REKLAMA

Colin McRae. Autobiografia legendy WRC

tytuł oryg.: The Real McRae: The Autobiography of Britain's Most Exciting Rally Driver
autor: Colin McRae, Derick Allsop
przekład: Bartosz Sałbut
wydawnictwo: Wydawnictwo Sine Qua Non
wydanie: Kraków
data: 18 czerwca 2014
forma: książka, okładka miękka
wymiary: 150 × 215 mm
liczba stron: 312
ISBN: 978-83-7924223-8

Inne formy i wydania

książka, okładka miękka  2014.06.18

Brawura. Charyzma. Tragizm.

Całe życie naznaczone piętnem fatalizmu. Katastrofalne wypadki, seryjne defekty, pechowo stracone kolejne tytuły mistrza świata. Był szybki, piekielnie szybki. Uwielbiany przez kibiców za straceńczy styl jazdy i obcesowe traktowanie każdego, kto stawał mu na drodze do zwycięstwa. Zginął tak, jak żył - pilotując helikopter na krawędzi ryzyka...

Colin McRae zdradza, o czym myślał, tracąc przytomność zakleszczony we wraku swojej rajdówki, bezceremonialnie obnaża mechanizmy team orders i tłumaczy, dlaczego nienawidził Rajdu Monte Carlo. Ta książka to nie tylko błyskotliwa autobiografia, ale przede wszystkim kopalnia wiedzy i prawdziwa biblia dla każdego fana rajdów samochodowych.

Colin McRae urodził się w 1968 roku w szkockim Lanarkshire. Pierwszy tytuł rajdowego mistrza Wielkiej Brytanii wywalczył w 1991 roku, a w 1995 został najmłodszym mistrzem świata w historii tego sportu. Miał wtedy 27 lat. Historię tej niesamowitej kariery sportowej opowiada sam Colin, korzystając z pomocy Dericka Allsopa. Derick to czołowy szkocki dziennikarz sportowy, autor wielu książek napisanych we współpracy z najbardziej znanymi postaciami, takimi jak Michael Schumacher czy George Best. We wrześniu 2007 roku Colin McRae zginął tragiczną śmiercią w katastrofie śmigłowca. W wypadku tym życie stracił również jego syn. Niniejsza książka jest doskonałym świadectwem wielkiego talentu Brytyjskiego kierowcy.

Polskie wydanie książki zostało uzupełnione posłowiem eksperta WRC Cezarego Gutowskiego.

Fragment

Miasto bohaterów

Jeśli chodzi o bohaterów, trudnym do naśladowania wzorem na zawsze pozostanie sir William Wallace, był bowiem najwyższej klasy szkockim wojownikiem i przywódcą we wczesnym okresie walki przeciwko angielskiemu panowaniu nad krajem. Miasto Lanark wielbi jego imię, pomimo że w maju 1297 roku doszczętnie je spalił. Razem z grupą patriotów, w sile 30 wojowników, zabił rezydującego w Lanark angielskiego szeryfa.

Zainicjowany przez niego patriotyczny zryw zyskał wsparcie ludu, a armia pod jego wodzą nękała Anglików po północnej i południowej stronie granicy. Gdy udało mu się wypędzić wroga z ukochanego kraju, został mianowany strażnikiem królestwa. Wzbudzał zazdrość pośród szkockiej szlachty, która cały czas próbowała podważać jego pozycję. Wallace stał na czele partyzantki aż do 5 sierpnia 1305 roku, kiedy to został pojmany. Przetransportowano go do Londynu, oskarżono o zdradę i skazano na śmierć.

Darzony wielką czcią Wallace cały czas czuwa nad mieszkańcami Lanark, historycznego miasta targowego położnego nad rzeką Clyde, niespełna 50 kilometrów na południowy wschód od Glasgow. Jego pomnik zdobi iglicę kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja, stojącego przy głównej ulicy miasta, High Street.

To miejsce przyciąga wszystkie znane marki z obu stron angielsko-szkockiej granicy, które zwykle można spotkać przy głównych ulicach miast: Woolworths, Boots, WH Smith, Thomas Cook, Victoria Wine... Obowiązkowo znalazła się tu również indyjska restauracja Taj Mahal, a także wierny miejscowej tradycji ,,chińczyk" o nazwie McChan!

Zgodnie z tradycją sięgającą jeszcze XII wieku, kiedy to Lanark zyskało status miasta królewskiego, każdego lata mieszkańcy zbierają się pod pomnikiem Wallace'a, gdzie znajduje się serce obchodów miejscowego święta. Procesja i towarzyszące jej wydarzenia (zarówno te oficjalne, jak i mniej oficjalne) na trwałe zdążyły się wpleść w życie lokalnej społeczności.

W tych stronach praktykuje się również nieco nowszy rytuał upamiętniający heroiczne dokonania zupełnie innego rodzaju. Żaden z członków rodziny McRae nie ośmieliłby się aspirować do miana nowego Walecznego Serca, a mimo to ośmiotysięczna społeczność co roku świętuje ich wyścigowe osiągnięcia. Rozgrywane tu zawody McRae Stages stanowią jedną z rund Rajdowych Mistrzostw Szkocji i odbywają się z odpowiednią pompą, przy pełnym poparciu ze strony słynnej rodziny.

Założycielem dynastii był Jimmy McRae, który przesiadł się z motocykla do samochodu z tak wielkim powodzeniem, że aż pięciokrotnie triumfował w Rajdowych Mistrzostwach Wielkiej Brytanii. On i jego żona Margaret mieli trzech synów, z których dwóch dało się uwieść magii motorowej rywalizacji. Najmłodszy z nich, Stuart, związał swoją przyszłość z cateringiem, podczas gdy środkowy postanowił pójść w ślady ojca oraz starszego brata, Colina, i regularnie brał udział w Rajdowych Mistrzostwach Świata.

Colin McRae był pierwszym Brytyjczykiem, który zwyciężył w Rajdowych Mistrzostwach Świata, a przy tym najmłodszym zawodnikiem w historii, który kiedykolwiek sięgnął po ten tytuł. W 1995 roku stanął na najwyższym stopniu podium, mając zaledwie 27 lat. Już choćby w ten sposób zasłużył na miano bohatera. Charakterystyki tego niezwykłego syna Lanark i jego umiejętności za kółkiem nie można jednak sprowadzać do listy jego sportowych osiągnięć. Na co dzień tak skromny, że aż niemal nieśmiały, za kierownicą samochodu McRae przeobrażał się w nieustraszonego ekstrawertyka, a dzięki swojemu umiłowaniu do prędkości zyskiwał sobie rosnące grono fanów. Nie zamierzał się wyrzekać wrodzonej ostentacji i zawsze chciał być pierwszy, przez co wielokrotnie popadał w konflikt ze swoimi szefami i władzami sportowymi. Z tego samego powodu uczestniczył w licznych poważnych, choć niekiedy również widowiskowych, wypadkach.

W takich sytuacjach nieodmiennie dowodził swojej niekwestionowanej wyższości i czynił to na oczach wszystkich tych, którzy nie zważając na porę dnia czy pogodę, zapuszczali się głęboko w las, by obserwować z bliska bezgraniczne zaangażowanie mistrza w obliczu trudnego wyzwania.

Dziś pod sztandarem z hasłem McRae jednoczą się Brytyjczycy. Sir William Wallace nie zdołał zapisać na swoim koncie takiego osiągnięcia.

Wszystko zaczęło się w szpitalu w Lanark, 5 sierpnia (upiorny zbieg okoliczności?) 1968 roku, kiedy to na świat przyszedł mierzący 53 centymetry i ważący 3 kilogramy i 600 gramów syn Margaret i Jima McRae.

Dalej to oni opowiadają jego historię...

Margaret McRae: Nazwaliśmy go Colin, a na drugie imię daliśmy mu Steele. Takie nazwisko panieńskie nosiła matka Jima. Jako dziecko był trochę grubaskiem. Strasznie się opychał i był pyzaty. Nie to, co teraz, teraz jest stanowczo za chudy. Był też zdecydowanie największym psotnikiem z całej trójki chłopców. Alister urodził się w 1970 roku, a Stuart w 1972.

Colin od początku chciał poznawać świat. Gdy był mały, mieszkaliśmy w Blackwood, kilka kilometrów od Lanark. Musieliśmy zamykać bramy na sznurek, żeby się nigdzie nie szwendał. Matka Jima mieszkała zaledwie cztery domy dalej, a on lubił chodzić do niej w odwiedziny. Pewnego dnia, gdy miał mniej więcej trzy lata, wyszedł do ogrodu pojeździć na rowerku. Nagle uświadomiłam sobie, że nie słyszałam go już od dłuższej chwili. Wyszłam przed dom: rowerek stał przy bramie, ale po Colinie nie było śladu. Najwyraźniej wykorzystał go, by pomóc sobie w ucieczce. Wspiął się na rower, przeskoczył przez bramę i tyleśmy go widzieli. Sprawdziłam u babci, ale tam go nie znalazłam. Uznałam, że poszedł do kuzynów, ale tam też go nie było. Colin przeszedł na drugą stronę głównej drogi i powędrował do parku, bo ostatecznie znalazłam go na huśtawce.

To samo zrobił, gdy pojechałam w odwiedziny do koleżanki, która mieszkała w pobliskiej wiosce. W tej samej miejscowości był też dom mojej matki. Colin bawił się na podwórku z innymi dziećmi. Gdy przyszły po mleko i ciasteczka, okazało się, że Colin gdzieś sobie poszedł, ale nikt nie wiedział dokąd. Znowu gdzieś powędrował. Przeszedł przez kilka ulic i dotarł do babci. Moja mama pracowała i nie było jej w domu, więc zastałam go w jej ogrodzie, z ogromną lornetką na szyi, w czapce i kurteczce. Przywitał mnie słowami: ,,Babci nie ma"... Był naprawdę straszny.

W porównaniu z Colinem Alister był raczej spokojnym dzieckiem. Całkiem dobrze się razem bawili i byli sobie bardzo bliscy, chociaż Colin często chciał gdzieś iść i robić coś innego. Stuart zawsze trochę się różnił od tej dwójki. Nie miał takich zdolności mechanicznych jak Colin czy Alister. Colin ciągle się bawił klockami Lego albo Meccano, tego typu rzeczami. Zawsze lubił samochody, nawet gdy był jeszcze bardzo mały.

Zanim skończył roczek, uwielbiał stawać za kierownicą mojego samochodu, gdy parkowałam go przed domem. Bawił się kierownicą i dźwignią zmiany biegów. Ja oczywiście wiedziałam, że niczego nie będzie w stanie przesunąć i że to bezpieczna zabawa. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że w przyszłości może coś z tego być. Cieszyłam się po prostu, że mam go z głowy!

Moi rodzice często zabierali Colina na przejażdżki samochodowe. W tamtych czasach można było posadzić sobie dziecko na kolanach na przednim siedzeniu. Chociaż nikt go nigdy tego nie uczył, zaczął rozpoznawać marki samochodów. Mówił na przykład: ,,Dziadku, to ford anglia" albo ,,To escort". Już jako mały chłopiec znał wszystkie marki samochodów. Nie wiem skąd. Kiedy moi rodzice do nas przyjeżdżali, zawsze musiał wyjść i usiąść dziadkowi na kolanach, żeby razem z nim przejechać ostatnich kilka metrów. Robił tak, odkąd miał mniej więcej dwa lata. Jednego dnia Jim pojechał do Stirling po moje dwie ciotki i oczywiście Colin siedział w oknie i pytał: ,,Kiedy tatuś wróci do domu?". Gdy tylko przyjechali, wybiegł z domu i wpakował się Jimowi na kolana, żeby pokierować samochodem w drodze do garażu. Moja ciotka przez lata opowiadała potem historię o tym, jak to berbeć parkował samochód.

Jim Mcrae: Po ślubie odremontowaliśmy stary domek, który stał jakieś 100 metrów od domu mojego ojca. To było w Blackwood. Ojciec pracował tam jako kowal. Tym samym rzemiosłem parał się również jego ojciec, a przedtem jego dziadek. Ojciec miał w domu pomieszczenie, które służyło mu za warsztat. Gdy przeszedł na częściową emeryturę, zajmował się robieniem bram, ostrzeniem kosiarek i tym podobnymi rzeczami. Mówił na to dook - to takie stare miejscowe słowo na określenie warsztatu mieszczącego się w piwnicy.

Colin chadzał do dziadka, a my widzieliśmy, jak przemierza drogę wzdłuż ulicy. Potrafił tam przesiadywać godzinami i razem z nim pracować. Mój ojciec dobrze się bawił w jego towarzystwie. Colin wracał stamtąd umorusany smarem po czubki uszu. To pewnie tam, no i w naszym przydomowym garażu, zrodziła się jego fascynacja mechaniką, inżynierią i tym podobnymi sprawami. Jeździłem wtedy w rajdach motocrossowych, więc wszędzie stały motocykle i właściwie można powiedzieć, że chłopak się wśród nich urodził.

Po skończeniu szkoły chciałem zostać mechanikiem, ale jakoś się nie złożyło. Zatrudniłem się w firmie w Blackwood, która zajmowała się ogrzewaniem, hydrauliką i instalacjami elektrycznymi. Potem podjąłem pracę w Glasgow, jako młodszy kontroler ilości. Ostatecznie zostałem głównym kontrolerem, ale zawsze chciałem założyć własną firmę. Pewnego dnia jeden z podwładnych przyszedł do mnie i powiedział, że rozmawiał z jednym starszym facetem z Lanark, który chce sprzedać firmę zajmującą się hydrauliką i ogrzewaniem. Mój ojciec trochę mi pomógł i kupiłem tę firmę. Nazywała się Allan Wallace, Ltd. Nic mi nie wiadomo o żadnych jej powiązaniach z Williamem Wallace'em!

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Butelki dla dzieci Kambukka
Kambukka Reno

REKLAMA

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

City Break
City Break

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

REKLAMA