REKLAMA

Nakarm mnie

autor: Julita Strzebecka
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 7 marca 2017
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 130 × 200 mm
liczba stron: 336
ISBN: 978-83-7674574-9

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami  2017.03.07

Uważali, że ratują otyłe, odrzucone przez myślące stereotypowo społeczeństwo kobiety przed depresją i samotnością. Dają im wolność, opiekę, akceptację oraz radość bycia sobą bez konieczności podporządkowania się kanonom mody promującym szczupłą sylwetkę.

Joanna - samotna, zamożna kobieta na wysokim stanowisku, walczy ze swoją słabością - objadaniem się.

W wyniku kilku decyzji i zbiegów okoliczności spotyka na swojej drodze Wiktora. Mężczyzna osacza ją...

Wiktor - lekarz bariatra, początkowo ukrywa swoje preferencje. Należy on do specyficznej grupy społecznej zwanej feedersami (wypasaczami, tuczycielami, dokarmiaczami). Traktują oni kobiety jak przedmioty - nośniki fetyszu, jakim jest tłuszcz. Manipulują nimi, czynią z nich kaleki, a wszystko po to, żeby zaspokoić własne wypaczone potrzeby.

Historia Joanny pokazuje, jakim zagrożeniem dla ciała i duszy jest objadanie się - nałóg, który może okazać się śmiertelnie niebezpieczny, jeśli się nad nim nie zapanuje.

Fragment

Pacjenci mu zazdrościli, pacjentki go uwielbiały, pielę­gniarki do niego wzdychały, koledzy lekarze liczyli się z jego diagnozami i prosili o porady, a on piekł kilka pieczeni przy jednym ogniu - szykował gniazdko dla gromadki o dziw­nych upodobaniach, zdobywał szacunek w nowym miej­scu, rozglądał się za idealnym materiałem na wypasaną.

To ostatnie działanie nie dawało oczekiwanych rezul­tatów. Żadna kobieta nie była dla Wiktora wystarczająco dobra i nie przekonywała go naczelna zasada tworzenia re­lacji dokarmiacz-dokarmiana, głosząca, że nada się każda kobieta, byleby miała odpowiednie predyspozycje.

Takich kobiet z predyspozycjami widział wkoło siebie wiele, ale wśród nich nie było żadnej, którą chciałby ho­dować w domu. Za to prawie cały czas czuł ekscytację. Jego pacjentki ważyły pomiędzy sto dwadzieścia a dwie­ście kilo. Ich ciała charakteryzowały się mnóstwem nie­równomiernie ukształtowanych tłuszczowych obrączek, cellulitu, rozstępów, zwiotczałej skóry i odparzeń. Ponie­waż pociły się obficie, wszędzie, gdzie przebywały, pozo­stawiały za sobą falę smrodu.

Lekarz dotykał je bez obrzydzenia i nie krzywił się, nawet gdy się nie myły kilka dni lub nie używały dezo­dorantu.

Koledzy podziwiali jego zaangażowanie. Nikomu nie przyszło do głowy, że mogą mieć do czynienia ze skrywa­ną perfidią.

Zanim Joanna wstała, przypomniała sobie o wczo­rajszej wizycie u fryzjera. Chciała się zobaczyć. Sięgnęła po lusterko oraz grzebień schowane w szufladzie szafki nocnej. Najpierw się uczesała. Kiedy podniosła lusterko i zobaczyła swoją twarz, skrzywiła się.

Wyglądam paskudnie i zamiast coś z tym zrobić, znowu się objadam.

Wyrzuty sumienia nie pozwoliły się cieszyć nową fry­zurą. Z wściekłości na własne łakomstwo skoczyło jej ci­śnienie, a treść żołądkowa zaczęła podchodzić do gardła i otyła kobieta poczuła w ustach smak wymiocin.

W lustrze zobaczyła zmęczoną twarz trzydziestopię­ciolatki: dwa wiszące podbródki, tłuste policzki i ledwo widoczne oczy. Przynajmniej ich kolor zawsze uważała za niezwykle interesujący. Brąz tęczówek mocno podkre­ślała kiedyś dwukolorowymi cieniami do powiek. Teraz ograniczała się do pięciu podstawowych komponentów damskiej kosmetyczki - podkładu, różu, kredki do brwi, tuszu i pomadki ochronnej. Każdego ranka poświęcała na makijaż kilka minut. Robienie go uważała za niemiły obowiązek, który poprzedzał ukochaną czynność układa­nia fryzury.

Na głowie miała pazia z krótką grzywką. Czerwone włosy kończyły się tuż nad linią ramion - tłustych i sze­rokich niczym u zapaśniczki. Wyglądały śmiesznie przy wzroście stu siedemdziesięciu centymetrów i tak dużej nadwadze. Joanna ze wstrętem zamknęła oczy. Nie po­trafiła kochać siebie - ani swojego ciała, ani duszy - ciało wyglądało odpychająco, a dusza jeszcze gorzej.

Grzech obżarstwa piętnował ją bardziej niż zwykłego mordercę. Człowieka można ukryć, ale nadmiarowe kilo­gramy będą widoczne pomimo kamuflażu.

Joanna usiadła. W dłoni trzymała telefon komórkowy. Starała się na niego nie zerkać, ale wytrzymała tylko kil­ka minut. Przemowa prezesa była monotonna i nudna, a ona znów czuła głód.

Połączyła się z internetem i weszła na stronę restaura­cji poleconej przez Leona. Nie znalazła tam nic oprócz postnych dań, surówek i gotowanych jarzyn. Samo pa­trzenie na to było nieprzyjemne.

Uparty facet.

Były mąż od roku namawiał ją, żeby przeszła na dietę, mimo że po rozwodzie nie musiał nawet z nią rozmawiać. Wciąż miał nadzieję, że w końcu go posłucha.

Ale choć Joanna wiedziała, że tylko utrata kilogra­mów przyczyni się do rozwiązania większości jej pro­blemów, i myślała o odchudzaniu w teorii, w praktyce nie zamierzała wprowadzać żadnych zmian. W związku z tym szybko opuściła stronę z dietetycznym jedzeniem na rzecz zupełnie innej - zgodnej z profilem obżartu­cha.

Witryna ulubionej restauracji powitała ją obietnicą dodatkowego deseru przy zamówieniu powyżej dwustu złotych. Na zdjęciu widniał ogromny banan w skorupie z czekolady pod pierzynką z bitej kremówki.

To podziałało na wyobraźnię Joanny. Ślinianki wzmo­gły produkcję. Przełknęła ślinę, a z jej ust wydobył się pomruk zadowolenia.

Gdy zdała sobie sprawę, że wpatruje się w nią kilka par oczu, zaczęła udawać nagły atak kaszlu. Po chwili po­wróciła do przerwanego zajęcia. Zamówiła rosół z kołdu­nami, cielęcinę z żurawiną, podwójną porcją ziemniaków i smażonymi warzywami zamiast surówki, dwa banany w czekoladzie, szarlotkę z bitą śmietaną oraz dwa kremy kawowe z karmelem.

Uważali, że ratują otyłe, odrzucone przez myślące stereotypowo społeczeństwo kobiety przed depresją i samotnością. Dają im wolność, opiekę, akceptację oraz radość bycia sobą bez konieczności podporządkowania się kanonom mody promującym szczupłą sylwetkę. Do tego sprawiali, że czuły się pożądane i adorowane. Mo­gły też kochać. Dokarmiacze nie odwzajemniali tych uczuć. Zaspokajali tylko potrzebę posiadania rozrasta­jącego się wszerz fetyszu. Nie interesowało ich zdrowie ani życie wypasanych kobiet. To nie było powodem ich zmartwienia.

Tworzyli dla swoich feedees hermetyczne światy, w których kwitło szczęście oparte na bólu, uległości i cał­kowitym oddaniu jednej ze stron. Oni ponosili koszta finansowe, a one wszelkie pozostałe. Feedersi uważali, że to jest sprawiedliwe.

- Teraz staniesz na wadze - powiedział, gdy Joanna przeżuwała ostatni kęs.

Mięso utkwiło jej w przełyku. Zaczęła kaszleć. Męż­czyzna podał jej waniliowy koktajl mleczny do popicia, a sam zajął się urządzeniem.

Wyjął je spomiędzy komód i postawił przed Joanną.

- Po co? - zapytała, żeby odwlec nieprzyjemny mo­ment.

Wiedziała, że Wiktor tym razem nie odpuści. Widzia­ła w jego oczach wrogą zaciętość. Co by zrobił, gdyby znowu odmówiła ważenia? Wolała nie sprawdzać.

Podał jej dłoń. Joanna głośno przełknęła ślinę i wycią­gnęła w jego kierunku drżącą rękę. Na czole pojawiły się krople potu. Było jej niedobrze z nerwów i z przejedzenia. Nie chciała wiedzieć, ile utyła, ale nie mogła nic zrobić.

Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że zwy­czajnie boi się tego faceta.

Weszła na wagę i czym prędzej uniosła głowę. Nie chciała zwymiotować na plecy Wiktora pochylonego nad okienkiem wyświetlacza.

Zdawało się jej, że katusze związane z pomiarem trwa­ją całą wieczność.

Nagle Wiktor zaczął skakać z radości.

- Jest!!! Jest!!!

Zacisnął dłonie w pięści i machał nimi z góry do dołu i z powrotem.

Joanna patrzyła na niego pełna mieszanych uczuć. Była pewna, że jego radość nie oznacza dla niej nic do­brego.

Zeszła z wagi. Nie chciała siadać, zanim nie usłyszy wyniku. Stała, przestępując z nogi na nogę.

Czuła wyraźnie, że przytyła, ma więcej tłuszczowych fałd, a kręgosłup jest bardziej wygięty niż wtedy, kiedy opuszczała klinikę. Ale ile?

Wiktor zachowywał się niczym mały chłopiec - tań­czył wkoło urządzenia i stojącej obok Joanny. Kobieta chwiała się, bo długotrwałe stanie dawało się jej we znaki.

Mężczyzna w końcu raczył obdarzyć ją spojrzeniem. Obsypał pocałunkami pulchną twarz i lekko naciskając dłońmi na ramiona grubaski, zmusił ją, aby opadła na materac.

Joanna usiadła. Była przestraszona.

- Uwielbiam cię, moja bohaterko - powiedział, schy­lając się, by zabrać wagę sprzed nosa kobiety.

Bohaterko?

Nieszczęsna doznała zawrotu głowy z powodu parali­żującego strachu.

Zanim się spostrzegła, Wiktor już klęczał przed nią, trzymając jej dłonie w swoich.

- Jesteś spełnieniem moich marzeń - mówił i patrzył Joannie w oczy.

Robił to tak długo i przekonująco, że grubaska zapo­mniała o lęku, upokorzeniu i fizycznych niedogodno­ściach. Znowu liczył się tylko on i jego czułe słówka.

Wiktor po minucie wpatrywania się w oczy Joanny opuścił głowę, by położyć ją na miękkich udach kobiety.

Olbrzymka znów czuła się radosna i spełniona.

Wystarczy, żebym była sobą. Sama moja obecność daje mu szczęście.

W tym samym czasie feeder myślał tylko o jej kilo­gramach. Utuczy ją, unieruchomi, a potem wreszcie wy­jaśni, że to była tylko gra, w której musiał oszukiwać dla jej własnego dobra.

- Ile ważę? - zapytała cicho.

Mężczyzna uniósł głowę i znów spojrzał w brązowe oczy.

- Sto pięćdziesiąt.

Otyła kobieta z sykiem wciągnęła powietrze.

Do diabła!

Zadowolony z siebie Wiktor, śmiejąc się, całował ją po rękach. Zamierzał wznieść toast.

- Zasłużyłaś na szampana, moja kruszynko.

Joanna nie była w nastroju do świętowania.

- Jesteś przepiękną kobietą. Piękniejszą z każdym ki­logramem. I za to właśnie wypijemy - oznajmił i poszedł po butelkę.

Joanna, pozbawiona minimalnej ilości ruchu, za­okrąglała się praktycznie z dnia na dzień. Nie chciała już oglądać swojej twarzy w lustrze. Przestała prosić Wiktora, żeby ją czesał, Darkowi zaś powiedziała, że nie życzy sobie więcej ani masaży, ani strzyżenia czy farbowania włosów - wybrane przez nią opakowanie egzotycznej czerwieni wylądowało w śmietniku.

Wyrzuty sumienia i stany depresyjne nie opuszczały jej ani na chwilę, zwłaszcza że znów powróciły nagłe wa­hania cukru, oblewanie się lodowatym potem, drżączka nie do opanowania, suchość w ustach, ciągłe pragnienie i konieczność częstego oddawania moczu.

Stawanie na wadze, na które Wiktor nalegał każdego dnia, coraz bardziej ją przygnębiało. Konieczność patrze­nia na przybywające kilogramy i związana z tym radość mieszkańców domu zaczęły zastanawiać Joannę. Nie mogła pojąć, dlaczego cała trójka mężczyzn cieszy się z po­wodu każdego, nawet najmniejszego, przyrostu wagi.

Może w końcu doszłaby do wniosku, że ma do czynie­nia z niebezpiecznymi świrami, gdyby nie balansowała na granicy depresji.

Joanna coraz częściej leżała i gapiła się w ścianę przed sobą. Nie chciało jej się nawet przewracać na drugi bok. Czyniła to tylko wtedy, gdy bolały ją kości lub Wiktor nadchodził z jedzeniem. A potem obżerała się do momen­tu, w którym robiło się jej niedobrze. Wtedy dopadały ją wyrzuty sumienia. Leżała i cierpiała z powodu przepełnio­nego żołądka, potem była przerwa na krótki lub dłuższy sen, następny atak głodu, następne obżarstwo i tak dalej.

Joanna tkwiła w błędnym kole, w którym trzymał ją wybrany mężczyzna. Choć się go bała, ciągle czuła się jego księżniczką i nie chciała tego stracić.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

City Break
City Break

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA