REKLAMA

Tajemniczy ogród

tytuł oryg.: The Secret Garden
autor: FR.N.E. HO.G.O. BURNET
wydawnictwo: In Rock, Vesper
wydanie: Czerwonak
data: 11 czerwca 2011
forma: e-book (epub, mobipocket)
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-7731084-7

Tajemniczy ogród jest jednym z nieprzeniknionych literackich sekretów. Nie tylko dlatego (choć również), że opowiada tajemniczą historię (choć opowiada) i nie dlatego, że nie wszystkie przedstawione w niej zdarzenia dają się logicznie wyjaśnić (a nie dają), lecz przede wszystkim dlatego, że to książka, która nie potrafi się... zestarzeć. Ciągle jest czytana, lubiana, wydawana. Historia Mary Lennox i jej przyjaciół znana jest i opowiadana na całym świecie - różnymi językami i na różne sposoby: filmowana, rysowana, zmieniana na komiksy, gry i puzzle, wystawiana w teatrze, śpiewana, malowana... Znawcy nazywają takie utwory ,,arcydziełami", choć nikt nie potrafi wyjaśnić, w czym tkwi ich siła, gdzie kryje się ich sekret. A on... siedzi w środku! I nie daje się złapać...

Fragment

ROZDZIAŁ I

NIKT NIE ZOSTAŁ

Kiedy Mary Lennox odesłano do Dworu Misselthwaite, żeby zamieszkała z wujem, wszyscy twierdzili, że jest najniesympatyczniejszym dzieckiem, jakie kiedykolwiek widziano. Była to niestety prawda. Miała drobną twarz i chude ciało, cieniutkie jasne włosy i kwaśną minę. Włosy były żółtawe, tak jak i buzia, gdyż Mary przyszła na świat w Indiach i ciągle cierpiała na różne choroby. Jej ojciec piastował urząd w brytyjskiej administracji i stale był zajęty, ponadto sam niedomagał, matka zaś była wielką pięknością, która dbała tylko o to, żeby chodzić na przyjęcia i zażywać rozrywek w wesołym towarzystwie. Córeczka wcale nie była jej potrzebna, a gdy się urodziła, została oddana pod opiekę ajah, hinduskiej niańki, której dano do zrozumienia, że jeśli chce sprawić przyjemność memsahib, powinna trzymać Mary jak najdalej od niej. Trzymano więc Mary z daleka, kiedy była chorowitym, płaczliwym i brzydkim niemowlęciem, a kiedy stała się chorowitym, płaczliwym i brzydkim szkrabem, nic się w tej materii nie zmieniło. Nie pamiętała, by kiedykolwiek oglądała z bliska inne twarze, oprócz ciemnego oblicza ajah i twarzy innych hinduskich służących, a ponieważ ci byli jej zawsze posłuszni i ustępowali we wszystkim - a to z tej przyczyny, że memsahib bardzo by się gniewała, gdyby przeszkadzał jej płacz dziecka - kiedy Mary osiągnęła wiek sześciu lat, stała się tak despotycznym i samolubnym wstręciuchem, jakiego świat nie widział. Młoda angielska guwernantka, która przyjechała, by nauczyć ją czytać i pisać, nie lubiła jej tak bardzo, że zrezygnowała z posady po trzech miesiącach, a kiedy w jej miejsce pojawiły się inne, odchodziły jeszcze szybciej niż pierwsza. Gdyby więc Mary nie postanowiła, że naprawdę chce się nauczyć czytać, nigdy nie nauczono by jej abecadła.

Pewnego straszliwie upalnego poranka, gdy miała mniej więcej dziewięć lat, obudziła się bardzo poirytowana i wpadła w jeszcze większą irytację, przekonawszy się, że służącą, która stoi przy łóżku, nie jest jej ajah.

- Po co przyszłaś? - zapytała obcą kobietę. - Nie pozwolę ci zostać. Przyślij mi moją ajah!

Służąca wyglądała na przestraszoną i wydukała, że ajah nie może przyjść, a kiedy Mary dostała spazmów i zaczęła ją kopać i bić, wpadła w jeszcze większe przerażenie i powtarzała w kółko, że ajah nie może przyjść do missie sahib.

Tego ranka w powietrzu wisiało coś złowróżbnego. Nic nie odbywało się w ustalonym porządku, brakowało kilku hinduskich służących, a ci, którzy dali się dojrzeć, znikali lub spieszyli się gdzieś z popielatymi ze strachu twarzami. Jednak nikt niczego jej nie wytłumaczył, a ajah nie przyszła. Mary zostawiono samą sobie przez cały ranek, aż w końcu wyszła do ogrodu i zaczęła się bawić samotnie pod drzewem blisko werandy. Udawała, że tworzy kwiatową rabatę, wsadzała duże szkarłatne kwiaty hibiskusa w kopczyki ziemi, czując cały czas narastającą złość i mamrocząc pod nosem rzeczy, jakie powie, i wyzwiska, jakimi obrzuci Saidie, kiedy ta wróci.

- Świnia! Świnia! Córka świni! - sapała, gdyż nazwanie Hindusa świnią jest najgorszą obelgą.

Zgrzytała zębami i powtarzała to raz za razem, kiedy usłyszała matkę wychodzącą z kimś na werandę. Towarzyszył jej przystojny młody mężczyzna. Zatrzymali się i rozmawiali ze sobą dziwnie przyciszonymi głosami. Mary znała przystojnego mężczyznę o chłopięcym wyglądzie. Słyszała, że był młodym oficerem, który właśnie przypłynął z Anglii. Dziewczynka zerkała na niego, jednak przede wszystkim wpatrywała się w matkę. Zawsze tak robiła, kiedy tylko miała okazję ją ujrzeć, gdyż memsahib - Mary zwykła używać tego miana znacznie częściej od innych - była wysoką, szczupłą i śliczną osobą, noszącą najładniejsze sukienki. Miała jedwabiste loki i delikatny nosek, który często krzywił się wzgardliwie, oraz wielkie wesołe oczy. Wszystkie jej sukienki były cienkie i powiewne, i - jak mówiła Mary - ,,bardzo koronkowe". Tego ranka sukienka matki wyglądała jeszcze bardziej koronkowo niż zwykle, lecz w oczach nie było widać zwykłej wesołości. Oczy te były szeroko otwarte, przestraszone i uniesione pytająco ku chłopięcej twarzy przystojnego oficera.

- Czy jest aż tak niedobrze? Och, doprawdy? - Mary usłyszała jej pytanie.

- Jest strasznie - odpowiedział drżącym głosem młody mężczyzna. - Strasznie, pani Lennox. Powinna była pani wyjechać w góry przed dwoma tygodniami.

Memsahib załamała ręce.

- Och, wiem, że powinnam! - wykrzyknęła. - Zostałam tylko po to, żeby pójść na to niedorzeczne przyjęcie. Jakaż jestem niemądra!

W tej samej chwili w chatach służących rozległ się tak głośny lament, że matka chwyciła młodego oficera za rękę, a Mary zadrżała na całym ciele. Zawodzenie stało się jeszcze przeraźliwsze.

- A cóż to takiego? Co to? - zapytała pani Lennox.

- Ktoś umarł - odpowiedział młokos. - Nie wspomniała pani, że dotknęło to już służbę.

- Nie wiedziałam! - zawołała memsahib. - Proszę ze mną! Proszę ze mną! - Odwróciła się i wbiegła do domu.

Po tym wszystkim działy się zatrważające rzeczy, a Mary poznała wreszcie przyczynę tajemniczych wydarzeń poranka. Wybuchła epidemia najgroźniejszej odmiany cholery, a ludzie padali jak muchy. W nocy rozchorowała się ajah, a lament służących, jaki dał się słyszeć w chatach, był spowodowany jej śmiercią. Do następnego dnia zmarło troje innych ze służby, a reszta rozbiegła się przerażona. Wszędzie było widać oznaki paniki, a w każdym bungalowie umierali chorzy.

Podczas zamieszania i zamętu dnia drugiego Mary ukryła się w pokoju dziecięcym, a wszyscy o niej zapomnieli. Nikt o niej nie myślał, nikt jej nie potrzebował, a wokół rozgrywały się przedziwne sceny, o których nie miała pojęcia. Przez cały dzień na przemian płakała i spała. Wiedziała tylko, że wszyscy są chorzy, i słyszała tajemnicze przerażające odgłosy. Raz zakradła się do jadalni, która była całkiem pusta, choć na stole widać było niedokończony posiłek, a krzesła i talerze wyglądały tak, jakby je odsunięto w pośpiechu, gdy jedzący zerwali się nagle od stołu z niepojętej przyczyny. Dziewczynka zjadła kilka owoców i herbatników, a ponieważ była spragniona, wypiła niemal pełny kieliszek wina. Wino było słodkie, a Mary nie znała jego mocy. Wkrótce jednak poczuła się bardzo senna, więc wróciła do pokoju i zamknęła się w nim ponownie, przestraszona krzykami, jakie dobiegały z chat, i odgłosami gorączkowej bieganiny. Tak bardzo chciało jej się spać od wypitego wina, że nie była w stanie zapanować nad opadającymi powie kami i położyła się na łóżku, zapomniawszy o bożym świecie na długi czas.

Wiele rzeczy wydarzyło się podczas tych godzin, które przespała jak kamień - nie obudziło jej ani zawodzenie, ani hałas przy wnoszeniu i wynoszeniu czegoś z bungalowu.

Po przebudzeniu leżała, wpatrując się w ścianę. W domu panował niezmącony spokój. Nie pamiętała, by kiedykolwiek było w nim tak cicho. Nie słyszała ani głosów, ani kroków i zastanawiała się, czy wszyscy już wydobrzeli po chorobie i niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Zastanawiała się także, kto się nią zajmie po śmierci ajah. Przyjdzie pewnie jakaś nowa ajah, która może opowie jej nowe bajki. Mary znudziły się już te stare. Nie płakała po śmierci niani. Nie była uczuciową dziewczynką i nigdy nie przejmowała się specjalnie innymi. Hałas, pośpiech i lamenty z powodu cholery przestraszyły ją, ale była zła, bo nikt nie pamiętał, że żyje. Wszystkich ogarnął tak wielki przestrach, że nikt nie pomyślał o dziewczynce, za którą nie przepadano. Wyglądało na to, że kiedy ludzie zapadają na cholerę, pamiętają tylko o sobie. Lecz jeśli wszyscy już wyzdrowieli, z pewnością ktoś sobie o niej przypomni i zacznie jej szukać.

Jednak nikt nie przyszedł jej szukać, a kiedy leżała, wyczekując, dom stawał się coraz cichszy i cichszy. Usłyszała jakiś szelest na macie i, gdy opuściła wzrok, ujrzała pełznącego małego węża, wpatrującego się w nią oczkami jak paciorki. Nie przestraszyła się, bo był to nieszkodliwy mały gad, który nie mógł zrobić jej krzywdy, a spieszyło mu się, żeby wypełznąć z pokoju. Wślizgnął się pod drzwi na jej oczach.

- Jak tu dziwnie cicho - powiedziała. - Wygląda na to, że w całym domu nie ma nikogo, oprócz mnie i węża.

I niemal w następnej chwili usłyszała kroki na dziedzińcu, a potem na werandzie. Były to męskie kroki, a mężczyźni weszli do bungalowu i rozmawiali przyciszonymi głosami. Nikt nie wyszedł im na spotkanie, nikt ich nie powitał, więc otwierali drzwi i zaglądali do pokojów.

- Co za spustoszenie! - usłyszała jakiś głos. - I ta piękna, prześliczna kobieta! Podejrzewam, że i dziecko. Mówiono mi o dziecku, choć nikt go nigdy nie widział.

Kiedy po kilku minutach otworzyli drzwi, Mary stała na środku bawialni. Wyglądała szkaradnie, była zła i spoglądała z ukosa, gdyż zaczęła być głodna i czuła się haniebnie zaniedbana. Pierwszym mężczyzną, który wszedł do środka, był potężny oficer, którego kiedyś widziała w towarzystwie taty. Wyglądał na zmęczonego i zafrasowanego, a kiedy ją ujrzał, był tak zdumiony, że niemal odskoczył od drzwi.

- Barney! - zawołał. - Tu jest dziecko! Pozostałe samo jedno dziecko! W takim miejscu! Któż to jest, na litość boską?

- Nazywam się Mary Lennox - odpowiedziała dziewczynka, prostując się sztywno. Doszła do wniosku, że mężczyzna zachował się bardzo nieuprzejmie, nazywając ojcowski bungalow ,,takim miejscem". - Usnęłam, kiedy wszyscy zachorowali na cholerę, i dopiero się obudziłam. Dlaczego nikt nie przyszedł?

- To dziecko, którego nikt nie widział! - wykrzyknął mężczyzna, odwracając się do towarzyszy. - Naprawdę o niej zapomniano!

- Dlaczego o mnie zapomniano? - spytała Mary, tupiąc nogą. - Dlaczego nikt nie przyszedł?

Młody człowiek, który nazywał się Barney, spojrzał na nią zasmuconym wzrokiem. Mary wydało się nawet, że mruga, jakby chciał powstrzymać łzy.

- Biedactwo! - powiedział. - Nikt nie został, nikt nie mógł przyjść.

W ten dziwny i niespodziewany sposób Mary dowiedziała się, że nie ma już ojca ani matki, że oboje nie żyją i wyniesiono ich nocą, i że tych kilku hinduskich służących, którzy nie umarli, opuściło dom tak szybko, jak się dało, nie pamiętając zupełnie o kimś takim jak missie sahib. To dlatego w domu było tak cicho. Cały bungalow naprawdę opustoszał - została w nim tylko Mary i wąż.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy