REKLAMA

Pensjonat nad Dunajcem

autor: Beata Agopsowicz
wydawnictwo: Replika
wydanie: Poznań
data: 22 października 2024
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-6813548-0

Czy wspólna pasja młodych wystarczy, by połączyć zwaśnione rody?

Jest rok 1932. Właśnie rusza budowa kurortu ,,Szafir" nad malowniczym Dunajcem. Wanda, córka właściciela, jest bardzo zakochana w pensjonacie i postanawia skończyć szkołę hotelarską w Krakowie, żeby któregoś dnia móc nim kierować. Na drodze do realizacji marzeń staje jednak jej narzeczony, Wacław, który uważa, że miejsce kobiety jest przy mężu i dzieciach. Wanda zrywa zaręczyny. Wkrótce poznaje Edwarda, który jest bardziej liberalny.

W 2011 roku wnuczka Wandy, Alina, ucieka do Krościenka przed agresywnym byłym partnerem. Jest zakochana w Krościenku zupełnie jak jej babka. Idzie w jej ślady i planuje przejąć prowadzenie pensjonatu, ma jednak konkurencję. Michał, wnuk Wacława, który pracuje w ,,Szafirze" razem ze swoim ojcem, również marzy o kierowaniu pensjonatem.

Czy listy miłosne Wandy i Wacława znalezione w mieszkaniu babci pomogą młodym rozwiązać patową sytuację? Czy uda im się zrealizować ich wspólne marzenie razem pomimo dzielących ich różnic?

Fragment

Krościenko nad Dunajcem, marzec 1932

To było jej miejsce na ziemi. Choć z rodzicami sporo po­dróżowała po wielu wspaniałych kurortach, to właśnie tu czuła się u siebie. Kochała położone w dolinie Dunajca i Krośnicy maleńkie miasteczko. Tutaj mogła zachwycać się szczytami Pienin, Gorców i Beskidu Sądeckiego oka­lającymi miejscowość.

Nabrała głębszego oddechu. Poczuła świeże, górskie powietrze. Nigdzie nie było podobnego, tylko tu, w Kro­ścienku. Od zawsze sądziła, że to miejsce ma lecznicze właściwości nie tylko dla ciała, ale i dla ducha. Wanda z niecierpliwością oczekiwała, aż władze państwowe to oficjalnie potwierdzą i uznają Krościenko za miejscowość uzdrowiskową. Póki co Krościenko traciło prawa miejskie i miało stać się wsią ze względu na zmniejszającą się liczbę mieszkańców.

Dziewczyna wiedziała o tym wszystkim i nie podobało jej się to, bo kochała Krościenko. Uważała, że to głęboko niesprawiedliwe. Miała tylko nadzieję, że już niedługo państwo uzna atrakcyjność miejscowości. Zresztą let­ników z roku na rok przybywało, dlatego też jej rodzice rozpoczęli budowę pensjonatu. Środki na tę inwestycję pozyskali ze sprzedaży państwu części majątku leśnego na Pieniński Park Narodowy, który powstał w tym roku. Wszystko to sprawiało, że będzie więcej odwiedzających i miejsca noclegowe się przydadzą.

Wanda właśnie zmierzała w kierunku budowy. Chciała zobaczyć, jak postępują prace. Tak naprawdę rozpoczęły się na jesień. Niewiele jeszcze zostało zrobione. Zima była czasem przestoju, ale wczoraj ojciec cały wieczór opowia­dał o pracach, które rozpoczęły się dwa tygodnie temu. I Wandzia z samego rana, nie bacząc na pokrzykiwania matki, wybiegła z domu, by pójść zobaczyć budowę.

Wczoraj wróciła z Krakowa na Wielkanoc, a przed nią jawiło się dziesięć dni odpoczynku od nauki w ukocha­nym Krościenku. Jej serce rozpierała radość. Nie chciała marnować czasu na wylegiwanie się w łóżku.

- Wandziu, Wandziu, zaczekaj! - usłyszała za sobą męski głos.

- Wacław? Ty tutaj? - Zatrzymała się i odwróciła.

- Tak, Wandziu. A ty tutaj? - dodał, zaśmiewając się.

Potem wziął ją w objęcia, podniósł do góry i zakrę­cił się kilka razy wokół własnej osi. Wandzia musiała przyznać, że było to przyjemne, a serce zabiło jej bardzo mocno. Nie widziała Wacława od wakacji. Zauważyła, że wyglądał jakoś inaczej. Zmężniał. W końcu był poważnym studentem Wydziału Architektury krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.

- Puszczaj mnie! Co ty wyprawiasz? Tak tutaj, na środ­ku ulicy?

- Dawno cię nie widziałem. To z radości! - powiedział ze śmiechem, stawiając ją na ziemi.

- Tak, z radości żebra mi połamiesz!

- Ależ ty wypiękniałaś!

Powiedział to w taki sposób, że Wandzia miała wrażenie, iż przez jej policzki przepływa fala gorąca. Patrzył na nią tak jakoś... Zupełnie nie jak przyjaciel z dzieciństwa... Poczuła się nieswojo i by zatuszować doznania, odwróciła wzrok i zapytała szybko:

- Gdzie idziesz tak z rana?

- Mógłbym cię zapytać o to samo. Ale nie muszę!

- A to dlaczego?

- Bo ja wiem, jaki jest cel twojej drogi.

- A jaki? - kontynuowała przekomarzanie się, które na szczęście przybrało formę ich dawnej relacji.

- Wasz pensjonat. Chcesz zobaczyć, czy budowa postępuje.

- Skąd wiesz? - Przejrzał ją na wylot.

- Oj Wandziu... - roześmiał się. - Znam cię przecież. Ja zresztą też tam idę. Czuję, jakby trochę to była moja willa.

- No tak, patrzyłeś na rysunki ojca.

- Nie tylko patrzyłem - odrzekł z dumą. - Tata pozwo­lił mi postawić kilka kresek. Oczywiście wszystko pod jego nadzorem.

- Podoba ci się ta architektura?

- Bardzo. Nie tylko dlatego, że wyrosłem na projektach taty, choć to zapewne miało wpływ. Zawsze chciałem być jak ojciec. Ale ja to po prostu lubię.

Zerknęła na niego. Rzeczywiście, twarz Wacława wy­rażała najwyższe zadowolenie. Trochę mu zazdrościła.

Czy i ona znajdzie coś takiego, co zajmie całą jej oso­bę? Nie chciała w przyszłości zajmować się tylko go­spodarstwem domowym. O nie! Marzyła jej się dalsza nauka. Miała przed sobą jeszcze dwa lata do zdania egzaminu dojrzałości i ukończenia Gimnazjum Sióstr Urszulanek przy ulicy Starowiślańskiej w Krakowie. A potem? Jeszcze nie wiedziała, ale czuła, że czeka ją coś niezwykłego.

- No i jesteśmy - powiedziała, bo rzeczywiście dotarli na ulicę Jagiellońską, gdzie trwała budowa nowoczesnego pensjonatu.

- Tak. W zasadzie to niewiele jest do oglądania. - Spoj­rzał na nią z uśmiechem.

- Niewiele - powtórzyła.

Wandzie zdawało się, że widzi wszędzie tylko błoto. A gdzie willa? Tata opowiadał wczoraj z takim przejęciem, iż myślała, że zobaczy przynajmniej pierwsze piętro bu­dynku. A tu?

- Rozczarowana? - Znów ją rozgryzł.

- Nieco tak, muszę przyznać.

- Nie martw się. Zobaczysz, jak teraz budowa ruszy! Musi się jeszcze tylko trochę podnieść temperatura, a wte­dy zobaczysz! Prace ruszą pełną parą. No - potarł jej policzek - uśmiechnij się.

Wanda zamiast uśmiechu kolejny raz poczuła na swojej twarzy rumieniec. Co się z nią dzieje? Dlaczego on tak na nią działa? Przecież to Wacław, przyjaciel z dzieciństwa, co prawda starszy o trzy lata, ale...

Jeszcze pamięta, jak razem wdrapywali się na drzewa, co oczywiście nie podobało się jej matce. Albo jak kiedyś gonili jej psa, który urwał się z łańcucha. Pół Krościenka przebiegli, po kałużach, opłotkami... Kiedy wrócili, jej sukienka była w opłakanym stanie, nie dało się doprać, trzeba było wyrzucić. A Piorun i tak zjawił się następnego dnia sam, głodny i zmęczony. To ten sam Wacław, z któ­rym dzielili się kamykami i muszelkami przywiezionymi znad morza czy cukierkami, które dostawali na urodziny. Siostra Wandy, Rozalia, była aż o pięć lat młodsza i nie­szczególnie pasowała do ich kompanii. A Wacław w ogóle nie miał rodzeństwa. Najbliżsi sąsiedzi, siłą rzeczy, bardzo się zaprzyjaźnili.

Tak było przynajmniej do czasu, aż Wacław wyjechał do Krakowa przed sześciu laty na naukę, najpierw do gimnazjum, a teraz szkoły wyższej. Potem ich drogi troszkę się rozeszły, ale w wakacje jeszcze spędzali dużo czasu razem.

Już ostatnie letnie miesiące przyniosły zmianę. Wacław częściowo spędził je na praktykach, potem Wanda wyje­chała z matką i Rozalią nad morze. Rzadko się widywali. A teraz? Zaszła poważna zmiana w ich relacji. Ciekawe, czy Wacław też ją wyczuł? Ile by dała, by poznać jego myśli!

- Słuchaj... - zaczął niepewnie.

- Tak? - Przełknęła głośno ślinę, bo wyczuwała jego napięcie.

- A może wybralibyśmy się w góry? Na Trzy Korony na przykład. - Spojrzał na nią, a po niepewności nie było śladu. Odzyskał dawny wigor.

- Na Trzy Korony? A nie będzie ślisko? Błoto?

- I kto to mówi? Odważna góralka z Krościenka? Kra­ków sprawił, że wygodna się zrobiła. A i wszystko jasne.

- Nie, nie! Słuchaj, ale kiedy? Za tydzień święta, muszę pomagać w domu, a nie biegać po górach.

- Jutro.

- Jutro?

- Tak, bo w poniedziałek wieczorem jadę jeszcze do Krakowa, we wtorek i środę mam zajęcia. Wracam dopiero w czwartek. Wielki Czwartek.

- Nie wiem, czy mama mnie jutro wypuści.

- Pójdziesz rano na mszę. A potem... Zresztą zajdę dziś do was i poproszę twoich rodziców. Na pewno mi nie odmówią.

Wanda wiedziała, że to prawda. Rodzice uwielbiali Wa­cława. Widzieli w nim utalentowanego, mądrego młodego człowieka. Może nie tak dobrze sytuowanego jak oni, ale dla nich nie miało to aż takiego znaczenia i nieraz słyszała z ust matki, że byłaby z nich dobrana para. Dziewczyna puszczała te uwagi mimo uszu, ale teraz... Dzisiejsze­go poranka wszystko się zmieniło. Wacław przestał być przyjacielem z dzieciństwa, a stał się... No właśnie kim? Kim dla niej był? Nie wiedziała, jak odpowiedzieć sobie na to pytanie. Przyszłość pokaże.

- To przyjdź - powiedziała cicho.

- Zajdę po południu.

- A teraz wracajmy już. Nic tu ciekawego nie zobaczymy.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Promocje Cyfrowe.pl
Promocje Cyfrowe.pl
Promocje Cyfrowe.pl

REKLAMA

REKLAMA

Lato 2025
Lato 2025
Lato 2025

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu