REKLAMA

Tajemnica Noelle

tytuł oryg.: The midwife's confession
autor: Diane Chamberlain
wydawnictwo: Prószyński Media
wydanie: 1, Warszawa
data: 7 sierpnia 2012
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 472
ISBN: 978-83-7839258-3

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka, 1  2012.08.07

Czy istnieją granice wybaczenia?

Szanowna pani Anno,

Trudno mi pisać o tym, co muszę pani przekazać, a przy tym zdaję sobie sprawę, że pani jeszcze trudniej będzie dać sobie z tym radę. Ogromnie mi przykro...

Niedokończony list to jedyny trop, który może odsłonić przed Tarą i Emerson przyczyny samobójstwa ich przyjaciółki, Noelle. Znały ją jako zaabsorbowaną swoim zajęciem, gotową do poświęceń położną, kobietę oddaną rodzinie i przyjaciołom, kochającą życie. Nie znały jednak całej prawdy...

Zagadkowy list, zdradzający istnienie bolesnej tajemnicy, stał się dla przyjaciółek zmarłej bodźcem do szukania prawdy o kobiecie o złożonej osobowości, która życie każdej z nich oraz losy trzeciej, nieznanej im osoby naznaczyła miłością i współczuciem, ale też zdradą i kłamstwem.

Piękna opowieść o matkach i córkach, o tajemnicach, o przyjaźni, miłości i tragedii. O tym, jak dzieci przychodzą na świat i jak je wychowujemy. Wywołuje łzy, ale też napełnia nadzieją. Bohaterowie powieści Diane Chamberlain są tak prawdziwi, że czytelnik ma wrażenie, jakby ich znał osobiście, a gdy przewróci ostatnią kartkę, zaczyna za nimi tęsknić.

Tatiana de Rosnay, autorka ,,Klucza Sary"

Porywająca historia przyjaźni i macierzyństwa, pełna współczucia i opowiedziana z głęboką szczerością. Chamberlain zabiera czytelnika w podróż pełną tajemnic, cierpienia, ale i nadziei. (To powieść, która złamie ci serce, ale później pomoże je skleić na nowo).

Heathem Gudenkauf, autorka ,,Ciężaru milczenia"

Pełna tajemnic i niespodziewanych zwrotów akcji powieść, która do samego końca trzyma czytelnika w najwyższym napięciu.

Eileen Goudge, autorka ,,Serca matki"

Diane Chamberlain jest wielokrotnie nagradzaną autorką licznych powieści, przetłumaczonych na kilkanaście języków i plasujących się na najwyższych miejscach list bestsellerów. Obecnie mieszka w Karolinie Północnej.

Fragment

ROZDZIAŁ 6.

Emerson

Boże jedyny, czułam się jak żywy trup. Chociaż stypę zorganizowałyśmy u mnie w domu, nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Twarze i głosy zlewały mi się w nieczytelną plamę. Chyba wszyscy prócz mnie byli ubrani na czarno. Ja miałam na sobie ulubioną zieloną bluzkę oraz kwiecistą spódnicę w zieleniach i beżach, ostatnio trochę przyciasną w pasie. Rano po prostu wyjęłam te rzeczy z szafy, bez zastanowienia. Zresztą Noelle nie podobałaby się ta cała czerń dookoła.

Jak przez mgłę widziałam, co się dzieje: Jenny i Grace uciekły przed dorosłymi na górę, wynajęta przez Tarę obsługa cateringu sunęła przez pokoje, roznosząc tace z grzankami i krewetkami. Ted miał mnie cały czas na oku. Wiedział, że ledwie się trzymam. Dobrze przynajmniej, że matka Noelle razem z opiekunką wyjechała od razu po nabożeństwie. Chybabym dłużej nie zniosła widoku jej smutku. Tara gładko weszła w rolę osoby podtrzymującej liczne rozmowy o niczym, przez większość czasu jednak miałam ją pod ręką. Ted i Ian, każdy z talerzykiem w ręku, stali w kącie salonu, pewnie dyskutowali o jakichś rozgrywkach sportowych. Jeszcze nie przywykłam do ich widoku tylko we dwóch, bez Sama. A teraz zabrakło No­elle. Mało tego, rano zadzwoniono do mnie z domu opieki, gdzie przebywał mój dziadek, z informacją, że trzeba go przenieść do hospicjum. Traciłam wszystkich po kolei. Świat mi się walił.

Przyszło kilka ochotniczek działających w ramach programu pomocy dzieciom prowadzonego przez Noelle. W zasadzie je znałam, chociaż niezbyt dobrze. Próbowałam z każdym z obecnych zamienić kilka słów, kiwałam głową, uśmiechałam się, podawałam rękę. Wszyscy miło wspominali Noelle. Nikt nie zapytał: ,,Dlaczego się zabiła?". W każdym razie mnie nikt o to nie zapytał. Pytali o kawiarnię, a ja odpowiadałam jak zwykle: ,,Jest fantastycznie, zajrzyj przy okazji". Tyle że cudze głosy, podobnie jak mój własny, docierały do mnie stłumione, niczym przez gęstą mgłę. Bez przerwy szukałam wzrokiem jedynej osoby, której brakowało: Noelle. Gdy przyłapałam się na tych poszukiwaniach, gwałtownie wróciłam do rzeczywistości. Najwyraźniej zaczynałam tracić zmysły.

Mniej więcej po godzinie - ciągnącej się jak co najmniej trzy - Tara uwolniła mnie od towarzystwa jakiejś kobiety zafascynowanej robieniem na drutach ubranek dla dzieci.

- Przerwa - szepnęła mi w ucho.

Pozwoliłam się zaprowadzić do cieplarni. Dobudowaliśmy ją w zeszłym roku. Tara objęła mnie za ramiona i posadziła na sofie, po czym opadła na otomanę stojącą naprzeciwko. Głosy z salonu docierały do nas w postaci niewyraźnego pomruku. Stłumione przez drzwi, wydawały się cudownie odległe. Podniosłam wzrok na Tarę.

- Dziękuję - powiedziałam. - Mało brakowało, a bym się załamała.

- Rzeczywiście, nie jest łatwo.

- Ciągle się rozglądam za Noelle - powiedziałam. - Kompletne wariactwo. - Skrzywiłam się niemiłosiernie. - Mówię poważnie. Cały czas się spodziewam zobaczyć ją w progu.

- Ja też - przyznała Tara. - Momentami nawet mi się wydaje, że widzę Sama. Któregoś dnia byłam przekonana, że mignął mi w spożywczym. A kiedyś zobaczyłam go za kierownicą na Water Street... o mało za nim nie zawróciłam.

- Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie przyszli na mszę - powiedziałam. - Naprawdę sądziłam, że... że przyjdą wszystkie kobiety, którym pomagała rodzić... - Pokręciłam głową. - Przecież coś je z nią łączyło. Były sobie bliskie. Myślałam, że wszystkie się zjawią.

- Rzeczywiście. - Tara pogładziła mnie po dłoni bezwładnie spoczywającej na udzie. - Ja też się ich spodziewałam. Może nie widziały nekrologu?

Tara ułożyła treść, i zrobiła to naprawdę dobrze. Co prawda nie ustrzegła się szczypty egzaltacji, lecz taka już była.

- Powinny wiedzieć, niezależnie od nekrologu - oświadczyłam.

- Pewnie były zajęte przy dzieciach.

Uderzyłam pięścią w nogę.

- Nie rozumiem, dlaczego się zabiła! - Powtarzałam się niczym zarysowana płyta. - Co przegapiłyśmy? Czego nie zauważyłam? W czym ją zawiodłyśmy?

Tara pokręciła głową.

- Nie mam pojęcia. - Potarła czoło. - Chyba nie chodziło o kłopoty finansowe? Przecież miała pieniądze.

- A poza tym w ogóle jej one nie obchodziły - dorzuciłam. - Obie wiemy o tym doskonale.

- Ciągle podejrzewam, że była chora. Nie miała ubezpieczenia i może w tej sytuacji samobójstwo wydało jej się jedynym wyjściem. Czy są już wyniki sekcji?

- Jeszcze nie. Ale nie wydaje mi się, żeby była chora. Nie przypuszczam. Na pewno sekcja wykaże dużą ilość środków nasennych i uspokajających w organizmie.

Tara osunęła się na oparcie.

- Nie umiała prosić o pomoc.

- I nie okazywała słabości - dodałam. - Zawsze musiała być najsilniejsza.

Ktoś uchylił drzwi cieplarni, przez szparę zajrzała jakaś kobieta.

- Czy któraś z pań ma na imię Emerson?

- Ja.

Chciałam wstać, jednak ciało nie zamierzało mnie słuchać, więc zostałam, przyrośnięta do sofy.

Kobieta wmaszerowała do wnętrza niczym sierżant służbista - energiczna, kanciasta w ruchach, ekspansywna. Wyciągnęła do mnie rękę. Przyznaję, nie drgnęłam. Czułam się przy niej jak balon w rękach dziecka ze szpilką.

- Nazywam się Gloria Massey - obwieściła.

Była po sześćdziesiątce, miała krótko przycięte siwe włosy, spodnie khaki i granatowy blezer.

Tara wstała, podała jej rękę i zaprosiła gestem na otomanę. Tamta usiadła, celując we mnie kościstymi kolanami.

Gloria Massey. Coś dzwoniło, ale nie wiedziałam, w którym kościele. Zerknęłam na Tarę, ściągnęłam brwi. Zorientowałam się, że przyjaciółka także nie wie kto to taki. Obie miałyśmy w głowie sieczkę.

Przybyła najwyraźniej zorientowała się w sytuacji.

- Jestem lekarzem położnikiem w Centrum Położnic­twa w Forest Glen - wyjaśniła. - Noelle pracowała u nas jako położna.

- A, tak. - Wskazałam Tarę. - To jest Tara Vincent. Byłyśmy najbliższymi przyjaciółkami Noelle.

- Tak, pamiętam. Studiowałyście razem. University of North Carolina, prawda?

- Była trochę wyżej od nas - uściśliła Tara.

- Przykro mi, że dotarłam tak późno - powiedziała Gloria. - Rano musiałam zaczekać na dostawę i dlatego nie zdążyłam na mszę, ale bardzo mi zależało na spotkaniu z wami dwiema. Chciałam wam złożyć najserdeczniejsze kondolencje z powodu śmierci Noelle. Była wyjątkową osobą.

- Dziękujemy - wydukałam.

- Nie widziałam jej... pewnie już z dziesięć lat, jednak takiego człowieka się nie zapomina.

Dziesięć lat?

- Chyba z kimś panią pomyliłam - wyznałam zaskoczona. - Sądziłam, że Noelle zrezygnowała z pracy w Centrum Położnictwa nieco ponad rok temu.

Gloria Massey uniosła brwi.

- Ależ skąd. Szczerze powiedziawszy, zdziwił mnie nekrolog, bo wynikało z niego, że dwa lata temu Noelle jeszcze była u nas zatrudniona, a w rzeczywistości od jej odejścia minęło co najmniej dziesięć lat. Może nawet dwanaście, musiałabym chwilę pomyśleć. W każdym razie mniej więcej w tym czasie zaczęła rozkręcać swój projekt ,,Dzieci w potrzebie".

Ściągnęłam brwi, szperając w pamięci.

- Byłam przekonana - odezwałam się w końcu - że cały czas dla was pracowała. - Spojrzałam na Tarę. - Czy jestem aż tak nieprzytomna? Nie była związana z Forest Glen tak długo, jak długo wykonywała swój zawód?

- Nie dalej niż dwa lata temu posłałam tam do niej kobietę szukającą położnej.

- Prawdą jest - zgodziła się Gloria - że od czasu do czasu ktoś jej u nas szukał, ale kierowaliśmy takie osoby do innych położnych.

- W takim razie gdzie Noelle pracowała? - spytałam ze zdziwieniem. - Nic nie rozumiem.

- Sądziłam... - Gloria przeniosła spojrzenie na Tarę. - Byłam całkowicie przekonana, że odchodząc od nas, zrezygnowała z wykonywania zawodu. Wiedziałabym, gdyby podjęła praktykę gdzie indziej.

Patrzyłyśmy na nią, nic nie rozumiejąc. Miałam wrażenie, że osuwam się w długi, ciemny tunel. Miałam serdecznie dosyć tajemnic związanych z Noelle. Głowa mnie bolała, nie mogłam myśleć. Najchętniej wrzasnęłabym na cały głos: ,,Noelle nie była tajemnicza! Dosyć tych pozornych sekretów!".

- Może z jakichś względów - odezwała się Gloria - nie chciała wam zdradzać, że zmieniła miejsce pracy?

Zdecydowanymi ruchami, przywodzącymi na myśl robota, Gloria wyjęła z torebki przewieszonej przez ramię telefon komórkowy.

- Chwileczkę. - Szybko wybrała numer. - Laurie, to ja - rzuciła w słuchawkę. - Pamiętasz może, kiedy odeszła od nas Noelle? - Pokiwała głową, podniosła na mnie wzrok. - Pierwszego grudnia będzie dwanaście lat - przekazała. - Laurie pracuje u nas w biurze. Mówi, że dokładnie pamięta datę, bo tego samego dnia jej mąż zażądał rozwodu. Do rozwodu nie doszło i wszystko się jakoś ułożyło, prawda? - powiedziała w słuchawkę z uśmiechem.

Usiłowałam się oswoić z niezrozumiałą informacją.

- Dokąd się przeniosła? - spytała Tara.

- Czy wiesz - spytała Gloria koleżankę - dokąd przeszła? - Znowu pokiwała głową. - Hm. Tak myślałam. Dzięki. Zajrzę później. - Wrzuciła telefon do torebki. - Po odejściu od nas Noelle nie odnawiała certyfikatu. Dopuściła do jego wygaśnięcia.

- Co takiego? - zdumiałam się. - Niemożliwe!

- To kompletnie bez sensu. - Tara opadła obok mnie na sofę.

- Może Laurie pomyliła ją z jakąś inną waszą położną? - podsunęłam.

Gloria pokręciła głową.

- Nie przypuszczam. - Spojrzała mi prosto w oczy, miałam wrażenie, że słyszę jej krytyczne myśli. Jaką byłam przyjaciółką, skoro tak mało wiedziałam o Noelle? - Pamiętam, jak się o tym mówiło w firmie. Wszyscy wiedzieli, że chce się skupić na programie pomocy dzieciom. Cierpiała na bóle pleców. To też dobrze pamiętam. Dostała propozycję zatrudnienia z jednego z konkurencyjnych ośrodków, lecz odpowiedziała, że wycofuje się z zawodu.

- A przecież cały czas pomagała przy porodach! - wyrwało mi się.

- Cały czas! - poparła mnie Tara. - Bez żadnej przerwy praktykowała jako położna.

- Naprawdę? - Gloria spojrzała na nas z ukosa. - Pod czyim nadzorem?

Spojrzałam na Tarę, ona pokręciła głową.

- Nie wiem - powiedziała.

- Czasami wspominała, że była u pacjentki. - Starannie dobierałam słowa, nagle nie do końca pewna, co właściwie mówię. W zasadzie pozbawiona wszelkiej pewności. Czy rzeczywiście mi to mówiła? Przycisnęłam dłonie do skroni. - Dwanaście lat? Bez sensu.

O ile mi było wiadomo, Noelle miała przez ostatnie dwanaście lat trzy pasje: pracę w roli położnej, program pomocy dzieciom oraz to, co nazywała pracą w terenie. Co dwa lata spędzała kilka miesięcy w jakichś zubożałych wiejskich zakątkach, pomagając przy porodach. Pochodziła z takiej okolicy i w ten sposób wyrażała swoje przywiązanie do korzeni. Czyżbyśmy przez dwanaście lat nie miały pojęcia, co właściwie się z nią dzieje?

- Jestem pewna, że wspominała o pacjentkach - potwierdziła Tara.

Wobec tego, jeśli zwariowałam, to przynajmniej nie samotnie.

- Bardzo przepraszam - zreflektowała się Gloria. - Zdenerwowałam was, a absolutnie nie po to przyszłam. - Pochyliła się, uściskała mnie szybko i bezdusznie, tak samo potraktowała Tarę. - Muszę uciekać - oznajmiła. - Jeszcze raz proszę: przyjmijcie moje kondolencje. Śmierć Noelle jest ogromną stratą.

Wyszła, a Tara i ja zostałyśmy kompletnie skołowane. Utkwiłam niewidzące spojrzenie w drzwiach cieplarni.

W końcu Tara otrząsnęła się z osłupienia. Pogładziła mnie po plecach.

- Istnieje pewne wytłumaczenie - powiedziała.

- Aha, wiem - przytaknęłam. - Wiem, znam je i choć bardzo nie chcę, będziemy musiały je zaakceptować.

- Nie rozumiem.

- Wyjaśnienie jest takie, że w ogóle nie znałyśmy No­elle. - Popatrzyłam na Tarę, nagle oprzytomniała. - Musimy się dowiedzieć, dlaczego umarła. Koniecznie musimy poznać ją teraz.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA