REKLAMA

Cynamonowe dziewczyny

autor: Hanna Greń
wydawnictwo: Replika
wydanie: Zakrzewo
data: 19 stycznia 2016
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 336
ISBN: 978-83-7674492-6

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka ze skrzydełkami  2016.01.19

Gdy tak leżała rozciągnięta w literę X, ze złotobrązowymi włosami rozsypanymi na poduszce, stanowiła kwintesencję jego pragnień. Należała do niego. Mógł z nią zrobić wszystko.

W Bielsku-Białej w dziwnych okolicznościach ginie policjant, który zajmował się sprawą morderstwa młodej dziewczyny. Ktoś chciał zostawić obok ciała tajemniczą wiadomość - różę bez kolców - lecz pomylił mieszkania. Czy na pewno był to morderca? Dlaczego wybrał inne drzwi? W śledztwie pojawia się coraz więcej pytań bez jasnych odpowiedzi. Morderca jest bardzo pewny siebie i czuje się bezkarny - mimo że policja odnajduje kolejne ciała jego ofiar, ciągle pozostaje poza kręgiem podejrzeń. Młode dziewczyny o podobnym wyglądzie są bezlitośnie kaleczone i wykorzystywane, a ich napastnik coraz częściej wyrusza na kolejne polowania. Dwóch młodych policjantów łączy siły, by z pomocą przyjaciół schwytać psychopatę, zanim ten skrzywdzi następną dziewczynę. By choć na krok zbliżyć się do sprawcy, uczynić go realnym, nadają mu imię, Yellowknifer. Czas pokaże kto ukrył się pod tym imieniem, czy jeszcze człowiek czy tylko sadystyczny potwór?

Wartka akcja, wciągająca fabuła, dosadny język, krwawe zbrodnie. Myślę, że jeszcze nie raz usłyszymy o tej autorce.

Anna Klejzerowicz, pisarka

,,Cynamonowe dziewczyny" to powieść, która pochłania czytelnika nie tylko ciekawą intrygą i świetnie nakreślonymi postaciami bohaterów, ale i opisem relacji międzyludzkich. Hanna Greń stworzyła fascynującą kompilację kryminału z powieścią obyczajową, a całość doprawiła szczyptą bardzo ostrego pieprzu. Polecam.

Augusta Docher, pisarka

Fragment

Wziął Klaudię za rękę i podprowadził do tapczanu.

- Rozbierz się i połóż - poprosił, przytulając ją lekko. Próbo­wała mocniej do niego przylgnąć, lecz natychmiast się odsunął.

- Za chwilę, skarbie, tylko na moment wyjdę w wiadomej sprawie.

Pokiwała głową ze zrozumieniem. Widząc, że zaczęła rozpinać bluzkę, wyszedł i stanął koło domku. Musiał poczekać, aż zaśnie.

Nie był w stanie uprawiać z nią seksu w normalny sposób, nie dzi­siaj. Za bardzo był nakręcony.

Gdy wrócił, spała już. Odchylił koc, przez chwilę napawając się widokiem pięknego, nagiego ciała. Potem sięgnął do szafki i wy­jął potrzebne przedmioty. Mocnym sznurem przywiązał jej ręce do wkręconych wcześniej w ramę tapczanu haczyków. Tak samo postąpił z nogami, na koniec zalepił usta taśmą. Spała głęboko, nic, co robił, nie było w stanie jej obudzić. Na razie.

Długo stał i podziwiał swoje dzieło. Gdy tak leżała rozciągnięta w literę X, ze złotobrązowymi włosami rozsypanymi na poduszce, stanowiła kwintesencję jego pragnień. Należała do niego. Mógł z nią zrobić wszystko. Wielokrotnie.

Rozebrał się i ukląkł obok dziewczyny. Wyjąwszy z kieszeni świeżo naostrzony nóż, leciutko przejechał ostrzem po kształtnej piersi. Na widok krwi podbiegającej ranę, szarpnął nim znajomy dreszcz. Przeniósł ostrze na drugą pierś. Potem, odłożywszy nóż, delikatnymi, niemal pieszczotliwymi ruchami zaczął rozsmarowy­wać krew po jej ciele. Rany były płytkie i krew wkrótce skrzepła. Przesunął się w tył, przecinając w kilku miejscach skórę na brzu­chu. Znowu roztarł krew. Plan przewidywał, iż w fazie pierwszej zrobi więcej nacięć, lecz Klaudia była tak doskonała, że zbyt się podniecił, by czekać.

- Jak słodko, jak strasznie słodko - jęczał, masturbując się dłonią czerwoną od krwi. Potem wdarł się w nią, a gdy poczuł śliskie od krwi ciało pod swoim, ogarnęło go szaleństwo.

Kiedy oprzytomniał, dziewczyna już nie spała. Patrzyła na niego z wyrazem nieopisanego bólu w oczach, z zalepionych taśmą ust wydobywało się żałosne kwilenie. Nadgarstki i nogi w kostkach miała poranione od wpijającego się w nie sznurka, piersi i brzuch stanowiły jedną wielką ranę.

Spojrzał na siebie, na pokryte krwią tors i dłonie. Pod paznok­ciami miał jej skórę. To było cudowne, przepiękne!

- Jestem z ciebie zadowolony - oznajmił gawędziarskim tonem, nalewając sobie wina. - Bardzo zadowolony. Jak na razie okazałaś się z nich najlepsza. Kto wie, może dorównasz Klarze? Ona mnie nie chciała, wiesz? Tak bardzo ją kochałem, a ta podła suka mnie odrzuciła. Zawsze się ze mnie wyśmiewała, nazywała Super Mil­kiem, że niby jestem najbardziej milutkim, grzecznym chłopczy­kiem ze wszystkich maminsynków świata. A potem zobaczyła mnie z kotem i już się nie śmiała. Udawała, że mnie lubi, chciała zostać moją dziewczyną. Jakbym nie wiedział, że kłamie! Nie mogłem pozwolić jej odejść, nie po tym, co zobaczyła, więc została moją pierwszą. To z nią odkryłem, jak może być słodko. Przychodziłem do niej wiele razy. Dała mi dużo szczęścia, ale w końcu musiałem ją zakopać. Wiesz, nie wyglądała już ładnie i, szczerze mówiąc, zaczęła brzydko pachnieć. Myślę, że chyba umarła. No, pora na fazę drugą. Pewnie nie chcesz dłużej słuchać o Klarze. Rozumiem, zazdrość... Niepotrzebnie, już się tobą zajmę.

Nad ranem Klaudia przestała reagować na ból. Milan przesuwał dłonią przed jej szeroko otwartymi, zapatrzonymi w jeden punkt oczami, ale nie wywołało to żadnego efektu. Ułożył się przy niej, objął ciasno ramionami i zasnął.

Obudził się po południu. Był głodny i spragniony, czuł też parcie na pęcherz. Nie chciał wychodzić z domku, dopóki nie zrobi się ciemno, dopił więc resztę wina i nasikał do butelki. Zjadłszy trochę chipsów, wrócił do Klaudii. Leżała tak, jak ją zostawił, nawet oczy patrzyły w ten sam punkt. Siadając na niej okrakiem, zauważył, że jest całkiem zimna i sztywna. To go zdziwiło - inne tak szyb­ko nie odchodziły. Nacinał nożem skórę, lecz krew prawie wcale nie płynęła, musiał zadać głębsze rany, by pokazało się jej trochę więcej. Niespecjalnie się tym przejął. Uwielbiał mieć na sobie ich krew, lecz jeszcze bardziej podniecało go posiadanie władzy abso­lutnej. Nie miało znaczenia, czy żyją. Był panem sytuacji i mógł robić z nimi, czego tylko zapragnął. On, którego Klara nazywała lalusiem i syneczkiem mamusi.

Nie był maminsynkiem! To go obrażało. Jego matka była może trochę zbyt zaborcza i nadopiekuńcza, ale to nie czyniło z niego kogoś takiego. Rodzice dysponowali sporym majątkiem, obracali się w kręgach wysoko postawionych osób i nie życzyli sobie, by ich jedyny syn zadawał się z dziećmi ludzi, których uważali za gor­szych od siebie. Akceptował to, tym bardziej że wcale nie garnął się do towarzystwa rówieśników i ich głupawych zainteresowań. Dopiero Klara...

Wrócił wtedy do domu zły i przygnębiony. Ni z tego, ni z owe­go Klara okazała mu zainteresowanie, proponując wspólny spacer. Pozwoliła się pocałować i niedwuznacznie dała do zrozumienia, iż jest gotowa posunąć się dalej. To sprawiło, że omal nie uniósł się w powietrze z euforii. Zaczął bezładnie mówić o tym, jak bar­dzo jest szczęśliwy, od dawna bowiem ją kocha i niczego tak nie pragnie jak być z nią.

Słowa padały szybko, chaotycznie, niemal się nimi dławił, chcąc jak najszybciej je wypowiedzieć. Klara nie przerywała mu, słuchała z uśmiechem zadowolenia, a on był przekonany, że jego uczucie jest odwzajemnione. Chciał pocałować ją po raz drugi, lecz niespo­dziewanie odepchnęła go i obrzuciła okrutnymi uwagami. Wtedy dopiero ich dostrzegł. Tych, z którymi się przyjaźniła, tych, którzy z niego kpili. Wyśmiewali go, a Klara im wtórowała! Wskazała palcem na mały przedmiot przypięty do wyłogu żakietu i dopie­ro wtedy pojął, iż to, co wcześniej uznał za broszkę, jest w istocie mikrofonem. Podła dziwka! Podpuściła go, a on dał się nabrać jak ostatni kretyn!

Miał ochotę uderzyć pięścią w tę śmiejącą się twarz i zrobiłby to, gdyby Klara była sama. Nie mógł dłużej znieść jej śmiechu, upokorzenie było zbyt wielkie. Uciekł do domu.

Chciał od razu udać się do siebie i tam, w samotności, przeżywać gorycz porażki, niestety zaraz po wejściu natknął się na matkę.

- Wróciłeś, syneczku? Co się stało, dlaczego jesteś taki przygnębiony?

- Nie mów tak do mnie! - Poczuł nagłą złość, słysząc piesz­czotliwe określenie i ton głosu. - Nie jestem małym dzieckiem!

- Nie bądź taki drażliwy. Można by pomyśleć, że się zakochałeś.

- Może tak właśnie jest?! Skończyłem już szesnaście lat, inni od dawna mają dziewczyny. Chcesz, żebym czekał do sześćdziesiątki?

Roześmiała się i to rozwścieczyło go jeszcze bardziej. Nie bę­dąc w stanie znieść kolejnych drwin, uciekł na podwórze, płacząc z bezsilnej złości. Jakim prawem Klara potraktowała go w ten sposób?! Dlaczego nie chciała być z nim, dlaczego wybrała tam­tych bezmyślnych idiotów?

Nie umiał poradzić sobie z jej odmową; nigdy do tej pory się nie zdarzyło, by nie dostał tego, czego zapragnął. Rodziców stać było na drogie gadżety i ubrania, nie widzieli powodu, dla którego nie mieliby kupować ich jedynakowi, skoro tak bardzo chciał je mieć. Milan czuł, że eksploduje, jeżeli zaraz nie wyładuje na czymś swo­jego gniewu. Miał ochotę coś rozwalić, zniszczyć, unicestwić...

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Kup bilet

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024