REKLAMA

Tajemnica Noelle

autor: Diane Chamberlain
wydawnictwo: Prószyński Media
wydanie: 1, Warszawa
data: 9 września 2013
forma: e-book (epub, mobipocket)
liczba stron: 472
ISBN: 978-83-7961517-9

Inne formy i wydania

e-book (epub, mobipocket), 1  2013.09.09

Czy istnieją granice wybaczenia?

Szanowna pani Anno,

Trudno mi pisać o tym, co muszę pani przekazać, a przy tym zdaję sobie sprawę, że pani jeszcze trudniej będzie dać sobie z tym radę. Ogromnie mi przykro...

Niedokończony list to jedyny trop, który może odsłonić przed Tarą i Emerson przyczyny samobójstwa ich przyjaciółki, Noelle. Znały ją jako zaabsorbowaną swoim zajęciem, gotową do poświęceń położną, kobietę oddaną rodzinie i przyjaciołom, kochającą życie. Nie znały jednak całej prawdy...

Zagadkowy list, zdradzający istnienie bolesnej tajemnicy, stał się dla przyjaciółek zmarłej bodźcem do szukania prawdy o kobiecie o złożonej osobowości, która życie każdej z nich oraz losy trzeciej, nieznanej im osoby naznaczyła miłością i współczuciem, ale też zdradą i kłamstwem.

Piękna opowieść o matkach i córkach, o tajemnicach, o przyjaźni, miłości i tragedii. O tym, jak dzieci przychodzą na świat i jak je wychowujemy. Wywołuje łzy, ale też napełnia nadzieją. Bohaterowie powieści Diane Chamberlain są tak prawdziwi, że czytelnik ma wrażenie, jakby ich znał osobiście, a gdy przewróci ostatnią kartkę, zaczyna za nimi tęsknić.

Tatiana de Rosnay, autorka ,,Klucza Sary"

Porywająca historia przyjaźni i macierzyństwa, pełna współczucia i opowiedziana z głęboką szczerością. Chamberlain zabiera czytelnika w podróż pełną tajemnic, cierpienia, ale i nadziei. (To powieść, która złamie ci serce, ale później pomoże je skleić na nowo).

Heathem Gudenkauf, autorka ,,Ciężaru milczenia"

Pełna tajemnic i niespodziewanych zwrotów akcji powieść, która do samego końca trzyma czytelnika w najwyższym napięciu.

Eileen Goudge, autorka ,,Serca matki"

Diane Chamberlain jest wielokrotnie nagradzaną autorką licznych powieści, przetłumaczonych na kilkanaście języków i plasujących się na najwyższych miejscach list bestsellerów. Obecnie mieszka w Karolinie Północnej.

Fragment

ROZDZIAŁ 6.

Emerson

Boże jedyny, czułam się jak żywy trup. Chociaż stypę zorganizowałyśmy u mnie w domu, nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Twarze i głosy zlewały mi się w nieczytelną plamę. Chyba wszyscy prócz mnie byli ubrani na czarno. Ja miałam na sobie ulubioną zieloną bluzkę oraz kwiecistą spódnicę w zieleniach i beżach, ostatnio trochę przyciasną w pasie. Rano po prostu wyjęłam te rzeczy z szafy, bez zastanowienia. Zresztą Noelle nie podobałaby się ta cała czerń dookoła.

Jak przez mgłę widziałam, co się dzieje: Jenny i Grace uciekły przed dorosłymi na górę, wynajęta przez Tarę obsługa cateringu sunęła przez pokoje, roznosząc tace z grzankami i krewetkami. Ted miał mnie cały czas na oku. Wiedział, że ledwie się trzymam. Dobrze przynajmniej, że matka Noelle razem z opiekunką wyjechała od razu po nabożeństwie. Chybabym dłużej nie zniosła widoku jej smutku. Tara gładko weszła w rolę osoby podtrzymującej liczne rozmowy o niczym, przez większość czasu jednak miałam ją pod ręką. Ted i Ian, każdy z talerzykiem w ręku, stali w kącie salonu, pewnie dyskutowali o jakichś rozgrywkach sportowych. Jeszcze nie przywykłam do ich widoku tylko we dwóch, bez Sama. A teraz zabrakło No­elle. Mało tego, rano zadzwoniono do mnie z domu opieki, gdzie przebywał mój dziadek, z informacją, że trzeba go przenieść do hospicjum. Traciłam wszystkich po kolei. Świat mi się walił.

Przyszło kilka ochotniczek działających w ramach programu pomocy dzieciom prowadzonego przez Noelle. W zasadzie je znałam, chociaż niezbyt dobrze. Próbowałam z każdym z obecnych zamienić kilka słów, kiwałam głową, uśmiechałam się, podawałam rękę. Wszyscy miło wspominali Noelle. Nikt nie zapytał: ,,Dlaczego się zabiła?". W każdym razie mnie nikt o to nie zapytał. Pytali o kawiarnię, a ja odpowiadałam jak zwykle: ,,Jest fantastycznie, zajrzyj przy okazji". Tyle że cudze głosy, podobnie jak mój własny, docierały do mnie stłumione, niczym przez gęstą mgłę. Bez przerwy szukałam wzrokiem jedynej osoby, której brakowało: Noelle. Gdy przyłapałam się na tych poszukiwaniach, gwałtownie wróciłam do rzeczywistości. Najwyraźniej zaczynałam tracić zmysły.

Mniej więcej po godzinie - ciągnącej się jak co najmniej trzy - Tara uwolniła mnie od towarzystwa jakiejś kobiety zafascynowanej robieniem na drutach ubranek dla dzieci.

- Przerwa - szepnęła mi w ucho.

Pozwoliłam się zaprowadzić do cieplarni. Dobudowaliśmy ją w zeszłym roku. Tara objęła mnie za ramiona i posadziła na sofie, po czym opadła na otomanę stojącą naprzeciwko. Głosy z salonu docierały do nas w postaci niewyraźnego pomruku. Stłumione przez drzwi, wydawały się cudownie odległe. Podniosłam wzrok na Tarę.

- Dziękuję - powiedziałam. - Mało brakowało, a bym się załamała.

- Rzeczywiście, nie jest łatwo.

- Ciągle się rozglądam za Noelle - powiedziałam. - Kompletne wariactwo. - Skrzywiłam się niemiłosiernie. - Mówię poważnie. Cały czas się spodziewam zobaczyć ją w progu.

- Ja też - przyznała Tara. - Momentami nawet mi się wydaje, że widzę Sama. Któregoś dnia byłam przekonana, że mignął mi w spożywczym. A kiedyś zobaczyłam go za kierownicą na Water Street... o mało za nim nie zawróciłam.

- Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie przyszli na mszę - powiedziałam. - Naprawdę sądziłam, że... że przyjdą wszystkie kobiety, którym pomagała rodzić... - Pokręciłam głową. - Przecież coś je z nią łączyło. Były sobie bliskie. Myślałam, że wszystkie się zjawią.

- Rzeczywiście. - Tara pogładziła mnie po dłoni bezwładnie spoczywającej na udzie. - Ja też się ich spodziewałam. Może nie widziały nekrologu?

Tara ułożyła treść, i zrobiła to naprawdę dobrze. Co prawda nie ustrzegła się szczypty egzaltacji, lecz taka już była.

- Powinny wiedzieć, niezależnie od nekrologu - oświadczyłam.

- Pewnie były zajęte przy dzieciach.

Uderzyłam pięścią w nogę.

- Nie rozumiem, dlaczego się zabiła! - Powtarzałam się niczym zarysowana płyta. - Co przegapiłyśmy? Czego nie zauważyłam? W czym ją zawiodłyśmy?

Tara pokręciła głową.

- Nie mam pojęcia. - Potarła czoło. - Chyba nie chodziło o kłopoty finansowe? Przecież miała pieniądze.

- A poza tym w ogóle jej one nie obchodziły - dorzuciłam. - Obie wiemy o tym doskonale.

- Ciągle podejrzewam, że była chora. Nie miała ubezpieczenia i może w tej sytuacji samobójstwo wydało jej się jedynym wyjściem. Czy są już wyniki sekcji?

- Jeszcze nie. Ale nie wydaje mi się, żeby była chora. Nie przypuszczam. Na pewno sekcja wykaże dużą ilość środków nasennych i uspokajających w organizmie.

Tara osunęła się na oparcie.

- Nie umiała prosić o pomoc.

- I nie okazywała słabości - dodałam. - Zawsze musiała być najsilniejsza.

Ktoś uchylił drzwi cieplarni, przez szparę zajrzała jakaś kobieta.

- Czy któraś z pań ma na imię Emerson?

- Ja.

Chciałam wstać, jednak ciało nie zamierzało mnie słuchać, więc zostałam, przyrośnięta do sofy.

Kobieta wmaszerowała do wnętrza niczym sierżant służbista - energiczna, kanciasta w ruchach, ekspansywna. Wyciągnęła do mnie rękę. Przyznaję, nie drgnęłam. Czułam się przy niej jak balon w rękach dziecka ze szpilką.

- Nazywam się Gloria Massey - obwieściła.

Była po sześćdziesiątce, miała krótko przycięte siwe włosy, spodnie khaki i granatowy blezer.

Tara wstała, podała jej rękę i zaprosiła gestem na otomanę. Tamta usiadła, celując we mnie kościstymi kolanami.

Gloria Massey. Coś dzwoniło, ale nie wiedziałam, w którym kościele. Zerknęłam na Tarę, ściągnęłam brwi. Zorientowałam się, że przyjaciółka także nie wie kto to taki. Obie miałyśmy w głowie sieczkę.

Przybyła najwyraźniej zorientowała się w sytuacji.

- Jestem lekarzem położnikiem w Centrum Położnic­twa w Forest Glen - wyjaśniła. - Noelle pracowała u nas jako położna.

- A, tak. - Wskazałam Tarę. - To jest Tara Vincent. Byłyśmy najbliższymi przyjaciółkami Noelle.

- Tak, pamiętam. Studiowałyście razem. University of North Carolina, prawda?

- Była trochę wyżej od nas - uściśliła Tara.

- Przykro mi, że dotarłam tak późno - powiedziała Gloria. - Rano musiałam zaczekać na dostawę i dlatego nie zdążyłam na mszę, ale bardzo mi zależało na spotkaniu z wami dwiema. Chciałam wam złożyć najserdeczniejsze kondolencje z powodu śmierci Noelle. Była wyjątkową osobą.

- Dziękujemy - wydukałam.

- Nie widziałam jej... pewnie już z dziesięć lat, jednak takiego człowieka się nie zapomina.

Dziesięć lat?

- Chyba z kimś panią pomyliłam - wyznałam zaskoczona. - Sądziłam, że Noelle zrezygnowała z pracy w Centrum Położnictwa nieco ponad rok temu.

Gloria Massey uniosła brwi.

- Ależ skąd. Szczerze powiedziawszy, zdziwił mnie nekrolog, bo wynikało z niego, że dwa lata temu Noelle jeszcze była u nas zatrudniona, a w rzeczywistości od jej odejścia minęło co najmniej dziesięć lat. Może nawet dwanaście, musiałabym chwilę pomyśleć. W każdym razie mniej więcej w tym czasie zaczęła rozkręcać swój projekt ,,Dzieci w potrzebie".

Ściągnęłam brwi, szperając w pamięci.

- Byłam przekonana - odezwałam się w końcu - że cały czas dla was pracowała. - Spojrzałam na Tarę. - Czy jestem aż tak nieprzytomna? Nie była związana z Forest Glen tak długo, jak długo wykonywała swój zawód?

- Nie dalej niż dwa lata temu posłałam tam do niej kobietę szukającą położnej.

- Prawdą jest - zgodziła się Gloria - że od czasu do czasu ktoś jej u nas szukał, ale kierowaliśmy takie osoby do innych położnych.

- W takim razie gdzie Noelle pracowała? - spytałam ze zdziwieniem. - Nic nie rozumiem.

- Sądziłam... - Gloria przeniosła spojrzenie na Tarę. - Byłam całkowicie przekonana, że odchodząc od nas, zrezygnowała z wykonywania zawodu. Wiedziałabym, gdyby podjęła praktykę gdzie indziej.

Patrzyłyśmy na nią, nic nie rozumiejąc. Miałam wrażenie, że osuwam się w długi, ciemny tunel. Miałam serdecznie dosyć tajemnic związanych z Noelle. Głowa mnie bolała, nie mogłam myśleć. Najchętniej wrzasnęłabym na cały głos: ,,Noelle nie była tajemnicza! Dosyć tych pozornych sekretów!".

- Może z jakichś względów - odezwała się Gloria - nie chciała wam zdradzać, że zmieniła miejsce pracy?

Zdecydowanymi ruchami, przywodzącymi na myśl robota, Gloria wyjęła z torebki przewieszonej przez ramię telefon komórkowy.

- Chwileczkę. - Szybko wybrała numer. - Laurie, to ja - rzuciła w słuchawkę. - Pamiętasz może, kiedy odeszła od nas Noelle? - Pokiwała głową, podniosła na mnie wzrok. - Pierwszego grudnia będzie dwanaście lat - przekazała. - Laurie pracuje u nas w biurze. Mówi, że dokładnie pamięta datę, bo tego samego dnia jej mąż zażądał rozwodu. Do rozwodu nie doszło i wszystko się jakoś ułożyło, prawda? - powiedziała w słuchawkę z uśmiechem.

Usiłowałam się oswoić z niezrozumiałą informacją.

- Dokąd się przeniosła? - spytała Tara.

- Czy wiesz - spytała Gloria koleżankę - dokąd przeszła? - Znowu pokiwała głową. - Hm. Tak myślałam. Dzięki. Zajrzę później. - Wrzuciła telefon do torebki. - Po odejściu od nas Noelle nie odnawiała certyfikatu. Dopuściła do jego wygaśnięcia.

- Co takiego? - zdumiałam się. - Niemożliwe!

- To kompletnie bez sensu. - Tara opadła obok mnie na sofę.

- Może Laurie pomyliła ją z jakąś inną waszą położną? - podsunęłam.

Gloria pokręciła głową.

- Nie przypuszczam. - Spojrzała mi prosto w oczy, miałam wrażenie, że słyszę jej krytyczne myśli. Jaką byłam przyjaciółką, skoro tak mało wiedziałam o Noelle? - Pamiętam, jak się o tym mówiło w firmie. Wszyscy wiedzieli, że chce się skupić na programie pomocy dzieciom. Cierpiała na bóle pleców. To też dobrze pamiętam. Dostała propozycję zatrudnienia z jednego z konkurencyjnych ośrodków, lecz odpowiedziała, że wycofuje się z zawodu.

- A przecież cały czas pomagała przy porodach! - wyrwało mi się.

- Cały czas! - poparła mnie Tara. - Bez żadnej przerwy praktykowała jako położna.

- Naprawdę? - Gloria spojrzała na nas z ukosa. - Pod czyim nadzorem?

Spojrzałam na Tarę, ona pokręciła głową.

- Nie wiem - powiedziała.

- Czasami wspominała, że była u pacjentki. - Starannie dobierałam słowa, nagle nie do końca pewna, co właściwie mówię. W zasadzie pozbawiona wszelkiej pewności. Czy rzeczywiście mi to mówiła? Przycisnęłam dłonie do skroni. - Dwanaście lat? Bez sensu.

O ile mi było wiadomo, Noelle miała przez ostatnie dwanaście lat trzy pasje: pracę w roli położnej, program pomocy dzieciom oraz to, co nazywała pracą w terenie. Co dwa lata spędzała kilka miesięcy w jakichś zubożałych wiejskich zakątkach, pomagając przy porodach. Pochodziła z takiej okolicy i w ten sposób wyrażała swoje przywiązanie do korzeni. Czyżbyśmy przez dwanaście lat nie miały pojęcia, co właściwie się z nią dzieje?

- Jestem pewna, że wspominała o pacjentkach - potwierdziła Tara.

Wobec tego, jeśli zwariowałam, to przynajmniej nie samotnie.

- Bardzo przepraszam - zreflektowała się Gloria. - Zdenerwowałam was, a absolutnie nie po to przyszłam. - Pochyliła się, uściskała mnie szybko i bezdusznie, tak samo potraktowała Tarę. - Muszę uciekać - oznajmiła. - Jeszcze raz proszę: przyjmijcie moje kondolencje. Śmierć Noelle jest ogromną stratą.

Wyszła, a Tara i ja zostałyśmy kompletnie skołowane. Utkwiłam niewidzące spojrzenie w drzwiach cieplarni.

W końcu Tara otrząsnęła się z osłupienia. Pogładziła mnie po plecach.

- Istnieje pewne wytłumaczenie - powiedziała.

- Aha, wiem - przytaknęłam. - Wiem, znam je i choć bardzo nie chcę, będziemy musiały je zaakceptować.

- Nie rozumiem.

- Wyjaśnienie jest takie, że w ogóle nie znałyśmy No­elle. - Popatrzyłam na Tarę, nagle oprzytomniała. - Musimy się dowiedzieć, dlaczego umarła. Koniecznie musimy poznać ją teraz.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy