REKLAMA

Paryżanka

autor: Amelie Sobczak-Sabre
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 2 grudnia 2014
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 252
ISBN: 978-83-7674421-6

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami  2014.12.02

Miłość, marzenia i Paryż... Czy może istnieć lepsze połączenie?

,,Paryżanka" to powieść o życiowej przygodzie w najpiękniejszym mieście świata i o smakowaniu życia jak wyszukanego dania francuskiej kuchni, z jej najlepszymi składnikami: sztuką i miłością, z dodatkiem poczucia humoru, które zawsze ratuje z opresji.

Tytułowa bohaterka jest młodą i atrakcyjną polską emigrantką, obdarzoną celnym zmysłem obserwacji. Ta opowieść to jej dialog z Paryżem - miastem, które, tak jak kochanek, nie zawsze mówi prawdę, nie zawsze wyraża swoje zainteresowanie i czasem nie okazuje czułości. Co zatem zrobić, by nie zniechęcić się do zdradliwego miasta miłości, nadmiaru wyszukanego jedzenia i blichtru mody oraz nie zrazić się do odbiegających od ideału mężczyzn? Potraktować to wszystko z dużą dawką humoru. I oczywiście wciąż poszukiwać prawdziwej miłości...

Fragment

Na podłodze

Przyszła V. w celach rozweselających. Mimo wszystko głodny najedzonego nie zrozumie. Jej wykład o tym, jakie to ja mam doświadczenie i jak szybko znajdę sobie robotę, nie był przekonujący. Bynajmniej nie dla mnie. Nie wierzę nikomu. Jak będziemy z Utrzymankiem się szanować, wytrzymamy tak z pół roku. Potem będą nas po kawałku odcinać i kasować. Na koniec przyjdzie Nadkasownik, wciśnie delete i powie: Tych państwa nie ma i nigdy ich tu nie było. Tak będzie. Skasują nas. W akcie desperacji możemy w naszej szacownej kamienicy otworzyć Domowy burdel. W miłej, przyjaznej atmosferze można się będzie pozbyć nadmiaru napięcia. Ceny konkurencyjne. Utrzymanek zajmie się paniami, a ja płcią brzydką. Czasem będzie dochodzić do nieporozumień.

Ja akurat będę w trakcie wykonywania czynności służbowych, a tu nagle okrzyk z kuchni: Kochanie, nie widziałaś ręcznika? Bo ręcznik i skarpety Utrzymankowi ciągle giną. Boją się go czy co?

V. wybiera się z J. do Barcelony. Dostała zniżkę w prezencie od firmy. A żeby cię. Ludzie na chleb nie mają, a ta do Barcelony. Muszę się wziąć za siebie. Może ufarbuję włosy? Zadzwonię do Nadieżdy. Chodzi mi po głowie ognista czerwień. Dość z blondynkami. Zauważyłam, że do blondynek przystawiają się faceci w pewnym typie. Ogólnie nic nie warci. Brylancik, złoty zegarek, koszulka za pięćset euro. Nihiliści z przerośniętym ego i luzami pod czaszką. Jeżdżą bmw i uważają, że mogą wszystko. Jakbym się zrobiła na krwisto, miałabym spokój. Tylko kogo przyciągają czerwonowłose? Może czerwonoskórych.

Kochaliśmy się z Utrzymankiem na podłodze. Było nieźle. Tylko coś uwierało mnie w tyłek. Potem okazało się, że to gazeta z ogłoszeniami. Czy to jakiś znak?

Absynt

Pijcie! A gdy się światłość potężna rozpali, Grzebiąc przy was w przepychu złocistych strumieni, Nie będziecież w szklance śliny lać, zdrętwiali, W białe dale bezmyślnie i niemo wpatrzeni? Arthur Rimbaud

V. wybierała się z J. do Barcelony. Ale już się nie wybiera. Skręciła nogę. Założyli jej gips. Jest wściekła, bo ten wyjazd miał ich zbliżyć (już to widzę). Biedaczka narobiła sobie nadziei, nawymyślała, a teraz ma. Tak to zwykle bywa, jak się zbyt dużo oczekuje. V. podejrzewa, że za jej zwichnięciem nogi może stać J. Sprytnie wszystko ukartował, zorganizował, żeby tylko nie jechać, żeby mieć święty spokój. Może nawet osobiście zamienił się w dziurę, w którą ona włożyła nogę. Próbowałam ją przekonać, że jej problemy są niczym wobec moich. Słabo mi to szło. V. stwierdziła, że wolałaby stracić pracę, byle J. nie był takim skurwysynem. Kretynka. Skoro tak uważa, to niech go rzuci w cholerę. No to ona mi mówi, że nie wie, jak to się robi, i jakby ktoś jej pomógł, to byłoby ekstra. A właściwie to powinni otworzyć szkołę zrywania, bo szkoła podrywania jest, ale żeby kogoś w diabły posłać, to nikogo nie obchodzi. V. stwierdziła, że może powinnyśmy we dwie otworzyć taką szkołę i że ja niby mam w tej działalności doświadczenie. Chyba na głowę upadła. To by się nie sprawdziło. Ludzie lubią się poznawać, spotykać, podrywać. Rozstanie

wydaje się wszystkim czymś wstydliwym, o czym należy jak najszybciej zapomnieć. Rozstanie to jak psia kupa na wycieraczce. Trzeba to jak najszybciej posprzątać. Skończyło się na tym, że dossałyśmy się z V. do jej barku. Dwie nieszczęśliwe początkujące alkoholiczki. Poza winem znalazłyśmy butelkę absyntu.

V. nie wiedziała, skąd się tam wzięła, i przypuszczała, że to może być trucizna, którą J. podłożył ej na wypadek, gdyby jednak przeżyła skręcenie nogi.

Zielone coś było gorzkawe i uderzało do łba.

Nawaliłam się jak szpak i w drodze powrotnej zwierzałam się taksówkarzowi. Cholera jasna, nie mogę sobie przypomnieć, o czym mu opowiadałam.

Piołun to jednak trucizna. Obudziłam się w środku nocy. Nie miałam kaca, raczej wesołą głupawkę. Próbowałam obudzić Utrzymanka, ale się nie dał. Przeczytałam w necie, że o produkcji absyntu używa się trzech ziół: anyżu, kopru włoskiego i piołunu. A bywa też, że niektórzy dodają: hyzopu, melisy lekarskiej, anyżu gwiazdkowego, korzeni dzięgielu, liści tataraku lub dyptamu, kolendry, przetacznika, jałowca, muszkatołowca. I ja to wszystko mam teraz w sobie? Podobno na początku XX wieku absynt został uznany za specyficzną truciznę, po której popełniano liczne zbrodnie i szczególnie okrutne morderstwa. Hm, ciekawe.

Zadzwoniłam do V. z pytaniem, czy jej przypadkiem nie zamordowałam.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe