze. - Niech Leon posypie wapnem
to miejsce, bo wytrzymać nie można od zaduchu!
Skłonił się niezręcznie, zasłaniając miotłą to, co znajdowało
się na szufli, i podreptał do swojej suteryny.
,,Co ja mam z tym zrobić? Co ja mam z tym zrobić?" - huczało
mu w głowie.
- Koń narobił na ulicy, a ty stoisz se na podwórzu i nie wiadomo
o czym myślisz! - Jego szanowna małżonka wychyliła się z kuchni,
trzymając na wydętym brzuchu umorusanego dzieciaka. -
Co za oferma, sam nic nie zrobi, bez przerwy go trzeba poganiać!
Uciekł przed żoną i, ciągle nosząc ze sobą na szufli nieszczęsne
naboje, wyszedł na ulicę, by zgarnąć na nią końskie odchody.
Zrezygnowany poszedł do śmietnika i wyrzucił tam wszystko.
Odetchnął z ulgą. Stanął znowu przed bramą i rozmarzył
się o czasach, kiedy porwany wielotysięcznym tłumem śpiewał
ze wszystkimi:
Nasz sztandar płynie ponad trony,
Niesie on zemsty grom, ludu gniew,
Przyszłości rzucając siew...
Nawet sobie coś nucił po cichutku.
- Tata - pociągnął go za rękaw jeden z jego synów, Kazik - ja
to wszystko powybieram, jak się ściemni...
- Zapomnij o tym! Co z tym zrobisz?! - Leon nie mógł się
zdecydować, czy ma zabronić synowi wtrącania się w tak niebezpieczne
zabawy dorosłych, czy skorzystać z okazji pozbycia
się ze swojego podwórza TAKIEJ rzeczy.
- Oddam panience, ja ją znam...
- A co tam Leon znowu stoi, a to miejsce niewywapnowane,
choć już pół godziny temu mówiłam, żeby wywapnować! -
Znowu odezwał się jazgotliwy głos.
- Toż idę, idę! - Stary Walaszek tym razem podreptał w stronę
głosu skwapliwie, bo zupełnie nie wiedział, co ma powiedzieć
synowi. Sprawa kibla była jasna. Trzeba było wleźć w to smrodliwe
miejsce i wsypać w otwór szuflę wapna. Więc to zrobił.
Nad Warszawą tymczasem płynął spokojny dzień. Lekki
wiatr przewiał resztki chmur, słońce rozwierało płatki wiosennych
kwiatów, dorożkarskie konie człapały raz wolno, raz żwawo
w zależności od tego, czy sałaciarz dostał obietnicę sutszej
zapłaty, czy nie. Czasem ulicą przejechał z rykiem automobil,
a dalej, na Zbawiciela i Marszałkowskiej, jeździły, niemiłosiernie
zgrzytając na zakrętach, elektryczne tramwaje. Nigdzie już prawie
nie widać było umundurowanych posłańców, którzy jeszcze
niedawno roznosili wiadomości, liściki i bilety. Teraz zastąpił
ich telefon. W ten piękny wiosenny dzień niewielu ludziom
przychodziło do głowy, że nadchodzi wielka burza.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka ]Dzikie serca. Cień od wschodu, tom 2Katarzyna Maludy
-
nowość[ książka, e-book ]Narzeczona rewolucjonisty. Saga warszawska, tom 5Katarzyna Maludy
-
[ książka, e-book ]Zesłana miłość. Cień od wschodu, tom 1Katarzyna Maludy
-
[ książka, e-book ]Małżeńskie więzi. Saga warszawska, tom 4Katarzyna Maludy
-
[ książka, e-book ]Dom trzech wdów. Saga warszawskaKatarzyna Maludy
-
[ książka, e-book ]Podwójne zaręczyny. Saga warszawska, tom 2Katarzyna Maludy
-
[ książka, e-book ]Panny na wydaniu. Saga warszawska, tom 1Katarzyna Maludy
-
nowość[ książka ]W ogrodzie carycy. Kobiety Romanowów, tom 2Monika Raspen
-
nowość[ książka ]Gwiazdy na włoskim niebieJil Santopolo
-
nowość[ książka ]Zabliźnione rany. Cienie prawdy, tom 2Maria Weronika Józefacka
-
nowość[ książka ]Mama mnie wymyśliłaStanisław Piguła
-
nowość[ książka ]Świat KlaryWiesława Szubarga
LINKI SPONSOROWANE