Ciupagowo - tu czas się zatrzymał
22 lipca 2015
Jeśli ktoś chce zobaczyć, jak wyglądają osiedla przy upadłych PGR-ach wcale nie musi jechać na Mazury czy Lubelszczyznę. Wystarczy, że wsiądzie do autobusu linii 152, dojedzie do pętli i przejdzie się na spacer ulicą Ciupagi. Tu wciąż trwa socjalizm a osiedle wygląda jakby było scenografią do filmu o życiu w PRL.
Hasło "ulica Ciupagi" w całej stolicy budzi jedno skojarzenie: areszt śledczy Warszawa-Białołęka. Ale warto poznać tę ulicę nie tylko od strony penitencjarnej. Można tu organizować wycieczki - tak, jak wygląda kolonia bloków mieszkalnych koło więzienia, wyglądały bowiem warszawskie osiedla w końcu lat osiemdziesiątych. I tak wyglądają bloki przy dawnych Państwowych Gospodarstwach Rolnych, gdzie bida, panie, piszczy, a złotówki zarobione ze sprzedaży jagód i grzybów idą na piwo i tanie wino.
Działkowicze w autobusie
Autobus 152 kluczy uliczkami Białołęki Dworskiej. Krajobraz jest tu raczej przewidywalny - domy ludzi biednych, zamożnych i zamożniejszych, obok starych budynków jednorodzinnych - pałace i dworki z przesadnymi, kiczowatymi ozdobami. Dookoła zielono - jesteśmy przecież niemal w lesie. Samochodów na ulicy niewiele. Krótki autobus marki MAN skręca z impetem z Żyrardowskiej w Zegarynki i po chwili zatrzymuje się na prowizorycznej pętli "Białołęka Dworska". Z pojazdu wysiadają pasażerowie. Głównie ludzie po pięćdziesiątce. Flanelowe koszule, spodnie niepierwszej nowości i buty, które kilkakrotnie odwiedzały szewca. W torbach zakupowych - butelki z wodą mineralną, bochenek chleba, pasztety i paprykarze w puszkach. To działkowicze, którzy na jesieni życia idą odpocząć w cieniu drzew, popijając na ganku altanki herbatę i rozmawiając z sąsiadami o tym, jak to dobrze już było, a teraz jest już tylko gorzej.
Od pętli odchodzą dwie ulice - Cieślewskich prowadzi do ogródków działkowych, ale kierowcy mogą przebić się nią do Płochocińskiej. Druga to Ciupagi - chodźmy więc zobaczyć, co tam słychać.
Zimne piwo ze sklepu
Za małym laskiem po lewej stronie wyrasta dziwne osiedle - siedem bloków, które przypominają, jak wyglądała bieda lat osiemdziesiątych. I jak dziś wyglądają bloki przy zamkniętych dwie dekady temu PGR-ach. Szare, obdrapane. Na elewacjach malunki ukazujące, komu kibicuje tutejsza młodzież. Ale też wulgarne napisy. Przed blokami - rozpadające się drewniane ławki. Na części dróg wewnętrznych nie ma nawierzchni. Samochody parkują na klepisku, które kiedyś miało być trawnikiem. Latarnie z innej epoki już chyba nie rzucają dobrego światła. Między sklepem spożywczym a blokami co rusz kursują młodzi faceci wygoleni na łyso, w klapkach, z bransoletkami na rękach. W jedną stronę idą z butelkami na wymianę, w drugą, do domu, z kilkoma flaszkami zimnego piwa. Pod ścianą szczytową jednego z bloków dwóch nastolatków ogląda filmiki na telefonie.
Schaboszczak na obiad
O tym, że nadszedł weekend, świadczy nie tylko spokój na osiedlu, ale także jego zapachy i dźwięki. W jednej z kuchni słychać głośne uderzenia. Togospodyni tłucze mięso na niedzielne kotlety schabowe. Z innego mieszkania dolatuje zapach pieczonego kurczaka z nadzieniem. Tu i ówdzie w oknach suszy się pranie, ale prawie wszędzie zainstalowane są anteny do odbioru telewizji satelitarnej. Osiedle może jest zaniedbane i na swój sposób dziwne, ale jedno jest pewne - drugiego podobnego ze świecą szukać w Warszawie.
Przemysław Burkiewicz