REKLAMA

Przypadkowe spotkanie

autor: Agnieszka Rusin
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 3 listopada 2015
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 288
ISBN: 978-83-7674483-4

Czasem nawet przypadkowe spotkanie może sprawić, że dotychczasowe życie zupełnie się zmieni...

Chwilami zabawna i przejmująca historia czterdziestoletniej Kaliny - przykładnej matki, żony i gospodyni domowej, która całkowicie poświęciła się rodzinie, zapominając o własnych potrzebach i pragnieniach. Przed laty w tragicznym wypadku straciła córeczkę i rodziców, a żal po tym wydarzeniu nadal mieszka w jej sercu. Brak wsparcia i zrozumienia ze strony męża Witolda dodatkowo potęguje ten ból.

Przypadkowe spotkanie to powieść o potrzebie akceptacji, zrozumienia i miłości, o niełatwych relacjach matki z córką oraz o tym, że miłość rządzi się własnymi prawami i czasem pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie. To ujmująca historia kobiety, która po latach postanawia zawalczyć o siebie. Jaki będzie rezultat tej walki? Czy Kalina znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły, by wytrwać do szczęśliwego zakończenia?

Fragment

Słońce nieznośnie kłuło twarze przechodniów swymi ostrymi promieniami. Parking znajdujący się tuż przy markecie przeładowany był plejadą buchających żarem aut. Środa była kolejnym upalnym, czerwcowym dniem, kiedy to większość ludzi szukała choćby najmniejszego zakątka cienia i ochłody. Ścisk samochodów powodował, że kolejni właściciele swych aut nerwowo objeżdżali parking w poszukiwaniu kawałka wolnego miejsca. Również Kalina, siedząc w swoim peugeocie z długą listą zakupów w ręce, rozglądała się uważnie dokoła, klnąc przy tym jak szewc.

- Jasna cholera! Czy wszyscy mają dziś wolne? Oszaleć można... Oczywiście jest miejsce, ale tylko dla inwalidów - westchnęła ciężko, po czym ostatecznie zrezygnowana, bez widoku na lepszą perspektywę, wjechała na miejsce dla niej zakazane, z charakterystycznym znakiem wózka, robiąc przy tym minę niewiniątka. - Trudno... Najwyżej zapłacę... - stwierdziła, wzruszając obojętnie ramionami. Pospiesznie wykaraskała się z auta.

Stała jeszcze przez chwilę, nieufnie rozglądając się dokoła. W końcu z duszą na ramieniu ruszyła w stronę marketu. Poszukała w portfelu złotówki, chwyciła za wózek i zdecydowanym krokiem weszła do sklepu. Z ulgą poczuła, jak rozkosznie chłodne, klimatyzowane powietrze otula jej zmęczone upałem ciało. Liczba produktów, które miała kupić, była imponująca, i jak zawsze to jej przypadła wątpliwa przyjemność przemierzania dziesiątek półek w poszukiwaniu okazji cenowych i uzupełniania braków w lodówce. Zagoniona i nieco zaniedbana, i tak wyglądała ładnie i kobieco. Jej rozpuszczone, półdługie blond włosy idealnie współgrały z wielkimi, zielonymi oczami oraz delikatnie zarysowanymi brwiami. Ubrana w jasnoszare dresowe spodnie i biały T-shirt nie wyglądała jak czterdziestoletnia kobieta, lecz jak nastolatka. Kalina z niepewnością w oczach rozglądała się dokoła, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć.

- Ser, mleko, warzywa, proszek do prania... Zwariować można... - szeptała do siebie, kiwając nerwowo głową. Jej mąż Witold nigdy nie miał czasu na takie babskie - jak to nazywał - zajęcia, a ich dorastająca córka pochłonięta była nauką i intensywnie rozkwitającym życiem towarzyskim. Zatem chcąc zjeść coś w miarę zdrowego, Kalina musiała wziąć sprawy w swoje ręce, inaczej byłaby skazana na codzienne jedzenie pizzy, ku uciesze córki.

Setki zagonionych ludzi pospiesznie przemierzały market, Kalina zdecydowała, że zacznie od działu z warzywami. Wieczorem miała zaserwować kolację dla niespodziewanych gości, których Witold zaprosił jak zawsze w ostatniej chwili. Nigdy szczególnie nie przejmował się tym, czy Kalina znajdzie czas na jego towarzyskie pomysły, uznając, że skoro żona nie pracuje, to powinna poświęcić się rodzinie i innym domowym obowiązkom oraz zwierzętom, dokładnie mówiąc: dwóm psom, Teriemu i Skotowi.

- Gdzie są te limonki i papryka? - Kalina niecierpliwie mamrotała pod nosem, zmęczona porannym sprzątaniem całego domu i przytłaczającym ją zewsząd tłumem ludzi. Zupełnie niespodziewanie nadeszła odsiecz.

- Na lewo, musi pani spojrzeć tam, na lewo... - zabrzmiał męski, łagodnie brzmiący głos, którego właściciel właśnie przeszukiwał skrzynię z pietruszkami, szukając ładniejszych i zdrowszych okazów. Kalina spojrzała w jego stronę z nieskrywaną wdzięcznością.

- Ach, faktycznie... są tam, dziękuję panu za pomoc. - Uśmiechnęła się, zerkając na lekko zarośniętą twarz rosłego bruneta o wspaniałej oliwkowej karnacji. Jego ciemne, uważne oczy uśmiechały się do niej łagodnie na tle burzy czarnych, gęstych włosów. Lekko orli nos nadawał mu powagi i charakteru. Za to delikatny i obco brzmiący akcent wskazywał na to, że nieznajomy jest obcokrajowcem.

- Nie ma sprawy - odparł, uśmiechając się. - Muszę panią ostrzec, że przeważnie panuje tu ogólny bałagan, niestety w tym markecie nie mają porządku i trzeba się porządnie naszukać, by znaleźć ładną i dorodną pietruchę czy paprykę - żartował, łagodnym ruchem ręki odgarniając rozmierzwione włosy za ucho. Kalina próbowała ukryć swoje rozbawienie.

- Racja. Wie pan, najgorszy jest parking, nie ma gdzie igły wsadzić, a co dopiero zaparkować... - podjęła zgrabnie temat, a następnie włożyła do swojego wózka papryki, limonki i sałatę. Ostatecznie postanowiła pójść na łatwiznę, kupić kurczaka i zwyczajnie upiec go w piekarniku, nic innego nie przyszło jej do głowy, do tego sałatka i jakieś ciasto. Mężczyzna szedł tuż przed nią i, co chwilę oglądając się za siebie, sięgnął w końcu do pojemnika z suszonymi morelami.

- Dziś jest wyjątkowy tłok - zaczął po chwili. - Zrobili przeceny, promocje na nabiał i artykuły chemiczne, może to dlatego... - Mrugnął do niej zabawnie. Kalina uśmiechnęła się. Po cichu podziwiała, jak jej rozmówca świetnie radzi sobie z zakupami i najwidoczniej wie, czego szuka.

- Jak na mężczyznę jest pan świetnie zorientowany w nowinkach zakupowych - wtrąciła zaskoczonym i jednocześnie pełnym uznania tonem. Nieznajomy zmarszczył czoło.

- A co w tym dziwnego?

- Dla mnie to zaskakujące, mój mąż... on nawet nie wie gdzie, jest market. A co dopiero by było, gdyby miał tu zrobić jakieś zakupy. - Machnęła ręką z rezygnacją

- Rozumiem, cóż, bywa i tak... - odparł, wzdychając. - Jak sądzę, nie musi tego robić sam, skoro robi to pani - stwierdził po chwili, a Kalina uśmiechnęła się tylko i, spuszczając głowę, wbiła wzrok w podłogę. Poczuła nagły przypływ zmęczenia faktem, że zawsze wszystko spoczywa na jej delikatnych, kobiecych barkach. Dlaczego wcześniej nie spotkałam takiego mężczyzny?, dumała, skręcając wózkiem lekko w prawo.

Mężczyzna uśmiechnął się do niej, kiwnął lekko głową i po chwili zniknął w dziale z pieczywem, a ona, dokładając do sklepowego wózka koszyczek pieczarek, ruszyła w stronę smętnej kolejki po kurczaka. Stała tak, z bezmyślnie wyglądającą miną, i spoglądała nieśmiało w stronę, gdzie zniknął nieznajomy.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024