Szajba na peronie 5
autor: | Marta Obuch |
wydawnictwo: | Replika |
wydanie: | Zakrzewo |
data: | 4 listopada 2014 |
forma: | e-book (epub, mobipocket) |
liczba stron: | 268 |
ISBN: | 978-83-7674327-1 |
Inne formy i wydania
książka, okładka miękka ze skrzydełkami | 2014.11.04 |
e-book (epub, mobipocket) | 2014.11.04 |
Najnowsza komedia kryminalna Marty Obuch!
Zosia jest rozczarowana swoim nieciekawym życiem. Czuje się stara, gruba i samotna, wręcz oddałaby wszystko, żeby mieć znowu dwadzieścia lat. Marzenia spełniają się, kiedy wypija butelkę wina z roku 1929 i wraz ze swoimi znajomymi przenosi się w czasie do przedwojennych Katowic. Szanowana pani doktor literatury to teraz Czarna Zośka, szefowa bandy rzezimieszków, która okrada majętnych Niemców. Jej zadaniem jest uwodzenie i typowanie mężczyzn. A ponieważ do niemieckich willi trzeba się włamywać, jej siostra, Danka, musi się nauczyć wielu zaskakujących rzeczy, jak choćby chodzenia po gzymsie czy odczyniania czarów za pomocą telefonu komórkowego. Problem pojawia się, kiedy niejaki Mirek Mędrzycki, który również jest złodziejem, rzuca Czarnej Zośce wyzwanie.
Gra toczy się o dużą stawkę, bo Zosia jednocześnie próbuje rozwikłać tajemnicę rodziną. Dotyczy ona pierwszego burmistrza Katowic, Louisa Diebla, który ograbił kasę miejską i uciekł z pieniędzmi za ocean. A może nie zabrał ze sobą wszystkiego? Zapraszamy na fascynującą wyprawę do podziemnych korytarzy i tuneli, które do dziś ciągną się pod miastem i skrywają niejedną zagadkę.
Czy kobiecie może coś bardziej zorać czaszkę niż facetw podkolanówkach? Zosia Haba stwierdziła, że tak.
Facet w podkolanówkach i z zawieszonym na szyi tamburynem.
Patrząc na swojego asystenta, który wszedł właśnie dziarskim krokiem do gabinetu, ciągnąc na smyczy mikroskopijnego yorka, Zosia zrozumiała, że jej poczucie estetyki zostało niniejszym zdruzgotane.
Mirek Mędrzycki. Obiektywnie irytujący brzydal o nosie podobnym do rozklekotanej klamki, subiektywnie jednak mężczyzna o dużym uroku osobistym, który działał nie tylko na wiekowe panie profesorki i szczebel średni, ale także na portierki, o morzu entuzjastycznych studentek nie wspominając.
Zosia, która od października znosiła mniej lub bardziej niedyskretne pytania na temat jego życia uczuciowego,
uśmiechnęła się w duchu z satysfakcją. Teraz powinny go zobaczyć te jego fanki. A może wyciągnąć komórkę i strzelić Mądrzyckiemu fotkę?
Mirek jak rzadko kiedy zasługiwał dziś na pyszny portrecik. Wypisz, wymaluj, wyglądał jak przewodnik duszpasterstwa akademickiego, który w dwa dni zaliczył pieszo nie tylko Piekary, ale również Gidle i Częstochowę, przy czym z każdą miejscowością zastęp niewinnych dziewic topniał. Plecaczek, bojówki i trapery plus rozanielony uśmiech pośród brody a la Jezus po czterdziestu dniach na pustyni - wszystko było w nim nieświeże i smętnie oklapłe. Twarz miał zmęczoną i czerwoną niczym burak, a włosy, które zwykle nosił związane w kitkę, powiewały trzęsącymi się nitkami w powstałym przeciągu. Obcisłą koszulkę Mirka - niestety zbudowany był niezgorzej - zraszał pot, a aromat tego męskiego ciała wypełniał cały gabinet.
Zapachniało czosnkiem i smażoną nad ogniskiem kiełbasą.
Kichnęła.
- Sto lat z jednym... - zaczął, ale widocznie przypomniał sobie, że Zosia jest świeżo po rozwodzie, wiec urwał. - Zdążyłem? - spytał z nadzieją i pośród pobrzękiwań tamburyna już stał przy biurku, które sprawiało wrażenie, jakby
zaraz miało runąć pod naporem jego wielkich owłosionych łap. York podreptał tuż za swym panem, a prezentował się
jeszcze bardziej żałośnie. Na powitanie szczeknął i dopadł jej nóg. - Przybiegłem prosto z dworca. Goliat, piesku, poliż panią w moim imieniu...
- Drzwi - rzuciła chłodno w odpowiedzi i nie uciekła wzrokiem, mimo że Mirek patrzył na nią uparcie i nie przestawał dyszeć.
- Jak ja się za tobą stęskniłem - wymruczał obłudnie, a Zosia pomyślała, że majowy weekend, który ten typek
spędził w Bieszczadach jako opiekun roku, należał do wyjątkowo udanych.
W końcu miała gabinet tylko dla siebie. I w końcu jej miejsce pracy nie śmierdziało psem. Rybki, proszę bardzo,
nawet zaskrońce i świerszcze, czemu nie. Ale kupka sierści dygocząca ze strachu przy najlżejszym szeleście papieru?
Goliat jakby czytał jej w myślach. Pisnął i usiadł we właściwej odległości.
Niestety jego pan nie zamierzał brać z czworonoga przykładu.
- Mędrzycki, usuń swoje włochate rączki z mojego biurka i zamknij drzwi - powtórzyła więc beznamiętnie, po
czym wróciła do pracy. A przynajmniej: starała się wrócić.
Prześladowca jednak nie odpuszczał.
- Poważnie, stęskniłem się. Świat się przeobraża, wiesz?
Tonie w wiośnie, kobiety pięknieją, a ty... Tak cudownie niezmienna.
Zosia przez chwilę kontemplowała tę podłą uwagę, a pośród ciszy słychać było leciutkie poskrzypywania parkietu,
który uginał się pod nowym ciężarem. Za ścianą zabrzmiały brawa - profesor najwyraźniej skończył swój ostatni wykład.
Czy to się właśnie tak odbywa?
Cały świat widzi, jaka jest brzydka, tłusta i nieciekawa.
Tylko że z nieba zamiast gromów sypią się entuzjastyczne oklaski. Nikt nie karze sprawcy, gołębie nadal przyozdabiają parapet wonnymi maziajami, a na Jagiellońskiej trąbią auta.
- Bardzo dziękuję za komplement - przemówiła wreszcie.
- Musiał cię kosztować sporo wysiłku. Intelektualnego - rzuciła zjadliwie, uśmiechając się przy tym olśniewająco,
jakby już zdążyła przełknąć usłyszaną złośliwość, co nie było prawdą. Bolało nadal. Doskonale wiedziała, że nie
jest piękna, nie musiał jej tego uświadamiać, podlec jeden. Zwłaszcza dzisiaj. Wiosna. I w czym ona ma niby tę wiosnę przywitać? W pokrowcu na auto? Po zimie wszystko było na nią za ciasne. - Aaa, widzisz, zapomniałabym... Z powodu twojej nieobecności odwołano konkurs - poinformowała niby służbowo.
- Konkurs? Jaki konkurs? - Mirek zastrzygł uszami.
- Na największego kretyna wydziału.
Podlec na chwilę się zawiesił, ale zaraz potem wybuchł odrażająco szczerym śmiechem, a Goliat zaczął mu wtórować
tak bezczelnie, że Zosia postanowiła, że nie podzieli się już z wypierdkiem żadną, nawet najbardziej wymemłaną kanapką.
- Widzę, że nie marnowałaś czasu i czekając na mnie, układałaś... CIĘTE riposty - zaakcentował, po czym beztrosko
poprawił plecaczek. Najwyraźniej nie dotarło do niego, że ktoś tu uraził kobiecą dumę. I że za to zapłaci.
Oj, zapłaci... Żarciki zawodowe, nie ma sprawy, ale docinki osobiste?! To było poniżej pasa. - No, dobrze, pani doktor.
O której pożegnanie profesora?
Zosia zerknęła niespiesznie na wiszący ponad biurkiem zegar.
- Punkt osiemnasta. Masz raptem czterdzieści minut, żeby coś ze sobą zrobić. Dwudziestolecie międzywojenne, jak zapewne pamiętasz? Muszka, cylinder, te sprawy. Tamburyn i podkolanówki raczej odpadają. Chyba że życzysz
sobie być gwoździem programu. Nadmienię, że rektor zaprosił prasę. Już widzę te tytuły... ,,Nonszalancki Mirek M.
pożegnał profesora odziany w przykrótkie gacie". ,,Schetany asystent wydziału literatury współczesnej popełnia faux
pas".
- Schetany? Dobra, nie wyrażaj się, pojąłem. Ale cylinder? Skąd ja ci wezmę cylinder? - Mirek opadł oszołomiony
na najbliższe krzesło, a Zosia aż zarechotała w środku z uciechy.
Najwyraźniej zapomniał, że dzisiejsza impreza została starannie zaplanowana. Jedną z atrakcji miał być bal kostiumowy, o czym dowiedzieli się z intrygującego w treści zaproszenia: ,,Podczas całej uroczystości obowiązuje strój retro".
Retro!
Całe szczęście, że profesor pasjonował się właśnie dwudziestoleciem, a nie na przykład barokiem. Żadnych bezowych sukienek, żadnego fashion-lukru i wściekłego podkreślania nieistniejącej talii. Chociaż Zosia była przeciwna przemocy, cieszyła się, że na ówczesną modę miała wpływ wojna. Kapelusze w kształcie hełmów albo misek
do prania, zdecydowane cięcia formy, a nie jakieś głupie hołdy na cześć Wenus z Milo, która cieszyła się (wyłączając
rączki) nienaganną figurą. We włosach wystarczy przecież tylko jakieś szalone piórko, szyję poddusi się perłami
z Rossmanna i jest szał ciał. Szkoda tylko, że takie trendy nie obowiązują dzisiaj.
- O strojach przypominam przez zwykłą zawodową solidarność - wyjaśniła, żeby nie było wątpliwości. - Jeśli
zbłaźnisz się publicznie, wszyscy będą na nas wieszać... psy. - Posłała yorkowi niezbyt przychylne spojrzenie, ale ten
nic sobie z tego nie zrobił. Machając ogonem, znowu usiadł przy biurku i najwyraźniej oczekiwał odwzajemnienia sympatii. Niestety, odruchowo podrapała go za uchem. - Więc jeśli nie masz planu B i nie chowasz w szafie stroju Szpicbródki, proponuję odpuścić - dokończyła. - I iść do domu.
Mirek zasępił się, lecz nie zdążył wymyślić odpowiedzi, bo w otwartych drzwiach stanęła kobieta.
Zosia w ułamku sekundy zdążyła ocenić, że ma do czynienia z kimś o niespotykanej urodzie i klasie. Aż sobie cichutko westchnęła z zazdrości. Gdyby ona tak wyglądała... Figura idealna. Ubiór również. Estetyka całości hulała aż
miło, ordynarność biła kobiecie jedynie z lica, które miało w sobie coś, no, coś wrednego po prostu. Było niby ładne,
symetria brwi wprost proporcjonalna do kwadratu szczęki, ale babka miała w oczach cały dział z mrożonkami.
Zimno, pusto i tylko lody Bambino.
Za to ubrać potrafiła się tak, że kapcie spadały, dopracowany był na niej każdy szczegół. Biodra blondynki eksponowała przylegająca spódnica, nogi zdobiły szałowe szpilki, które wystawę CCC widziały jedynie od frontu, i to
w przelocie. Do tego subtelna biżuteria i doskonały makijaż.
Niektóre kobiety tak po prostu mają.
Lśnią.
Inne stapiają się z kaloryferem i podłogą, a na ich tle toczy się barwne życie tych pierwszych.
Normalna, parszywie niesprawiedliwa rzeczywistość.
- Dzień dobry - rzuciła zimno blondyna, patrząc przy tym wyłącznie na Mirka.
Ale dlaczego w jej spojrzeniu Zosia zarejestrowała odrazę? Czyżby się znali? Chyba tak, bo Mirek nagle skurczył się i spokorniał jak gdyby był kumplem swojego psa, a kiedy wzrok kobiety zaczął się z pogardą prześlizgiwać po elementach jego stroju (tamburyn rządzi!), wykrztusił:
- E... E... Edyta... Ty tutaj? Nie mogłaś zadzwonić?
- Tak. Ja tutaj. A gdzie twoim zdaniem powinnam być? Może pod mostem? Z karteczką: ,,Proszę o wsparcie"?
- Ooo. - Zaśmiał się niemrawo, po chwili jednak zaczął wracać do żywych. - To ci raczej nie grozi.
- Nie próbuj być ironiczny, czekam już drugi miesiąc!
I dzwoniłam, sto razy. Tylko że ty nie odbierasz.
- Bo byłem w górach, zasięg zdychał.
- Daruj sobie te bajeczki. Kiedy dostanę przelew?
- A kto mnie namówił na ten piep... na kredyt? Czy możemy jednak porozmawiać gdzie indziej? - zaproponował nagle, widząc, że Zosia przysłuchuje się tej wymianie zdań z nieskrywanym zainteresowaniem. - Czemu zawsze musisz urządzać sceny?
- Nie zamierzam nic urządzać. To znaczy, nie zamierzam rozmawiać. - Dla podkreślenia tych słów blondyna zaczęła wymachiwać elegancką skórzaną torbą, do której spokojne zmieściłby się nie tylko komputer, ale i drukarka, i Zosi przeszła właśnie chęć, żeby nabyć takie monstrum, choć duże torby były w modzie. - Przyszłam ci tylko oznajmić, że jeśli pieniądze nie wpłyną na konto do końca tygodnia, zakładam sprawę. Pani jest świadkiem - spojrzała na Zosię.
- Słuchaj, nie skąpię i nigdy nie skąpiłem na własne dziecko. Ale jestem spłukany, musiałem spłacić zaległe raty i odsetki. Za twój samochód, który kupiłaś na moje nazwisko! - Wzburzony Mirek przestał już zważać, że o intymnych
sprawach mówi w towarzystwie szefowej. - Przez ciebie mam na pensji komornika. A przecież kto jak kto, ale ty doskonale wiesz, że pracownik naukowy nie zarabia tyle co... reprezentant Polski w siatkówce mężczyzn. Z głodu
nie umieracie.
- Odczep się od kadry narodowej, dobrze ci radzę. - Blondynka pogroziła Mędrzyckiemu swoim zadbanym palcem. - Jesteś ojcem czy nie? Masz przelać alimenty i koniec. I kropka. Taki jest wyrok sądu - dodała na zakończenie, chlasnęła powietrze blond grzywą i już jej nie było. Mirek znowu opadł na krzesło, a potem umęczony zwrócił się do Goliata, jakby tylko on mógł go zrozumieć:
- Edyta, stary, wciąż ta sama Edyta. I kto tu powinien nosić kaganiec?...
Na sąsiedniej półce
-
[ książka, e-book ]Ja tu tylko zabijamMarta Obuch
-
[ książka ]Metoda na wnuczkęMarta Obuch
-
[ książka, e-book ]Mąż przez zasiedzenieMarta Obuch
-
[ książka, e-book ]Wiedźma duszona w winieMarta Obuch
-
[ książka, e-book ]Łopatą do sercaMarta Obuch
-
[ książka, e-book ]Miłość, szkielet i spaghettiMarta Obuch
-
[ książka, e-book ]Francuski piesekMarta Obuch
-
[ książka, e-book ]Dama ciężkich obyczajówMarta Obuch
-
[ książka, e-book ]Do trzech chłopów sztukaMarta Obuch
-
[ e-book ]Precz z brunetamiMarta Obuch
-
[ książka ]Przecz z brunetamiMarta Obuch
-
[ książka ]Cienie dawnych grzechówMichał Śmielak, Mieczysław Gorzka
LINKI SPONSOROWANE