REKLAMA

Tajemnica Edwina Drooda

tytuł oryg.: Mystery of Edwin Drood
autor: Charles Dickens
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 17 marca 2015
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 396
ISBN: 978-83-7674439-1

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami  2015.03.17
OSTATNIA POWIEŚĆ CHARLESA DICKENSA, KTÓRA DAŁA POCZĄTEK MROCZNEJ LEGENDZIE

Tytułowy bohater, młody architekt Edwin Drood, od dzieciństwa przyrzeczony jest pięknej Rosie Bud. Mimo, że ich uczucia dawno wygasły, nadal są ze sobą związani. O serce dziewczyny ubiegają się także inni mężczyźni, co dodatkowo komplikuje sytuację. W tle powieści unosi się duszny klimat epoki wiktoriańskiej, majaczą opiumowe wizje i dwuznaczny erotyzm. Pewnego dnia w tajemniczych okolicznościach Drood znika i ślad po nim ginie...

Na początku 1870 roku Charles Dickens, ceniony przez krytykę i uwielbiany przez czytelników spełniony pisarz, decyduje się podjąć wyzwanie i... napisać kryminał. Powieść ukazuje się w odcinkach, lecz na zawsze pozostaje bez zakończenia...

Tajemnica Edwina Drooda okazała się być jeszcze bardziej tajemnicza niż zamierzył to Dickens. Pisarz zmarł, zanim dokończył powieść, a na przestrzeni lat pojawiło się wiele spekulacji dotyczących jej związków ze śmiercią autora. Książka doczekała się wielu interpretacji, alternatywnych zakończeń, spiskowych teorii i zaskakujących finałów.

W tym wydaniu książki zamieszczone zostały trzy wersje możliwego zakończenia powieści i rozwiązania tajemnicy Edwina Drooda. Autorem jednej z nich jest G. K. Chesterton, słynny autor opowiadań kryminalnych i wybitny znawca twórczości Dickensa.

Spis treści

I. Świt

II. Dziekan, a także kapituła katedry

III. Dom Zakonnic

IV. Pan Sapsea

V. Pan Durdles i jego nowy przyjaciel

VI. Filantropia w Zaułku Kanonika Mniejszego

VII. Trochę zwierzeń

VIII. Ostre starcie

IX. Ptaszki w krzakach

X. Łagodzenie sytuacji

XI. Obraz i pierścień

XII. Noc z Durdlesem

XIII. Ich najlepsze intencje

XIV. Kiedy ci trzej znowu się spotkają?

XV. Oskarżony

XVI. Oddany

XVII. Filantropia, zawodowo i po amatorsku

XVIII. Nowy mieszkaniec Cloisterham

XIX. Cień na tarczy zegara słonecznego

XX. Pośpieszna ucieczka

XXI. Rozpoznanie

XXII. Zaczynają się przykrości

XXIII. Znowu świt

Uzupełnienie

Notatki Dickensa i plany odcinków powieści

Dodatek A

Uwagi do Tajemnicy Edwina Drooda (według Charlesa Wiliamsa)

Dodatek B

Uwagi na temat powieści (Hipotezy według Sidneya Castela Robertsa)

Dodatek C

G. K. Chesterton dopisuje zakończenie

Charles Dickens

Fragment

ROZDZIAŁ I

ŚWIT

Stare angielskie miasto z katedrą? Skąd się tu wzięło stare miasto z katedrą?

Dobrze znany masywny, szary czworobok wieży starej katedry? Jak się tu znalazł? Skądkolwiek by się spojrzało nie ma przecież na niej tego zardzewiałego, żelaznego, sterczącego w niebo ostrza. Co to za ostrze i kto miałby je tam umieścić? Może zatknięto je tam na rozkaz sułtana, aby wbijać na nie hordy tureckich rabusiów, jednego po drugim? I tak oto sułtan, przy dźwiękach czyneli, zmierza w długim pochodzie do swego pałacu. Dziesięć tysięcy lśniących w słońcu bułatów i po trzykroć dziesięć tysięcy tancerek ścielących kwiaty, za nimi niezliczone słonie w mieniących się barwami czaprakach i mrowie służby. A w tle wciąż wznosi się wieża katedry, tam gdzie jej być nie powinno, a na jej złowieszczym ostrzu nie wije się żadna ofi ara. Chwileczkę! Czyżby to ostrze miało być czymś tak mizernym jak zardzewiały szpic słupka starego, rozpadającego się zdeformowanego łóżka? Rozważaniu tej możliwości należy poświęcić pewien nieokreślony czas sennego rozbawienia.

Drżący od stóp do głów mężczyzna, którego rozkojarzona świadomość wytworzyła tak fantastyczny obraz, unosi się, wspiera na rękach rozdygotane ciało i rozgląda dokoła. Znajduje się w małym i nad wyraz nędznym pokoju. Przez postrzępione zasłony wpada z obskurnego podwórka światło wczesnego poranka. Mężczyzna leży w ubraniu w poprzek dużego, całkiem nie pasującego do otoczenia łoża, które zdążyło się już załamać pod znajdującym się na nim ciężarem. Leżą bowiem na nim - też w poprzek i również ubrani - Chińczyk, hinduski marynarz i wynędzniała kobieta. Obaj mężczyźni śpią lub ogarnęło ich zamroczenie, kobieta natomiast dmucha w coś na kształt fajki, usiłując ją rozpalić. Dmuchając, osłania ją wychudłą dłonią, w mdłym świetle poranka mężczyzna posługuje się rozniecanym żarem jako słabo świecącą lampką.

- Jeszcze jedną? - Pyta kobieta zniecierpliwionym, ochrypłym szeptem.

- Chcesz jeszcze jedną?

Mężczyzna rozgląda się z dłonią przyciśniętą do czoła. - Od chwili, gdy przywlokłeś się tu o północy, wypaliłeś już pięć - ciągnie kobieta, biadoląc bez przerwy. - O, ja nieszczęsna, ja nieszczęsna, jakże mnie boli głowa! Tamtych dwóch przywlokło się po tobie. O, ja nieszczęsna, interes idzie marnie, och, jak marnie! W dokach mało Chińczyków, jeszcze mniej hinduskich marynarzy. Powiadają, że żadne statki nie zawijają do portu. O tu, jeszcze jedna dla ciebie, miły. Pamiętasz, duszyczko, że cena rynkowa jest teraz piekielnie wysoka? Więcej niż trzy szylingi sześć pensów za naparstek! Pamiętasz też, że nikt inny, poza mną (i tym Jackiem Chińczykiem po drugiej stronie podwórka, chociaż on tego nie robi tak dobrze jak ja) nie zna prawdziwej tajemnicy przyrządzania tego? Zapłacisz ile trzeba, złotko, prawda? - Mówiąc, stale dmuchała w fajkę, czasem z bulgotem zaciągając się dymem. - Ojej, ojej, jakie te moje płuca słabe! Jakie marne! No, już prawie gotowa, złotko. O, ja nieszczęsna, ja nieszczęsna, ręka mi się trzęsie, jakby chciała zaraz odpaść! Jak się tu przywlokłeś, mówię sobie: ,,Rozpalę mu jeszcze jedną. Zna cenę opium i odpowiednio sypnie groszem". O, moja biedna głowa! A te moje fajki robię ze starych tanich kałamarzy, widzisz, złotko? Tak, jak ta tutaj. Potem tak oto wciskam cybuch, nabieram małą rogową łyżeczką mieszankę z naparstka i napycham nią fajkę, złotko. O, moje biedne nerwy! Zanim się do tego wzięłam, przez szesnaście lat zalewałam się do nieprzytomności... ale szkoda gadać, to tutaj nic mi nie szkodzi. I zabija głód, tak samo jak głupotę zabija, złotko. - Podaje mu prawie wypaloną fajkę i opada ponownie, przyciskając twarz do łóżka. Mężczyzna wstaje niepewnie, wtyka fajkę w palenisko kominka, odciąga postrzępione zasłony i spogląda ze wstrętem na trójkę leżącą na łóżku. Dostrzega, że palenie opium jakoś dziwnie upodobniło kobietę do Chińczyka. Kształt jego policzków, oczu, skroni, a także ich barwa powtarzają się w jej warzy. Tymczasem Chińczyk konwulsyjnie zmaga się z którymś ze swych wielu wrogów, albo może diabłów, charcząc przy tym straszliwie. Marynarz chichocze, śliniąc się. Gospodyni leży spokojnie.

- Jakie o n a ma wizje? - zastanawia się rozbudzony mężczyzna, odwracając ku sobie jej twarz i patrząc na nią z góry. - Wizje tanich jatek, barów, wysokich pożyczek? Może widzi napływ obrzydliwych klientów i to, że to przerażające łoże stoi prosto? A może czysto wysprzątane podwórko? I do jakich jeszcze wizji mogłaby się wznieść po każdej kolejnej dawce opium?

- Nadstawia ucha, wsłuchując się w jej mamrotanie. - To niezrozumiałe!

I gdy tak obserwuje spazmatyczne skurcze, wstrząsające jej członkami i przebiegające po twarzy niczym nieregularne błyskawice przeszywające

ciemne niebo, udzielają mu się one jak jakaś zaraza - do tego stopnia, że musi się odsunąć w kierunku koślawego fotela przy kominku, przygotowanego być może na tego rodzaju okoliczności, po czym siada w nim nieruchomiejąc i czekając, aż uda mu się przezwyciężyć niezdrową pokusę naśladownictwa.

Wreszcie wraca do łóżka, rzuca się na Chińczyka, chwyta go obiema rękami za gardło i gwałtownie potrząsa. Chińczyk odpycha ręce, broni się, rzęzi, walczy.

- Co mówisz? - Przerywa, uważnie słuchając. - To niezrozumiałe!

Powoli rozluźnia uścisk, marszcząc z napięciem brwi i wsłuchując się w bezsensowny bełkot, a potem odwraca się do marynarza i po prostu ściąga go z łóżka na podłogę. Padając, marynarz unosi się, wpatruje się w niego, dziko wymachuje rękoma, jakby chciał wyciągnąć wyimaginowany nóż. Wtedy okazuje się, że kobieta odebrała mu go dla bezpieczeństwa. Ona też podnosi się nagle, zaczyna go powstrzymywać i uspokajać. Kiedy oboje sennie opadają

obok siebie, widać, że nóż znajduje się w jej, a nie w jego ubraniu.

Sporo jest przy tym szamotania i bełkotu, ale nic z tego nie da się zrozumieć.

Jeśli nawet można w tym pokoju usłyszeć słowa brzmiące nieco wyraźniej, to również są one bezładne i pozbawione sensu. A zatem mężczyzna

znowu określa je jako niezrozumiałe, kiwając z powątpiewaniem głową i krzywiąc się ponuro. Potem kładzie na stole srebrną monetę, chwyta kapelusz, zbiega po rozklekotanych schodach, pozdrawia dozorcę leżącego na łóżku w czarnej, zaszczurzonej norze pod schodami, i wychodzi.

* * *

Tego samego dnia po południu masywny, szary czworobok wieży starej

katedry wznosi się przed oczami steranego drogą wędrowca. Dzwony wzywają na codzienne nieszpory, a on - sądząc z pośpiechu, z jakim otwiera drzwi katedry - zapewne pragnie wziąć w nich udział. Chórzyści szybko narzucają na siebie przybrudzone, białe szaty, a kiedy mężczyzna dołącza do nich, zakłada podobną i idzie z nimi na nabożeństwo. Wówczas zakrystian zamyka żelazne okratowane wrota, dzielące sanktuarium od prezbiterium, a chór, pochylając głowy, zajmuje swoje miejsca. I wtedy rozlegają się słowa: A jeśli bezbożny... unosząc się pod załamania łuków i belek stropu, przetaczając się wśród nich

niczym pomruk grzmotu.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024