Nawałnica. Piast Zdobywca, tom 3
autor: | Krzysztof Jagiełło |
wydawnictwo: | Replika |
kolekcja: | Słowiańskie Światy |
wydanie: | Poznań |
zapowiedź: | 9 września 2025 |
forma: | książka, okładka twarda |
wymiary: | 145 × 205 mm |
liczba stron: | 464 |
ISBN: | 978-83-6836495-8 |
Ponura wieszczba Samboi się ziściła.
Zdradzeni przez pobratymców, pozbawieni wsparcia mentora i najsprawniejszego woja, a w końcu wyczerpani kolejnym starciem z zastępami Goplan, Ścibor i Piast stają przed kolejnymi wyzwaniami.
Popiel wykorzystał zimową przerwę i przygotował uderzenie, przy którym rzeź dokonana przez rębajłów Biezunawyda się dziecinną igraszką. Po rozprawieniu się z plemiennymi elitami książę ruszył z ogromną armią wprost na Lipową Górę, by jednym pchnięciem włóczni znów rzucić Polan na kolana. Na domiar złego sprowadził na ich ziemie dzikich i krwiożerczych Ludzi Północy.
Przed Piastem i Ściborem kolejne arcyważne decyzje, które zaważą na losie ich samych, ale też wszystkich pobratymców. Ich podejmowanie przychodzi jednak z coraz większym trudem, gdyż rozpadlina w ich przyjaźni urasta powoli do rozmiarów górskiej przełęczy.
Tego lata Polan czeka nawałnica, jakiej nie pamiętają najstarsi z nich.
Zająłem miejsce bliżej środka okręgu i, zaciskając zęby, przyjąłem postawę do walki. Wielkolud używał innego rodzaju tarczy niż my. Chociaż obie były okrągłe, pośrodku szczytu Ludzie Północy przymocowywali umbo, czyli stalowe, wypukłe półkole wielkości czubka hełmu. Dzięki niemu byli w stanie dzierżyć osłonę, chwytając za pojedynczy, drewniany imacz. Nasze tarcze wymagały zaś użycia dwóch pętlic. Jedną chwytaliśmy lewą dłonią, podczas gdy druga usztywniała przedramię. Taki sposób zwiększał stateczność szczytu, przeciwnikowi trudniej było go obrócić na bok za pomocą uderzenia krawędzi. Ta właściwość okazywała się niezwykle cenna podczas starcia w murze tarcz, gdzie nie było łatwo odsłonić towarzyszowi kawałka ciała nieprzyjaciela za pomocą pchnięcia włócznią.
Jednak owa stabilność wytworzona przez dwa punkty podparcia utrudniała walkę jeden na jeden przeciwko wojownikowi dzierżącemu szczyt z pojedynczym imaczem. Taka tarcza mogła być błyskawicznie odwracana czy uchylana za pomocą ruchu samego nadgarstka. A poza tym dawała posiadaczowi dobre pół łokcia dodatkowego zasięgu, co było znaczną przewagą podczas walki na małej przestrzeni wytyczonej przez wbite w ziemię paliki.
Thyke również to wiedział. Zbliżył się w dwóch krótkich krokach i ponownie zaatakował krawędzią tarczy. Tym razem mierzył ku mojej głowie. Uniosłem własny szczyt. Wzmocniony grubą, niewyprawioną skórą rant tarczy uderzył jednak zbyt silnie. Przeważył moją osłonę i zmuszony zostałem do schylenia się, by uniknąć zderzenia nosa z twardą, drewnianą powierzchnią. Na wpół instynktownie wystawiłem klingę do przodu. Skierowałem ostrze ku ziemi pod jak najszerszym kątem. Silne cięcie omal nie wytrąciło mi rękojeści z dłoni.
Zwarte tarcze drgnęły. Thyke wykorzystał swą krzepę, by przesunąć nasze osłony lekko w dół, ku prawemu biodru. Cofnąłem ramię dzierżące miecz, przepuściłem opadające szczyty i wzniosłem klingę do obrony. Uczyniłem to w ostatniej chwili, gdyż ku mojej twarzy wystrzeliło błyskawiczne pchnięcie. Ledwo przyjąłem je na zastawę.
Zamiast się cofać, zaatakowałem. Ruchem wyuczonym podczas długotrwałych ćwiczeń z Björnem uniosłem delikatnie łokieć prawicy, wykręciłem nadgarstek, a ostrze podążyło. Końcówka brzeszczotu wykonała krótki ruch, ominęła miecz przeciwnika i rozcięła jego plecy.
Nie była to głęboka rana. Thyke w ostatniej chwili dostrzegł mój zamiar, wzniósł tarczę i z zadziwiającą jak na takiego wielkoluda łatwością zanurkował pod nią. Większość siły mojego cięcia została złagodzona przez oklejone lnem drewno. Olbrzym warknął, wywinął mieczem szeroki młynek i rąbnął na odlew niczym toporem.
Cofnąłem się o pół kroku i uniosłem szczyt. Ostrze siłacza wyrżnęło w krawędź tarczy, rozszczepiło spojenie tworzących ją desek. Chwyciłem mocniej za pętlicę i przygotowałem się na próbę wyrwania klingi.
Mocarne szarpnięcie omal nie zwaliło mnie z nóg. Zaparłem się jednak stopami, ugiąłem kolana i trzymałem mocno. To była kolejna przewaga tarczy trzymanej na dwóch pętlicach w porównaniu do tej dzierżonej za pomocą pojedynczego imacza. Łatwiej było ją zachować w ręku, kiedy ugrzęzła weń broń przeciwnika.
Pomimo swej nadludzkiej siły, Thyke nie zdołał wyrwać unieruchomionego ostrza. Szarpnął dwukrotnie, za każdy razem omal mnie nie przewracając. Jednak bez powodzenia. W przypływie desperacji spróbował oszołomić mnie ciosem własnej tarczy. Gdy tylko jednak wzniósł ją do góry, pchnąłem własnym mieczem. Sztych trafił w brzuch nieprzyjaciela. Nie napotykając przeszkody w postaci kolczugi, przeszywanicy czy nawet ubrania, wszedł na ponad łokieć. Thyke wytrzeszczył oczy, krzyknął coś szaleńczo i wypuścił z dłoni tarczę oraz rękojeść miecza. Następnie, wrzeszcząc niczym obłąkany, chwycił mnie za szyję i zacisnął palce.
Wykręciłem nadgarstek prawicy, obróciłem brzeszczot wciąż zagłębiony w trzewiach nieprzyjaciela i pociągnąłem. Olbrzym umilkł, zamrugał dwukrotnie wytrzeszczonymi szaleńczo oczami, głucho jęknął, po czym runął jak rażony piorunem. Z głębokiej rany na jego podbrzuszu miarowo wypływały pęcherze krwi, które tworzyły bańki i pękały, skapując ku ziemi.
Pochyliłem się nad nieprzyjacielem, cofając dłoń do pchnięcia. Zanim jednak zdążyłem zadać ostatni cios, powstrzymał mnie głośny ryk jarla Arnulfa. Biegł ku mnie w pełnym rynsztunku, wymachując rękoma.
Przyjąłem postawę obronną. Zanim jednak wódz Ludzi Północy do mnie dobiegł, Morzysław przekrzyczał ryk tłumu:
- Nie zabijaj go bez broni w dłoni!
Skinąłem jedynie głową i opuściłem miecz. Potężny chąśnik dobiegł do okręgu oznaczonego gałązkami leszczyny, podszedł do swojego umierającego towarzysza i przyklęknął przy jego dogorywającym ciele. Szepcząc coś delikatnym głosem, chwycił za klingę i wsadził jej rękojeść w dłoń nieszczęśnika, mocno zaciskając mu palce. Gdy powstał, skinął mi pewnie głową.
Szybkim, oszczędnym ciosem dźgnąłem Thyke prosto w szyję. Umarł natychmiast. Jarl Arnulf położył dłoń na moim barku i powiedział coś w swoim dziwnym języku.
- On mówi, że jego przyjaciel był wielkim wojownikiem i nie zasłużył, by trafiać do mrocznej jaskini Hel - wyjaśnił zdyszanym głosem podbiegający Morzysław.
- Najwyraźniej niewystarczająco wielkim - odparłem. Gdy drobny Wolinianin przetłumaczył moje słowa, jarl Arnulf zaskoczył mnie szczerym, gwałtownym śmiechem.
- Okazałeś się lepszym szermierzem - przełożył odpowiedź Morzysław. - Pierścienie oraz ekwipunek mocarnego
Thyke należą do ciebie. Ale to, że wygrałeś, nie umniejsza jego wcześniejszych zwycięstw. Thyke był dzielnym mężem i zasługuje na miejsce przy biesiadnym stole w Valhalli.
Przytaknąłem. Kiedy gorączka walki ustępowała, nie żywiłem silnych uczuć wobec przeciwnika. Jednak gdy tylko opuszczała moje ciało, wkraczało w nie zmęczenie oraz strach. Obie dłonie zaczęły silnie drżeć.
- Dokonałeś tego, Ściborze! - wykrzyknął podbiegający Piast. - Pokonałeś go.
- Mam nadzieję, że zmusi ich to do opuszczenia naszych ziem - odparłem cicho.
- Z pewnością! - roześmiał się Piast. - Czy jarl Arnulf jest nareszcie gotów do rozmów?
- Rozstawmy stoły - tłumaczył zadowolony Morzysław.
- Mamy wiele do przegadania.
Fragment rozdziału 3
Na sąsiedniej półce
-
[ książka, e-book ]Wieszczba. Piast zdobywca. Tom 2. (barwione brzegi)Krzysztof Jagiełło
-
[ książka, e-book ]Opiekun lasu. Leszygród, tom 3 (barwione brzegi)Elwira Dresler-Janik
-
[ e-book ]Wezwanie Żmija. Dziedzictwo stróża Nawii, tom 1Agnieszka Kulbat
-
[ e-book ]Kwiat PerunaRobert Socha
-
[ książka ]Kwiat Peruna (barwione brzegi)Robert Socha
-
[ książka ]Wezwanie Żmija. Dziedzictwo stróża Nawii, tom 1 (barwione brzegi)Agnieszka Kulbat
-
[ książka, e-book ]Przysięga. Piast Zdobywca, tom 1Krzysztof Jagiełło
-
[ książka, e-book ]Wybranka boga słońcaEwelina Kasiuba
-
[ książka, e-book ]Wyrzuciła ją rzekaAnna Musiałowicz
-
[ książka ]Topielica z mokradeł. Leszygród, tom 2. (barwione brzegi)Elwira Dresler-Janik
-
[ e-book ]Topielica z mokradeł. Leszygród, tom 2Elwira Dresler-Janik
-
[ książka ]Córki bogini Mokosz. Leszygród, tom 1. (barwione brzegi)Elwira Dresler-Janik