Fotoradar i wezwanie od strażników - co dalej?
26 września 2013
- Byłam na wakacjach, a po nich dostałam wezwanie do straży miejskiej, aby uiścić mandat za zbyt dużą prędkość - mówi nasza czytelniczka, pani Krystyna. - Tyle że to nie ja wtedy jechałam samochodem...
Jakie? Właściciel auta może przyznać się do winy i to na niego zostanie wystawiony mandat i karne punkty; ma wskazać kierowcę, który dostanie punkty karne i mandat albo nie przyznawać się i nie wskazywać możliwego winnego - wtedy zostanie uznany za winnego "odgórnie". Jeżeli nie wypełni oświadczenia, wtedy w wyznaczonym dniu musi się stawić u odpowiednich służb, gdzie zostanie mu przedstawione zdjęcie z fotoradaru i złoży wyjaśnienia. - Tylko co mam zrobić, skoro jestem pewna, że to nie ja wtedy jechałam za szybko, a żadna z osób, która używała wtedy samochodu nie pamięta, czy właśnie wtedy i z taką prędkością jechała? - pyta pani Krystyna.
No właśnie. Zanim się wybierzemy do straży miejskiej warto zażądać przysłania takiej fotografii listownie. Trzeba bowiem pamiętać, że kierowca nie ma żadnego obowiązku dostarczać dowodów na własną niekorzyść - jeśli organom ścigania zależy na naszym ukaraniu, muszą je sami przedstawić. Tak więc przyznać się do winy można wtedy, jeśli rejestrator drogowy rzeczywiście uchwycił nas na zdjęciu bądź na jego podstawie możemy określić z całą pewnością, kto siedział za kierownicą. Dlaczego z całą pewnością? Żeby nie zostać ewentualnie pociągniętym do odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań, czego boi się nasza Czytelniczka. - Co bowiem będzie, jeśli w oświadczeniu wpiszę, że kierował na przykład syn, podczas gdy zdjęcie pokaże, że to była siostra albo na odwrót? Wtedy przecież czepialski funkcjonariusz stwierdzi, że coś kręciłam i będę miała sprawę sądową...
O tym właśnie poucza naszą Czytelniczkę pismo od strażników: "Kto, przed organem powołanym do ścigania lub orzekania w sprawach o przestępstwo(...) fałszywie oskarża inną osobę o popełnienie tych czynów zabronionych (...)podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2".
Tyle tylko, że pismo nie poucza o innym prawie: że przepisy, na jakie powołują się strażnicy miejscy stosuje się do osób obwinionych, czyli takich, wobec których skierowano wniosek o ukaranie. Strażnicy muszą samodzielnie znaleźć kierowcę samochodu, który przekroczył przepisy - w innym przypadku po prostu łamią prawo. A wezwanie na komendę takim wnioskiem nie jest. Co więcej, art. 74 § 1 i 2, art. 75, 76 i 175 Kodeksu postępowania karnego - a ma on zastosowanie właśnie wobec obwinionych - mówi, że taka osoba nie ma obowiązku dowodzenia swojej niewinności - udowodnienie, że jest inaczej, spoczywa na tych, którzy chcą ukarania. Tak więc strażnicy muszą samodzielnie znaleźć kierowcę samochodu, który przekroczył przepisy - w innym przypadku po prostu łamią prawo.
Kto ma wskazać "podejrzanego"?
Inna sprawa, że w lutym tego roku Prokuratura Generalna wydała wniosek, w którym twierdzi, że po pierwsze strażnicy miejscy mogą karać mandatami wystawionymi jedynie na podstawie zdjęć z fotoradarów mobilnych - od ubiegłego roku urządzenia stacjonarne są pod nadzorem Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego; a po drugie - domaganie się od kierowcy wskazania sprawcy stoi w jawnej sprzeczności z Konstytucją i kodeksem karnym, właśnie wskazującym na domniemanie niewinności. Dalej zaś podnosi, że Trybunał Konstytucyjny uznaje za naruszenie wymagań konstytucyjnych formułowanie przepisów tak, by jego adresaci - czyli na przykład nasza czytelniczka - byli niepewni swoich praw i obowiązków. A właśnie nie mogą być pewni, skoro nigdzie w piśmie od strażników nie ma stwierdzenia, że to właśnie strażnicy mają udowadniać winę kierowcy.
Co zatem robić?
Co więc ostatecznie powinna zrobić pani Krystyna? Według nas - powinna zapytać strażników, czy są dowody na to, że to ona jest winna wykroczenia. Jeżeli strażnicy przyślą zdjęcie - złamią prawo, udostępniając materiał dowodowy osobom postronnym. Jeśli ponowią wezwanie bez dowodów - pogwałcą naszą gwarantowaną w Konstytucji RP niewinność (art. 42, §3).
Jak widzi to prawnik?
- Jeżeli nie można osobie wzywanej udowodnić na wstępie, że jest winna, nie można jej też przypisywać statusu winnej, gdyż "nie popełnia wykroczenia sprawca czynu zabronionego, jeśli nie można mu przypisać winy w czasie czynu" (dlatego też organ wzywa do przyznania się do winy, gdyż czasem to jedyny dowód, jaki może mieć). Głosi to art. 1 §2 kodeksu wykroczeń - mówi radca prawny Malwina Wrzesińska. - To że nie wiemy, kto kierował, nie czyni nas winnym, a jeśli służby wzywają nas do wskazania, kto kierował pojazdem lub wprost do przyznania się do winy pod groźbą grzywny, zastosowanie znajduje tu zasada domniemania niewinności oraz brak obowiązku dowodzenia swojej niewinności. Organ wzywający np. straż miejska czy ITD na obecnym etapie prowadzi czynności wyjaśniające. Pisma, które otrzymujemy, powinny zawierać szczegółowe pouczenia dla nas, dotyczące postępowania, których brak może spowodować odpowiedzialność funkcjonariusza, który przysłał nam wezwanie. Na marginesie - brak pouczeń jest również okolicznością, na którą możemy się powoływać w sytuacji obrony przez niesłusznym ukaraniem grzywną - gdyby do niej doszło. Podsumowując, jest wiele przesłanek przemawiającym za tym, by głęboko zastanowić się nad obowiązkiem udzielania odpowiedzi i wyjaśnień zarówno straży miejskiej, jak i pozostałym służbom - dodaje Malwina Wrzesińska.
(wt)