Mniemania
autor: | Włodzimierz Kruszona |
wydawnictwo: | Replika |
wydanie: | Poznań |
data: | 17 listopada 2020 |
forma: | książka, okładka miękka |
wymiary: | 145 × 205 mm |
liczba stron: | 352 |
ISBN: | 978-83-6648175-6 |
Inne formy i wydania
e-book (epub, mobipocket) | 2020.11.17 |
książka, okładka miękka | 2020.11.17 |
Kołobrzeg, lato 2018 roku. Mieszkańcy kamienicy w uzdrowiskowej części miasta tworzą małą, lokalną społeczność. Wojciech, starszy nauczyciel, gości na wakacjach ukochaną wnuczkę, Lidkę. Po sąsiedzku mieszkają Julia i Mateusz - rodzice malutkiego Felka, oraz Beata i Andrzej - małżeństwo przechodzące kryzys. Ich pogrążony w nieszczęśliwej miłości syn Darek jest niespełnionym pisarzem pracującym w muzeum historycznym. U dozorczyni Danuty na przepustce z więzienia przebywa syn Janek.
Sąsiedzi codziennie się mijają, rozmyślają o sobie i oceniają nawzajem. Pozostają jednak uwięzieni we własnych wyobrażeniach. Spotykają się i rozmawiają, ale prawie wszyscy są samotni. Każdy skrywa jakieś tajemnice, czegoś się wstydzi, coś kombinuje, za czymś tęskni.
Czytelnik zagłębia się w myśli, motywy działań, namiętności i lęki bohaterów. Ich barwną różnorodność odzwierciedla język. Niekiedy wulgarny i dosadny, kiedy indziej ociera się o styl naukowy.
Mniemania to powieść o samotności. Utwór błyskotliwy, wstrząsający i na pewno bardzo oryginalny.
Ojej, mama, no nie mogłem przyjechać, krzyczał Janek do telefonu. Wstrzymano mi urlop, nie rozumiesz tego? Ile razy mam ci mówić? Dlaczego wstrzymano? No wyszła taka jedna sprawa, ustawa i już. Co ci będę teraz opowiadał! O wszystkim musisz wiedzieć?
Danka zachłysnęła się i zaczęła chlipać. Przestań, Janku, nie żartuj sobie z matki. Ja nawet nie wiem, czy ty prawdę mi mówisz, czy znowu kłamiesz, skarżyła się, zaś on wydarł się na całe gardło: Jak nie wiesz, to po co pytasz? Sama sprawdzisz, jak jest naprawdę. Zawsze najłatwiej mnie oskarżyć. Kłamiesz, Jasiu, bo jesteś kłamcą od urodzenia. I koniec rozmowy. A nawet nie wiesz, jak było, więc nie możesz mówić, że kłamię. Z jakiej niby racji? Kurwa! Najpierw trzeba znać prawdę, żeby innym zarzucać kłamstwo, mama.
No niby coś w tym jest, przyznała w duchu Górna, coś jest na rzeczy, synku, niemniej poczuła się urażona. Jasiu, jak ty ze mną rozmawiasz, jakim tonem? W ogóle z tobą nie rozmawiam, mamo. O czym teraz mamy gadać, kiedy wszyscy naokoło mnie słuchają? Za tydzień do ciebie przyjadę, obiecali, że mnie puszczą, więc przyjadę i wtedy sobie pogadamy do syta. Jak z kopyta! A na razie siedź cicho, jak jest ci dobrze - i czekaj.
Wcale nie jest mi dobrze, kto ci powiedział, że jest mi dobrze? I czy to aby prawda, że w przyszły poniedziałek na pewno przyjedziesz? Danuta Górna zlękła się nadziei, gdyż znowu ją przecież zawiedzie ta nadzieja, jak zwykle zresztą, a ona tego nie przeżyje; już nie ma siły. Tymczasem Janek rugał ją obcesowo, właściwie po chamsku. Dlaczego przeklinasz tak paskudnie, synku? Jak znowu przeklinam, mamo? Wszyscy tak teraz mówią. A ty przesadzasz i jeszcze wyjeżdżasz mi z jakąś pierdoloną prawdą! Ty najpierw musisz sama uwierzyć, że przyjadę, że właśnie tak będzie, żeby nareszcie się o tym przekonać. Inaczej nie ma. Tylko że ty nigdy mi nie wierzyłaś i dlatego jest dzisiaj z nami to, co jest; oboje to widzimy. Dobra, mama, masz jeszcze coś? Bo muszę kończyć.
Jasiu! Zlękła się, iż zaraz ich rozłączą. To ma być wszystko, cała upragniona rozmowa? Tyle tylko dla niej? Ochłap z łaski? Jasiu, Janeczku, wołała z bólem, zaś on jęknął zniecierpliwiony: Chryste Panie, co znowu, mama? Coś ważnego? Jak na to odpowiedzieć? Nie, już nic, Janeczku. Coś ci miałam mówić, pytać o coś, ale już nic. Wyleciało mi teraz z głowy, zdenerwowałam się. Już dobrze, Janku. Trzymaj się tam.
Próbowała powiedzieć, że go kocha, jednak jakoś nie potrafiła. Nie przeszły jej przez gardło te słowa. Łatwiej zapy90
tać, czy czegoś mu nie potrzeba, czy coś przysłać. Na ten tydzień już nie warto, odburknął rozeźlony. No to co ja mam robić? Nic, spokojnie czekać, mama. Tydzień to niedługo, raz dwa zleci. Tak ci się tylko zdaje, powiedziała ponuro, lecz Janek już jej nie słuchał. Do zobaczyska, mama, usłyszała w komórce, trzym się zdrowo. ,,Trzym się". No trzymam się, jak umiem, jaki mam wybór? Nic nie odrzekł. Czyli koniec na dzisiaj. Dwie dziurki w nosie i skończyło się. Coś w niej pękło, zawołała do telefonu z rozpaczą: Tylko przyjedź, Jasiu. Pamiętaj, przyjeżdżaj prędko. Nie okłamuj starej matki. Bo co, zadrwił, bo to by było niegodziwe? No tak, przełknęła łzy, takie właśnie by było. Okrutne i niegodziwe. No i chuj z tym, zawołał zuchwale na pożegnanie. Trzym się, mama!
Nigdy nie powie się tego, co się z góry obmyśliło, zwyczajnie nigdy. Braknie czasu. Tego, co by się chciało, człowiek nie powie. Przy konfesjonale też nie. Beata Myga nie miała co do tego wątpliwości. Tego, co by się chciało, mówić nie należy, tak trzeba to ująć, bo nie wolno robić z siebie i ze swojego życia bezpłatnego widowiska[i], zamienić się w żer dla plotek. Pani Górna, kiedy ją zapytać, dlaczego syn nie przyjechał, jak zapowiadała, ledwie coś tam odburknie przez ramię, że teraz nie mógł, niby w pracy go zatrzymali, ale w przyszłym tygodniu to już raczej przyjedzie, szkoda tylko ciasta, które upiekła, bo uschnie na kamień, tak się biedna żali i zamiata schody. Do kogo ta mowa? Od razu widać, że kobieta kłamie. Nie o tym cieście, tak pewnie jest, w to nie wątpię, lecz o synu kłamie mi w żywe oczy i popija herbatą. Czy my nie wiemy, że ten jej Janek siedzi, bo okradł aptekę? Zresztą nie tylko ją, więcej miał za uszami, z jakąś bandyterką się spiknął, gadano o handlu narkotykami, ale tego mu nie udowodniono, więc pozostała tylko apteka. Wszyscy w naszym domu o tym wiedzą, tylko nic się o tym nie mówi, żeby stróżce nie sprawić przykrości, bo co ona, biedaczka, temu winna? Taki człowiek delikatny, kobieta zwłaszcza, na wszystko w zasadzie pozwala, więc mężowie nas oszukują na każdym kroku, oto tego efekt. Miej sumienie, Beata, zlituj się, jeden błąd, jedno zaślepienie ma przekreślić całe nasze wspólne życie, tyle lat razem, skamle mi Andrzej. Łajdackie gadanie! Każdy chce, żeby drugi miał sumienie, honor, żeby był uczciwy i lojalny, ale sam ani myśli być taki, tylko jak mu tam wygodnie. Szkoda gadać, bo i po co? Świata nie zmienię, a mężczyzn to już na pewno. Nie ma o czym marzyć, lepiej się na plaży smażyć, tak mi onegdaj zasunął Kapica, ten sąsiad z drugiego piętra, który się ponoć szykuje do obnośnego handlu na plaży, tak jego żona rozpowiada. Mało mu podobno pracy na kortach tenisowych. Bo tacy są prawdziwi mężczyźni - każdą okazję chwytają i wykorzystają, żeby zarobić coś ekstra dla rodziny! A Jędrek jak na ich tle wygląda? Jak pół dupy zza krzaka; oto jak!
[i] Czyli gdyby płacili, mogłabym wystawić się na widowisko, pośmiewisko - tak należy to rozumieć? Jak aktorka albo jakaś autorka. Nie, nigdy, jeszcze nie oszalałam! Tu zwyczajnie działa instynkt samozachowawczy. Ale kiedy niszczy się swoją rodzinę, żeby uratować siebie, ten instynkt nie działa, tak to sobie wyobrażasz? Jak najbardziej. Walczy się przecież wtedy o siebie, o swoje życie - i inni się nie liczą, muszą zejść na drugi plan. Nawet syn? Nie jest już dzieckiem, to dorosły chłop. Co to zmienia? Nadal jesteś jego matką. Zastanawiałam się nad tym onegdaj, przysiadłszy na kamiennym żółwiu, który stoi pod latarnią morską. Stara kobieta w pomiętej spódnicy na żółwiu - czy to nie śmieszne? Zapewne śmieszne, lecz żółw symbolizuje mądrość i roztropność, nie pędzi byle gdzie, spieszy się powoli, latami gromadzi doświadczenia, a mnie teraz, jak niczego innego, potrzeba rozwagi. Siedziałam na tym żółwiu niczym w łazience na kiblu, WC, z zakręconymi ogonami i zielonymi skrzydłami złożonymi przy tułowiach. Nie one jednak mnie przegnały, tylko dzieci, które przydreptały pod żółwia i spea przyglądały mi się sceptycznie dwa smoki ułożone z kwiatów, ustawione przed szone wybałuszały oczy na babę, która zajmuje ich miejsce. Zlazłam z żółwia zawstydzona, nawet przeprosiłam; my zawsze ustępujemy dzieciom. Co to znaczy: my? Niby kto konkretnie? No kobiety, matki. Czy tak być, moje panie, powinno? Nie wiem, czy powinno. Po prostu tak jest i kwita. Nie ma co się spierać, tylko ustąpić. Ja też pewnie nie będę miała siły odejść od pochlipującego na każdym kroku Darka, który słowami niby przyznaje mi rację, wspierające mnie teorie układa i rozbudowuje, lecz całym sobą skamle: zostań, mamo, niech tata odejdzie. Do tej kurwy Magdy Grochowiak, czy jak jej tam, do niej niby ma odejść? Ja mam na to pozwolić i zostać sama do końca życia; przegrać to życie? O to ci chodzi, synku? Taka ta twoja książkowa mądrość? Ja będę z tobą do końca życia, przysięga heroicznie Darek. Ale ja przecież nie mogę od niego wymagać takiej ofiary! To porażka matki, jeżeli dziecko kurczowo trzyma się jej spódnicy, bo nie ma śmiałości pójść i po ludzku żyć.
Fragment rozdziału 10
Na sąsiedniej półce
-
[ książka ]CieńWłodzimierz Kruszona
-
[ książka ]Uwikłani w złudzeniaWłodzimierz Kruszona
-
[ książka ]BurakWłodzimierz Kruszona
-
[ książka ]Zimowa Księga LudmiłyAnna Bichalska
-
[ książka ]Słowiańskie serceAnna Krzysteczko
-
[ książka ]Pół świata cudówViola Ardone
-
[ książka ]Tańczące żurawieUrszula Jaksik
-
[ książka ]Genialna przyjaciółka - PAKIET. Genialna przyjaciółka + Historia nowego nazwiska + Historia ucieczki + Historia zaginionej dziewczynkiElena Ferrante
-
[ książka, audiobook ]Historia zaginionej dziewczynkiElena Ferrante
-
[ książka, audiobook ]Historia nowego nazwiskaElena Ferrante
-
[ książka ]Na tej samej ziemiKatarzyna Kielecka
-
[ książka ]Pod tym samym niebemKatarzyna Kielecka
LINKI SPONSOROWANE