Flashback
autor: | Eugeniusz Dębski |
projekt okładki: | Marcin Jakubowski |
wydawnictwo: | Fabryka Słów |
seria: | Owen Yeates |
kolekcja: | Asy polskiej fantastyki |
wydanie: | Lublin |
data: | 22 lipca 2010 |
forma: | książka, okładka miękka |
wymiary: | 125 × 195 mm |
liczba stron: | 264 |
ISBN: | 978-83-7574119-3 |
Inne formy i wydania
książka, okładka miękka | 2010.07.22 |
e-book (epub, mobipocket) | 2010.07.22 |
e-book (epub, mobipocket) | 2016.10.05 |
Owen Yeates, cholerny, cwany... literat?
Cóż, detektyw na emeryturze czepia się najdziwniejszych zajęć, także rozwiązywania zagadek na papierze. To wygodniejsze, bardziej dochodowe i NIKT NIE ODSTRZELI CI DUPSKA. Do czasu...
Ten facet na milę śmierdział kłopotami, mafią i aspiracjami do władania światem. Ale częstował koniakiem AYO i obiecał, że bliskim Owena nie spadnie włos z głowy. Po prostu sympatyczny gość, któremu KTOŚ MIESZA W ŻYCIORYSIE.
Owen znowu pakuje się w bagno. I tylko czas mu sprzyja...
Nabuchodonozor
Pionier łagodnie skręcił w lewo, posłuszny pulsującym zerom zawisnął na pół sekundy nieruchomo i miękko osiadł na murawie lotniska. Pilot kilkoma pstryknięciami wyłączył silnik i systemy pokładowe, potem wstał z fotela i szybko ruszył do wyjścia. Podniosłem się i ja.
- Proszę stanąć na tej płycie i zatrzymać się na kilka sekund. Wystarczy trzy, cztery, ale ja zawsze stoję dwa razy dłużej.
- Tak? - Wlazłem na miękki dywanik i pokiwałem się na stopach.
- Jak się pokażą pieski, podziękuje mi pan. Dwa bloodhoundy, doberman szybszy od błyskawicy i Nabuchodonozor, który tylko dlatego nie znalazł się w Księdze rekordów Guinessa, że nikt go tam nie zgłosił. Zaraz je pan zobaczy.
Stałem cierpliwie na dywaniku, który nasączył moje obuwie zapachem mającym zapewnić mi bezpieczeństwo w raju Guylorda.
Trzy kroki przed schodami zatrzymał się butler i skłonił głowę.
- Dzień dobry panu - powiedział uprzejmie. - Może pan zejść, już wołam psy. Muszą pana poznać. - Przycisnął prawą dłoń do piersi.
Myślałem, że powie: "Ave, Caesar", ale uruchomił tylko nadajnik. Zerknąłem na pilota, pożegnałem go mrugnięciem i zszedłem na murawę.
Zza budynku wyłonił się wąski ciemnobrązowy pocisk, który gnał w naszym kierunku, wyrzucając swoje ciało w przód i podciągając je po trzech sekundach lotu, niemal szybował z niesłychaną gracją, a połykał przestrzeń żarłocznie jak nieokrzesany pasibrzuch pasztet z Clichot. Kilka metrów przed nami zatoczył ostry łuk i ustawił się bokiem do mnie.
- Widział pan? - zawołał z tyłu podniecony pilot. - Nie pędzi na wprost, bo musiałby hamować w niewygodnej pozycji! Co za cwaniak!
- To jest Bolto - powiedział butler. - Już pana zna...
Bolto mrugnął i popatrzył na butlera. Musiał znaleźć w jego oku przyzwolenie, bo odwrócił się i wolno poszedł w kierunku cienia pod rozłożystą sosną. Nieznany mi nijaki mężczyzna podszedł do flyera.
- To Saba i Serwo. - Butler wyciągnął rękę i wskazał coś po mojej prawej.
Gnały do nas dwa wspaniałe bloodhoundy, pocieszny widok, jeśli nie jest się celem, do którego dążą piękne pieski w skórach za dużych o półtora numeru. Marszczyły im się łby, uszy fruwały wokół głowy, uderzały w szyje, niemal przeszkadzały w biegu, ale i tak nie próbowałbym wyścigu z nimi. Co prawda Bolto mógłby obiegać je wkoło i jeszcze wygrałby dowolny wyścig na dowolnym dystansie. Saba i Serwo - a może Serwo i Saba - rozdzieliły się tuż przed wyhamowaniem. Ustawiły się na wprost moich rąk, każdy wziął na siebie jedną i hałaśliwie, zupełnie inaczej niż dżentelmen Bolto, wciągnęły powietrze w nozdrza. Potem oba podeszły bliżej i podstawiły łby pod moje dłonie. Pogłaskałem je za uszami i rozejrzałem się dyskretnie. Gdzieś w pobliżu musiał być ten Nabuchodonozor. Złapałem spojrzenie butlera i popatrzyłem przez ramię. Było to bardzo potrzebne doświadczenie, wreszcie zrozumiałem, co naprawdę znaczy słowo "skamienieć".
Potwór, który stał jakieś cztery metry ode mnie, miał wzrost i wagę irlandzkiego kuca. O ile bywają takie duże kuce! Na pewno zaś nie ma tak długich. Łeb miał podobny do muzealnego okazu szefa bizoniego stada i prawie tak samo żywe spojrzenie. Patrzył gdzieś obok nas, nie trudził się obwąchiwaniem mnie, a może zrobił to wcześniej? Raczej skłonny byłem przypuszczać, że polega na swoim ogromie. Zmusiłem się do oderwania spojrzenia od mastiffa, pomogły mi w tym Serwo i Saba, niecierpliwie podrzucając łbami. Podrapałem je raz jeszcze, jednocześnie zastanawiając się, czy lubią takie rozdygotane dłonie.
- No dobrze - powiedziałem do butlera. - Będę grzeczny. Coś jeszcze?
- Proszę. - Usunął się z nieistniejącej na kobiercu z trawy ścieżki i wskazał mi ręką dom. - Bagaż za chwilę będzie w pańskim pokoju.
Zrobiłem dwa kroki w asyście nowych przyjaciół i obejrzałem się do tyłu. Nabuchodonozor stał nieruchomo, ciężkim spojrzeniem przebijając sklepienie niebios. Butler ruszył zaraz za mną, dogonił mnie i szedł po mojej lewej. Gdy zerknąłem nań nieznacznie, przechwycił czujnie mój wzrok i pozwolił sobie na leciutki uśmiech.
- Robi wrażenie?
- Widziałem już większe konie - powiedziałem. - Aportuje? A co? deski do surfingu czy podkłady kolejowe?
- Raz przyniósł wścibskiego dziennikarza.
Znudził mnie ten psi temat. Nie zwalniając, pochyliłem się i poklepałem bloodhoundy po łopatkach.
- No, chłopcy i dziewczynki! Uciekajcie!...
Natychmiast runęły do przodu, na ćwierć sekundy zostawiając za sobą skórę; jak na animowanym filmie dogoniła je dopiero po pierwszym kroku.
- Rozumiem, że był to wstęp do wykładu o zachowaniu w Veinie? - powiedziałem kwaśno. - Streść mi szybko pozostałe siedemdziesiąt dwa punkty...
- Nie przedstawiłem się, przepraszam. Proszę mówić do mnie Newell. A co do ograniczeń, to nie ma tu absolutnie żadnych. Przynajmniej dotyczących pana.
Sięgnął do kieszeni na piersi marynarki i wyjął mały koralik na krótkiej szpilce. Podał mi go w marszu.
- Wszystko tu jest - wyjaśnił. - Może pan korzystać z dowolnego pojazdu, otwiera bramę i załatwia sprawy w banku w tamtej części wyspy - wskazał dłonią za siebie, gdzie musiała znajdować się "tamta strona wyspy".
Weszliśmy w cień rzucany przez budynek. Z tyłu dogonił nas wysoki wizg rozrusznika pioniera przechodzący w dostojne buczenie niezawodnego silnika. W ogromnej szybie zobaczyłem odbicie Nabuchodonozora: obejrzał się leniwie, chwilę trwał nieruchomo, patrząc na flyera - widocznie zrezygnował z przytrzymania łapą zabawki - dostojnie odsunął się o cztery czy pięć kroków, zwalił ciężko na trawę i ignorując potężne strumienie powietrza, ułożył do drzemki w pełnym słońcu. Prawie na pewno był największym psem na kuli ziemskiej, na pewno zaś był najlepszym psim aktorem na tejże.
Newell zwolnił nieco, jednocześnie wskazując kierunek ręką.
- Tędy dostanie się pan do swojego pokoju niezależnym korytarzem - powiedział. - Drzwi otwiera tylko quide. - Pokazał palcem na moją dłoń, w której zaciskałem otrzymany przed chwilą koralik.
- Tylko?
- Tylko - powtórzył z mocą.
Jakby intonacja mogła mnie do czegokolwiek przekonać! Wsunąłem koralik do kasetki w bransolecie zegarka i podszedłem do drzwi. Nie otworzyły się. Stuknąłem w nie palcem.
- Coś jeszcze? - odwróciłem się do Newella.
- Własne hasło. - Wskazał mikrofon, wystającą ze ściany płytkę cal na cal. - Drugie drzwi, prowadzące na ogólny korytarz, mają standardowy dekonsor. Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę mnie wezwać. Za półtorej godziny będzie tu pan Guylord. W tej chwili jest tu tylko panna Tada Ventham. Ostatnio widziałem ją na plaży.
Odwrócił się na pięcie, zamierzając odejść.
- Hej! - zatrzymałem go. - A jeśli zmienię obuwie? Pieski zdejmą mi je z nóg razem ze stopami?
- Przepraszam, nie wyjaśniłem tego do końca. Wystarczy zrobić krok w jakimkolwiek pomieszczeniu domu. Tylko tyle.
Zrobił ze mnie durnia, as kuty! Mruknąłem powątpiewająco:
- Czy to na pewno niezawodna metoda?
- W każdym razie lepszej nie ma - uspokoił mnie i odczekawszy chwilę z pytająco przekrzywioną głową, pochylił ją w lekkim ukłonie i zniknął za rogiem domu.
Nacisnąłem przycisk na ścianie i powiedziałem:
- Banał.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka, e-book ]Okradziony świat. Owen Yeates 4 - Flashback 2Eugeniusz Dębski
-
[ książka, e-book ]Władcy nocy, złodzieje snówEugeniusz Dębski
-
[ książka, e-book ]Ostatnia przygodaEugeniusz Dębski
-
[ książka, e-book ]Tamta strona czasuEugeniusz Dębski
-
[ książka, e-book ]Tamta strona świataEugeniusz Dębski
-
[ książka, e-book ]Furtka do ogrodu wspomnieńEugeniusz Dębski
-
[ książka, audiobook, e-book ]Wilczy LegionAdam Przechrzta
-
[ książka, e-book ]Sztejer 3. Dajcie mi głowę zdrajcyRobert Foryś
-
[ e-book ]Naznaczeni błękitem. Księga IEwa Białołęcka
-
[ książka, e-book ]Z zimną krwiąRobert Foryś
-
[ książka, e-book ]Zima mej duszyMarcin Pągowski
-
[ książka, e-book ]Martwe JezioroMarcin Mortka
LINKI SPONSOROWANE